czwartek, 31 lipca 2025

Od Aye CD Chaita — „Pora żebyście się poznali"

Poprzednie opowiadanie

JESIEŃ, rok temu

To nie tak, że Aye nie ma empatii i myślał o tym, żeby zostawić Chaita z tym całym bałaganem. Aye chciał wrócić do domu, bo czuł, że z każdą kolejną chwilą zaczynają się dziać tutaj coraz dziwniejsze rzeczy, a jeśli zostanie tutaj minutę dłużej, to może się przebodźcować. I zacząć być niemiłym do bogu ducha winnego pracownika.
Otwierał już usta, żeby ze spokojem podziękować za wspólnie spędzony czas i odejść, kiedy usłyszał znowu tego samego (a może innego?) dzieciaka. Krzyk był tak głośny, że prawie rozdarł dziecku Hefajstosa głowę. Spojrzał na Chaita, który ze skrzywieniem na twarzy szukał wzrokiem smarkacza.
— Coś jest nie tak — powiedział z dziwnym spokojem, na co Chait słabo się uśmiechnął.
— Dzieci najwyraźniej… takie są, prawda?
Próbował uspokoić siebie samego. Nerwowo pocierał dłoń o dłoń i poprawiał włosy, które wcale w niczym mu nie przeszkadzały. Jeszcze spoglądał na Aye w taki sposób, jakby szukał w nim wsparcia emocjonalnego, ale za każdym razem spotykał się tylko z chłodnym wzrokiem.
— Chait, tutaj nie chodzi raczej o…
Rozwrzeszczany dzieciak przebiegł tuż obok nich. Na czworaka. Zrozpaczona matka pobiegła za synem, krzycząc tak głośno, że Aye zaczął żałować nienoszenia ze sobą zatyczek do uszu.
— Nie ma co się martwić — zaśmiał się. — Dzieci w tych czasach się tak bawią. Biegają. Na czworaka. Może udaje, że jest psem? Nie bawiłeś się tak nigdy?
Denerwujący śmiech Chaita działał Aye na nerwy, a wrzeszczący siedmiolatek nie łagodził kłującego bólu głowy.
— Nie, nigdy — westchnął. — Nie widzisz, że coś jest nie tak? Dlaczego dziecko miałoby się tak zachowywać na festiwalu?
— Różne rzeczy robią dzieci. Nie musisz się tym przejmować, okej?
Promienny uśmiech na twarzy Chaita wyglądał tak sztucznie, jakby został wygenerowany przez sztuczną inteligencję. Aye po prostu go zignorował. Podszedł do miejsca, w które wcześniej wbiegł dzieciak i zaczął spokojnie oglądać stelaż. Nie zobaczył niczego… odstającego od normy.
Przykucnął i podniósł pusty kubek po lemoniadzie.
— Hej, Chait, zobacz. — Przekazał chłopakowi plastikowy kubeczek. — Dzieciak napił się lemioniady. Wypił całą i wpadł w stelaż. Nie wskazuje ci to na coś?
Chait powąchał kubek, a potem polizał.
— Hm? Nie?
— W tej lemoniadzie coś mogło być nie tak. — Rozłożył zrezygnowany ręce. Rozmowa z Chaitem przypominała najgorsze cierpienia, jakich mógł kiedykolwiek doświadczyć. Jego niewinna postawa, wręcz dziecinna, nie pozwalała na poważną współpracę. Dzieciak Iris najchętniej nie sprawdzałby napojów, wierząc, że to po prostu zwykła, dziecięca natura.
— Ja nic nie czuję. — Wzruszył ramionami. — Nie, ale serio — powiedział, widząc chłodny wzrok Aye.
— Dobrze w takim razie wiesz co? Wypijesz cały kubek.
Chait się zgodził. Tak po prostu. Przez sekundę nawet nie pomyślał, żeby tego nie robić. Nie zastanowił się nad możliwymi konsekwencjami. Nie połączył kropek z dzieciakiem. Nie bał się, że może skończyć jak siedmiolatek i Aye będzie musiał uspokajać wrzeszczącego, dorosłego chłopaka.
Podeszli do budki, która stała teraz pusta.
— Jaki smak? — Aye wszedł na schodki, otworzył drzwiczki i powoli wślizgnął się do środka. Kiedy stanął przed ladą, patrzył z wyczekiwaniem na Chaita, który z zamyśleniem wpatrywał się na tablice z wypisanymi smakami.
— Truskawkowy, proszę.
Aye nie potrzebował instrukcji do maszyn. Wystarczyło, że raz na nie spojrzał i wiedział, jak powinien je obsługiwać i co nacisnąć, żeby nalać lemoniady. Potrafił właściwie zrobić wszystko i niczego przy tym nie zepsuć.
Podał Chaitowi duży kubek truskawkowej lemoniady, którą dodatkowo ozdobił listkami mięty i jedną świeżą truskawką. Pomyślał, że jeśli ma zrobić to sam, to chce, żeby wyglądało to schludnie i ładnie. Może gdzieś tam w duszy był perfekcjonistą.
Chait wziął od niego napój i zaczął powoli sączyć przez różową słomkę. Wyglądał tak dziecinnie i głupio, że Aye przez moment poczuł się jak rodzic.
— Nic nie czuję — stwierdził, wyrzuciwszy pusty kubek do śmieci. — Jakby zobacz. — Cofnął się i… zrobił fikołka?
— Co to miało być?
— Fikołek.
Zrobił kolejnego. I kolejnego. A potem jeszcze skwitował to szpagatem.
Aye cofnął się o kilka kraków. Bał się stać teraz tak blisko Chaita, który najwyraźniej świetnie się bawił. Zrobił przed nim cały pokaz przyszłego cyrkowca: szpagaty w powietrzu, backflipy czy mostki (mógł przysiąc, że usłyszał strzelające kręgi kręgosłupa). I to wszystko w ciągu dwóch minut.
Chait spojrzał szaleńczym wzrokiem na Aye.
— Myślisz, że dobrze sobie radzę?
— Tragicznie wręcz.
Właściciel budki zjawił się zaraz po krótkim pokazie młodego pracownika. Ze zrezygnowaniem spojrzał na Chaita i zaczął tłumaczyć, jak poszło zgłoszenie, i że dzieciak uciekł, szaleje po całym festiwalu, a ludzie zaczynają się niepokoić.
— Może ten dzieciak jest chory?
— No pewnie! — Chait wybuchł niespodziewanym śmiechem. — Ja też jestem!
Pan od lemoniady spojrzał kątem oka na Aye, który tylko wzruszył ramionami. Nie mógł się przyznać, że kazał Chaitowi wypić lemoniady, żeby potwierdzić swoją tezę. Zakładał, że półboga i tak mają za wariata.
— Mógłbyś mi pomóc przenieść te stoliki?
— Tak, chętnie!
I zanim współpracownik Chaita zdążył podejść do stolików, to ten już je wszystkie przeniósł. Po jednym na rękę.
— Z nim coś jest nie tak?
— Chyba jest taki zawsze, prawda? — mruknął w odpowiedzi, ale właściciel budki nie wydawał się usatysfakcjonowany tą odpowiedzią.
— Nie, kiedy… czy on robi fikołki?
— Och.
Chait znowu kontynuował swój cyrkowy pokaz.
— Zaraz po kogoś zadzwonię. Przepraszam cię.
— Nie ma problemu.
Aye widział, jak wyciąga telefon i szybki krokiem znika za tyłami niewielkiej budki. Odetchnął z ulgą. Obecność współpracownika nie była im na rękę, nie, kiedy Chait zachowywał się w taki sposób. Nie, kiedy Aye próbował poznać prawdę.
— Hej, Chait — przywołał do siebie chłopaka. — Mógłbyś, wiesz… troszeczkę się zachowywać? Zaraz wymyślę, jak ci pomóc.
— Ochhh, pewnie!
Przybiegł jak na zawołanie. Jak grzeczny, posłuszny piesek. Oczy miał wielkie jak monety, a źrenice tak rozszerzone, jakby zaciągnął się dobrym ziołem. Dodatkowo przeskakiwał niecierpliwie z nogi na nogę, kiedy stał obok znajomego.
Aye najpierw spojrzał na budkę. Potem na stoliki. A potem w oczy rzucił mu się starszy mężczyzna na wózku, który musiał od dłuższego czasu się im przyglądać. Kiedy spojrzenie starca i Aye się spotkały, zaczął odjeżdżać w innym kierunku.
— Poczekaj tutaj, okej?
Chait nie słuchał. Poszedł za Aye a Aye poszedł za uciekającym starcem na wózku. Był szybki jak na to, że siedział z kocem na kolanach, a twarz miał tak pomarszczoną, jakby właśnie miał się żegnać z tym światem.
— Przepraszam! — krzyknął, ale dziadek udawał, że nie słyszy. Poprawił zsuwający się z kolan kocyk i przyspieszył. Jechał tak szybko, że Aye musiał przejść w bieg, a naprawdę, ale to naprawdę, nienawidził biegać.

Chait?
 ──── 
[1028 słów: Aye otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz