środa, 15 czerwca 2022

Od Kai — „Promienie słońca”

Promienie słońca przyjemnie muskały twarz białowłosej. Nie sprawiły one jednak, że ta wstała, lecz przeciągnęła się na łóżku, jak skończony leń i mlasnęła dwa razy. Słońce w niczym jej nie przeszkadzało — tylko podsycało chęć spania, a harmider panujący dookoła zdawał się nie istnieć. Tę umiejętność spania w takich okolicznościach można było nazwać talentem, gdyż większość już by stała na nogach, szukając ubrań, które mogliby założyć dziwniejszego, upalnego dnia. Kaya natomiast leżała rozwalona na całym łóżku z jedną wystawioną nogą spod kołdry.
Ktoś przerwał jej odpoczynek. Brutalne szturchnięcie wyrwało białowłosą ze snu.
— Kto? — pytała, rozglądając się rozmąconym wzrokiem.
Niewiele widziała, bo, cholera, spała.
— Wiesz, która jest godzina?
— Nie wiem, która? — Podniosła się do siadu, przetarłszy oczy.
Wbiła wzrok w blondynkę, która ze skrzyżowanymi rękoma na piersi wpatrywała się w nią tak głęboko, że spojrzeniem mogłaby wyryć dziurę w twarzy Kai; a wykrzywione usta zdradzały jedynie złość i zirytowanie. Białowłosa nie miała bladego pojęcia, dlaczego znajoma jest tak zdenerwowana — prawie tak, jakby coś przegapiła i przestała pół dnia.
— Trzynasta. — Tupnęła nogą. — Nikt nie śpi o tej godzinie.
— Daj spokój. — Uśmiechnęła się. — Jest na tyle gorąco, że wszyscy powinniście spać. Odpoczęliście i wiesz…
— Kaya.
— Słucham cię uważnie. — Poklepała miejsce obok siebie. — Siadaj i opowiedz, o co chodzi.
Dziewczyna jednak nie usiadła, tylko burknęła coś niezrozumiałego pod nosem, a Kaya dalej się do niej głupkowato uśmiechała. Miała wrażenie, że im dłużej wyszczerza zęby, to niedługo będzie mogła liczyć na spokój; a jak się przeliczyła, kiedy koleżanka usiadła z pełnym impetem na łóżku. Cięższa od białowłosej dziewczyna zagięła materac, a zaskoczona Kaya, która nie spodziewała się takiej agresji w siadaniu na posłaniu, podskoczyła.
Spojrzała się na blondynkę, która wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Kręcące się w oczach łzy, zaciśnięte dłonie w pięści i zmarszczone czoło.
— Mam problem — powiedziała w końcu, na co Kaya odetchnęła z ulgą. — Zepsułam.
— Możesz mi to przynieść, a naprawię. Umiem naprawiać niektóre rzeczy. — Poklepała koleżankę po plecach. — Co prawda nie mam wybitnych umiejętności manualnych, to dam radę coś związać albo… no, wiesz.
— Zepsułam moją szansę na związek — rozpłakała się.
— Też kogoś obudziłaś o trzynastej, jak smacznie spał? — zażartowała.
Blondyna posłała Kai zirytowane spojrzenie. Rozmazany tusz do rzęs pokrył pół twarzy dziewczyny, a łzy nie przestawały lecieć — wyglądało to tak, jakby za moment miała w nich utonąć i umrzeć na łóżku białowłosej.
— Zażartowałam, ale on nie zrozumiał żartu i uciekł.
— Matko, właśnie dlatego nienawidzę mężczyzn. — Przewróciła oczyma. — Nie przejmuj się takimi pacanami, skoro nie rozumie żartu i ucieka, to jest niewiele wart. Dodatkowo pewnie jest nudny. Boże, jak ja nienawidzę mężczyzn. Jeszcze powiedz, że śmierdział.
— Tylko trochę.
— Ale śmierdział, a to już jest flaga ostrzegawcza.
— Może masz rację… — Blondynka podniosła się, przetarła raz jeszcze oczy i spojrzała na Kayę, która patrzyła na nią z wyczekiwaniem.
Rozmowy na temat związków i facetów to nie były ulubione tematy białowłosej, gdyż nigdy nie wiedziała, co powinna innym doradzić; a oni przychodzili do niej, by posłuchać nawet najgłupszych rad. Tym razem też tak było, bo po tym, jak znajoma wytarła twarz o wiszący na krześle ręcznik (który swoją drogą należał do Kai), pożegnała się i wyszła.
Białowłosa wpatrywała się tylko bezradnie w przestrzeń, bo cała ta sytuacja była na tyle absurdalna, jakby wciąż śniła i wcale nikt jej nie wybudzał. Jak to się nazywało? Sen świadomy?
Dziewczyna raz jeszcze rzuciła wzrokiem na ręcznik, który ubabrany został w tuszu do rzęs, po czym podeszła do szafy, z której wygrzebała białą koszulę oraz białe spodnie. Ten kolor zdecydowanie do niej należał i nie ma nawet potrzeby zadawania pytania: „jaka jest twoja ulubiona barwa?”, wystarczy bowiem na nią spojrzeć, by się domyślić. Biel podkreśliła czerwoną szminką, jej ulubioną zresztą.
Tak ubrana wyszła na zewnątrz, gdzie zaatakowało ją palące słońce oraz delikatny, ciepły wiatr. Mogła zostać w cieniu, pomyślała. Teraz została skazana na upał, hałas i znowu upał. Pewnie zdychałby tak dalej, gdyby nie dostrzegła chmary szarego dymu, uciekającego za budynkiem. Od razu zaalarmowana, że to pewnie pożar, pobiegła sprawdzić, co się stało.
— Och — mruknęła tylko, kiedy zobaczyła sześcioosobową grupkę z papierosami w zębach.
To było ostatniego, czego się spodziewała, a przecież nie raz miała fajkę w ustach. Nigdy jednak nie sądziła lub też nie była w stanie sobie wyobrazić tak zauważalnej chmury dymu, spowodowanej właśnie przez to.
— Wszystko widać — powiedziała, lustrując każdego z osobna.
Każdy był od niej wyższy, przez co musieli nieznacznie się zgarbić, by móc spojrzeć Kai w oczy.
— Zaraz się zmywamy — odpowiedział jeden chłopak. — Chcesz nas podpierdolić?
— W życiu! — Pomachała nerwowo rękoma, czując się przez to, jak przestępca. — Wyglądam na kogoś takiego?
— Niezupełnie, ale zawsze warto się upewnić.
— Myślałam, że się pali, jak mam być szczera. Narobiliście takiego dymu, jakby co najmniej paliło się siano.
— Ona nam takie fajki sprowadziła. — Wskazał palcem na ciemnowłosą dziewczynę, opartą plecami o ścianę budynku. — Jej pytaj, co tam nawkładała. — Odwrócił się, by zaciągnąć się na nowo i wypuścić z ust niezwykle ciemną, smolistą chmurę.
Kaya wpatrywała się w twarz dziewczyny, która z przymkniętymi oczami zapraszała promienie słońca na twarz. Wyglądała spokojnie, niezaciekawiona rozmową ani śmiechami.
Ten dzień zdecydowanie zapowiadał się na dziwny, wręcz na taki, jakby budował go nietrzeźwy mózg podczas snu; bo Kaya dalej miała wątpliwości, czy aby na pewno nie śni.

Opowiadanie do ultra tajemniczego ktosia, którym jest pewna niepowstała jeszcze baba
◇──◆──◇──◆
855 słów: Kaya otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz