czwartek, 16 czerwca 2022

Od Elio — zlecenie #1 — część 2

Poprzednie opowiadanie

Elio postanawia szturmować do domku Hekate z łopoczącą w rękach paczką Teodorem. Udaje mu się dobiec do najbliższej córki Hekate przy gromkim buncie Teodora!
— No, paczuszko. Poczekasz ze mną grzecznie, czyż n- — Nim Elio miał szansę dokończyć pytanie, paczka zadrżała (zupełnie jakby chciała zamruczeć) i jej zawartość rzuceniem się o karton posłała siebie wraz z opakowaniem na spotkanie z trawą.
— Nie, nie nie. — Szaroniebieskie włosy herosa powiększyły się na widok kartonu, niesionego ruchami tego czegoś. — Nie, nie. Grzeczna paczuszka. Cichutko. Rozumiemy się? — „Grzeczna paczuszka” najwyraźniej uznała, że się nie rozumieli. Rzucała się po trawie, a brązowa taśma wyglądała, jakby miała się poddać.
— Zła paczka! Siad! Waruj! Cokolwiek! — Elio schylił się, podniósł pudło i z całej siły przytulił się je do siebie. Niezadowolone zmianą wysokości zaczęło drżeć w jego objęciach. Z początku delikatnie, po paru sekundach tak mocno, że zęby półboga zaczęły stukać o siebie.
— Że też herosów z Prime nie stać na silvertape. — Bąknął pod nosem, poprawiając chwyt na niej. — Nie odzywaj się. — Wydawało się, że w paczce naprawdę było coś… żywego. Albo zachowującego się jak żywe.

— Wiesz, co paczuszko? Masz szczęście, że to ja jestem twoim przewodnikiem. Wiesz, ile osób zapłaciłoby za spędzenie ze mną tyle czasu? Bardzo wiele. — Elio stuknął w karton, od razu żałując swojej decyzji. Coś zaczęło rzucać się po pudełku. Waga paczki stała się zauważalnie większa tak jak niecałą godzinę temu w Nowym Jorku. — Już, już. Dam ci imię, co? Niech będzie… Teodor. Paczka Teodor.

Teodor zamarł. Zamiast rzucać się na wszystkie strony jak skarpetka w pralce, zachował się, jak na paczkę przystało. Leżał nieruchomo w ramionach herosa, dając mu chwilę, by odetchnąć. Niestety, jak szkolne przerwy, kieszonkowe, paczki żelków i inne piękne rzeczy, spokój skończył się niestosownie szybko. Teodor wpadł w szał, w tym momencie na pewno stając się najwścieklejszą paczką we wszechświecie. Taśma, którą oklejone były nawet rogi paczki, zaczęła odklejać się w kilku miejscach. Na samym środku była na tyle rozciągnięta, jak gdyby miała zaraz się rozerwać. Chejron oczywiście odbiegł (odgalopował?) na drugi koniec Obozu.
W tym momencie Elio zdał sobie sprawę z tego, że sam nie zdoła dokończyć zlecenia i oddać paczki w jednym kawałku. Nie mógł na to pozwolić. Jak Elio, skubany (świeżo upieczony) grupowy mógł zawieść cały siódmy domek i spierdolić tak proste zadanie? Musiał poprosić kogoś o pomoc, aby móc oddać Teodora w ręce właściciela i uciec do rodzeństwa. Musiał jeszcze zastanowić się nad tym, jak ogarnie bandę małych Apolloniątek i spełni się jako grupowy. Nie miał wrażenia, że będą się go słuchać. Miał za to wrażenie, że wypróbują ulubioną klątwę ich ojca na nim. Nie, żeby nie lubił poezji. Nie miał tylko ochoty na rymowanie przez cały czas.

Młody półbóg ruszył w stronę najbliższego domku — Dwudziestki. Nie przepadał za dziećmi Hekate. Nie dlatego, że nie lubił samej bogini czy magii. Chodziło o jeden z atrybutów bogini — węże. Sama myśl o długich, śliskich, pokrytych łuskami ciałach i rozwidlonych językach gadów sprawiało, że Elio drżał na całym ciele, a jego żołądek zawiązywał się w supeł. Miał wrażenie, że gdy tylko przekroczy próg domku, zastanie dżunglę pełną wężów. Węże na suficie, węże na łóżkach, węże na podłodze, węże na Elio. Chłopak poczuł, jak krew odpływa z jego twarzy.

Mimo tego nie mógł pozwolić sobie na zawrócenie. Teodor (a raczej zawartość Teodora) zawzięcie łopotała o karton, nadwyrężając taśmę. Teraz paczka dopiero była tykającą bombą. Elio miał parędziesiąt sekund na dobiegnięcie do celu. Ignorując szaleńcze starania Teodora, zwiększył tempo, sprintując przez Obóz, ignorując zdziwionych obozowiczów i przeskakując kamienie. Słońce grzało niemiłosiernie, a koszulka herosa kleiła się do jego pleców. „Bogowie… Ojcze. Ktokolwiek. Dajcie mi to załatwić, proszę”. Szepcząc modlitwę, wbiegł do domku Hekate (niemalże wyważając drzwi).

— Pomocytapaczkażyjeproszępowiedzcieżenietrzymacietutajwęży — wydyszał, wolną ręką wskazując na Teodora, szarpiącego się pod jego pachą.
— Coo? — Nastolatka o czarnych, kręconych włosach ziewnęła, spoglądając znad księgi, która wyglądała, jakby mogła mieć tysiąc lat.
— Potrzebuję pomocy. Możecie jakoś… zapieczętować to? Zrobić magiczne czary-mary? Nie na długo, tylko parę godzin. Godzinkę. — Paczka zatrzęsła się, a do uszu obecnych dotarł dźwięk rwanego kartonu. — Bogowie, Teodor! Ogarnij się. — Elio z powrotem objął paczkę dwoma ramionami.
— To coś nazywa się… Teodor? — Czarnowłosa przekrzywiła głowę, wstając z łóżka.
— Nieważne. Serio, potrzebuję pomocy, nie wiem, co to jest, ale zaraz się wydostanie i- i wszyscy zginiemy. Albo stanie się coś złego. Proszę, zapłacę. Będę za was sprzątał przez następne dwa tygodnie. I zadbam o to, żebyście dostali najwyższe oceny podczas następnej kontroli porządku.

W oku dziewczyny na wzmiankę o sprzątaniu zabłysnęła iskierka.
— Dawaj tego Teodora.
◇──◆──◇──◆
715 słów: Elio otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia (+30).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz