Trzymam go w dłoni i patrzę; czerwona skórka, która go otacza, niezmiennie przykuwa moją uwagę, jakby sama prosiła o zajęcie się nią. Więc przekrawam, sunę tępym nożem po twardej powłoce i obserwuję.
Świeży sok zaczyna soczyście spływać między moimi palcami, następnie zlewając się w niewielką kałużę. Zaciekawia mnie jednak jego wnętrze.
Z zewnątrz nietykalny, w środku tak delikatny. Wręcz idealny do zranienia, wypatroszenia i pożarcia. Patrząc się w mozaikowy układ nasion, łzy samoistnie zaczynają przeć wprost do moich oczu. W przypływie emocji rzucam nim o brudną już podłogę, następnie stając na owoc nogą.
Zgniatając go, czuję ucisk we własnym sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz