Każdego ranka w mieszkaniu unosił się melodyjny śpiew Vivian. Budził mnie zamiast budzika, sprawiając, że mój dzień nigdy nie był całkowicie zły, mimo bezsłonecznego, ciemnego nieba, wprawiającego mnie w senność.
Słysząc nuty po latach, od razu je rozpoznałem. Uchyliłem powieki i poczułem zapach świeżej pościeli — jak dawniej. Zimne powietrze wpadało przez uchylone okno.
— To jakaś kołysanka? — wymamrotałem. — Brzmi jak… coś, co raczej śpiewasz na dobranoc, nie o ósmej rano.
— Kto powiedział, że kołysanki muszą być na dobranoc?
Przecież kołyszesz kogoś do snu. Na dobranoc.
— Chcesz kawy?
Dopiero później, strojąc struny przy Artemie, uznałem, że rzeczywiście, niekoniecznie muszą być na dobranoc.
───
[Edgar otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz