sobota, 19 października 2024

Od Kala CD Elianne — ,,Why we gotta get so serious?"

POPRZEDNIEOPOWIADANIE

LATO

Westchnął cicho, próbując przypomnieć sobie sposoby na rozluźnienie się. Wyrzucenie z siebie stresu. Tego kotłującego się w nim uczucia, które sprawiało, że ich rozmowa stawała się dla niego jeszcze trudniejsza, niż normalnie by była. O wiele za trudna, za ciężka, zbyt wymagająca. Delikatna mgła zaczynała zasnuwać jego mózg, utrudniała mu zebranie myśli. Temat zaczynał powoli go męczyć, ciągnąc go za nerwy i kłując małymi szpileczkami za oczami. Nigdy z nikim i tym tak długo nie rozmawiał, nigdy nikomu tak wiele nie mówił i czuł się tak, jakby to wyzuło z niego całą energię. Zarówno psychiczną, jak i fizyczną.
Nie przypomniał sobie żadnej z technik na redukcję stresu oprócz tej, która wymagała wstania i imitacji uderzania młotem o ziemię. Odczuwał piekące poczucie wstydu na samą myśl, że miałby to zrobić przed Elianne.
Zmusił się, by wreszcie na nią spojrzeć. Z nadzieją, że od samego tego spojrzenia nie złamie się i z jego oczu nie popłyną niechciane łzy.
— Hej — powiedział, próbując się uśmiechnąć; kąciki jego ust zadrżały w niepewnym i słabym łuku, który miał w sobie niewiele z radości, a więcej ze współczucia — nie smuć się tak. Nie ma powodu, to nic takiego — stwierdził tonem na tyle lekkim, na ile było go stać. Niewiele myśląc, lekko ścisnął jej palce w geście… sam nie wiedział. Próbował ją pocieszyć? Wyglądała na zmartwioną, a on nie chciał, żeby się o niego martwiła.
Ich dłonie spotkały się, wyłamując szczelinę w niewidocznym murze zbudowanym z niepewności, który powstał między nimi. Nie zauważyli nawet, kiedy go zbudowali, ale tam był, choć jeszcze nie na tyle mocny, by nie mogli go zburzyć.
Dotyk to takie dziwne doznanie.
Gdy go nie ma, człowiek nie orientuje się, że go potrzebuje. Ale gdy kiedykolwiek go zazna, zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo mu go brakowało.
Nie było to krótkie, przypadkowe muśnięcie. Coś, co łatwo można zwalić na przypadek, na żart, na cokolwiek. Kal wyciągnął dłoń, oplótł swoje palce wokół palców Eli w stabilnym uchwycie. Mocnym, ale nie na tyle, żeby bolał; takim, dzięki któremu rzeczywiście czuje się osobę obok. Dotyk, który przekazał znacznie więcej emocji, niż Kal był w stanie wypowiedzieć, mieszanka uczuć, których on sam nie był w stanie rozpoznać. Na moment porzucił swoją tarczę, przekroczył jedną z granic, które sam sobie ustalał, choć nie zawsze był ich świadomy.
Coś w nim drgnęło. Nie w przyjemny sposób. Było to uczucie porównywalne do okropnych, lodowatych dreszczy, gdy ktoś przykłada ci zimną puszkę napoju do karku i śmieje się, gdy się wzdrygasz.
Zreflektował się i szybko puścił dłoń Eli, a zamiast tego chwycił własny nadgarstek.
To tylko dotyk, powtarzał sobie. Nic, co powinno wywołać w nim… tę dziwną sensację, nieznane mu wcześniej uczucie, którego nie potrafił do końca opisać.
Jego policzki zarumieniły się lekko. Żywił ogromną nadzieję, że Elianne tego nie zauważy, może stwierdzi, że tak było od początku, przecież zawsze używał na nich trochę różu.
— Nie ściągnęłam cię tutaj, żeby wszystko zbyć zwykłym ,,to nic takiego” — żachnęła się Elianne, chociaż nie wyglądała na złą. Kal prędzej powiedziałby, że była rozczarowana jego bagatelizacją, zamiataniem tego pod dywan.
On nie był rozczarowany, w żadnym razie. Ani zaskoczony, jeszcze czego. Od samego początku wiedział, że ostatecznie tak to się skończy, że zacznie robić wszystko, byleby ta rozmowa nareszcie się skończyła, nawet jeżeli to wymagałoby pogrążenia samego siebie albo odejścia bez słowa. By się rozeszli do swoich spraw, może z lekkim niedomówieniem, ale w końcu wszystko zaczęłoby powoli wracać do normalności. Do tego, co było. Kal był tego pewien, musiało tak być. Elianne nie była osobą, która odpuszczała sobie ludzi ze względu na małe zgrzyty w relacji, na tyle to on ją znał. Przynajmniej wydawało mu się, że by tak nie postąpiła, a nawet jeśli… jeśli Elianne kiedykolwiek by sobie go odpuściła, on by sobie tego nie wybaczył. Jak mógłby być aż tak problematyczny, żeby taki promyk słońca, zawsze chętny do pomocy i uśmiechu, opuścił go?
Nie wiedział jednak, co może jeszcze powiedzieć. ,,Jasne, to bardzo ważne” brzmiało co najmniej jak odpisanie na czyjąś wiadomość ,,Ok”, a nic innego nie przychodziło mu do głowy. Myśli wymykały mu się, zanim jeszcze udało mu się je schwytać, jego własny umysł zaczynał powoli go sabotować i uniemożliwiać mu skupienie się. Był bliski zapomnienia, o czym w ogóle rozmawiali. Nie potrafił znowu wyrzucić z siebie jakiegoś przepotężnego wyznania, które przyćmiłoby wszystko inne, nie potrafił wyrzucić z siebie ani słowa więcej. Napotkał stworzoną przez samego siebie blokadę, której nie potrafił przekroczyć, która sprawiała, że nagle rozmowa z Elianne zaczęła przypominać mu niemożliwie irytujące zadanie, które próbuje wykonać po raz setny i już nie może ukrywać, że jego cierpliwość wyczerpała się… dużo czasu temu.
Dobrze wiedział, że Elianne nie odpuści. Jeżeli nie dziś, to kiedy indziej, ale temat nieuchronnie wróci, nieważne jak bardzo Kal będzie niechętny do podjęcia go i jak długo będzie go odkładać na później. Zawsze z tyłu głowy będzie dręczyła go ta świadomość, te myśli, że może właśnie dzisiaj znowu zostanie zaciągnięty w ten cichy kąt i poniekąd zmuszony do powiedzenia, co mu leży na sercu.
Czasami był okropnym prokrastynatorem. 

 Elianne
 ─── 
 [832 słowa: Kal otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz