LATO
Chociaż przeciągająca się cisza stawała się dla Veronici coraz trudniejsza do zniesienia, zgrabnie nie pokazywała tego, dalej zajmując się swoją pomidorową i frytkami. Kiedy podniosła wzrok znad swojej miski, zauważyła, że nowo poznali wpatrują się w nią, jakby miała zaraz pokazać kły i rozwinąć skrzydła. Już chciała dokończyć w dwóch łykach zupę i pożegnać się, kiedy dziewczyna odezwała się.
Oakland – pomimo zapewnienia, że młodzież siedząca przy niej tam „tylko studiuje”, wiedziała, że za tymi słowami kryło się coś innego.
Nie musiała znać, czego akronimem był „SPQR”, ani funkcji tajemniczych kresek na ich przedramionach, ale wystarczyło to połączyć z ich pełnymi podejrzliwości spojrzeniami i geografią Oakland. Veronicę olśniło – miała do czynienia z ludźmi podobnymi do niej.
Chciała im powiedzieć o swojej przynależności do Obozu Herosów, ale niestety nie dano jej szansy. Ta sama dziewczyna, która zaprosiła ją do stolika i na plażę, teraz rzuciła pospieszne pożegnanie i razem ze swoimi znajomymi opuściła stolik. Veronicę zatkało.
Nie wiedząc czemu, poczuła cierpkie ukłucie za mostkiem. Wymyślając kolejne powody, dlaczego takie spotkanie mogło nie wypalić, wróciła do popijania zupy.
– Boże – usłyszała znajomy głos, który przed chwilą rzucił jej pożegnanie. – ale wtopa. Zaproponowaliśmy ci spotkanie na plaży, ale się nie przedstawiliśmy. Cherry jestem. Ten wysoki i wredny to Friedrich, a nasz kumpel to Caid.
– Jestem Veronica. – odpowiedziała jej uśmiechem.
Chociaż tyle się dowiedziała.
Żar lejący się z nieba i asfaltu, jak i oślepiające słońce przywitały ją razem z zapachem popcornu. Przeraźliwy wrzask dochodzący z samochodu dziwnie przypominał słowa „Rzymianie” oraz „Ceres”. Instynktownie rzuciła się w stronę Cherry i jej dwóch przyjaciół, dobyła też Rozpruwacza, chociaż dalej nie wysunęła ostrzy. Lawirowała pomiędzy przechodniami. Uniosła brwi, widząc samochód plujący spod maski popcornem.
Tłum powoli się rozrzedzał, ale ona dalej stała, patrząc na maskę samochodu. Widać było po niej już o wiele większy spokój.
– Dzięki bogom, że to tylko karpoi. – powiedziała w końcu, kiedy ludzie powrócili do swoich zajęć i mogli porozmawiać prywatnie. – Skoczę tylko po skrzynkę z bagażnika i pomogę wam z samochodem.
Pomachała im krótko na pożegnanie i szybkim krokiem ruszyła do swojego auta.
„Skrzynia, narzędzia. Skrzynka, narzędzia. Skrzynka…” – myślała, zbierając większość najważniejszych narzędzi.
– Już jestem! – krzyknęła, podbiegając do półbogów. Zaglądnęła wgłąb maski samochodu i cmoknęła z niezadowoleniem. – Wypadałoby jakoś wydmuchać ten popcorn… Może się uda od dołu?...
Kucnęła i ostrożnie wsunęła się pod samochód, pociągając za sobą skrzynkę z narzędziami.
– A więc nie jesteście zwykłymi śmiertelnikami? – zagadała, starając się mówić głośno i wyraźnie, kiedy oglądała spód samochodu.
[402 słowa: Ver otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz