TW: transfobia
— Aaahh!! — wrzasnąłem, budząc się po dziewięciogodzinnej drzemce. Spojrzałem nerwowo na zegarek, na swojej szafce nocnej. — Dziewiąta piętnaście... zaspałem — wydukałem tylko, bo to wcale nie tak, że przed chwilą śnił mi się koszmar, w którym mój ojciec zamienił się w samego Kronosa (który jeszcze żywy „radował” się na widok swoich małych dzieci), który właśnie pożera mi siostrę ze smakiem! A moja macocha nie miała niczego przeciwko temu i chciała również złożyć i mnie w ofierze.
***
Odetchnąłem, wracając do domu rodzinnego z kotem na smyczy, co jak co, ale ten to dopiero potrafi szybko biegać... o mało nie wpadłem przez niego pod auto, a gdyby tego było mało, ten nicpoń wyrwał się ze smyczy i musiałem gonić go przez kolejne trzy osiedla... nienawidzę go, ale jednocześnie kocham.
— Już jesteś? Upiekłam ciastka — powiedziała postać, stojąc przy drzwiach od kuchni, ta „postać” była moją siostrą. — Długo cię nie było Reliusz... Eulalia ci uciekła? Nie dziwię się, zrobiłabym to samo, gdyby założyliby mi smycz i obudzili ze smacznej drzemki...
— Chcę ci przypomnieć — droga siostro —, że to ty kazałaś mi zabrać ją na spacer, bo sama zupełnie zapomniałaś o istnieniu kota, jesteś jak...
— Ojciec? — przerwała mi, uśmiechając się lekko, gryząc przy tym kawałek ciastka, które rozkruszyło się na jej fartuszek. — Słuszna uwaga, a teraz chodź, za nim niespodziewanie wszystkie ciasteczka znikną z tacy.
Przytaknąłem tylko głową i poszedłem za nią w głąb kuchni, wcześniej pozbawiając kota smyczy, który zamruczał zadowolony z takiego rozwoju zdarzeń. Wziąłem jedno ciastko do ręki i wgryzłem się w nie — poczułem eksplozję smaków — tu czekolada, borówka i jeszcze kilka innych owoców. Zrobiłem wielkie oczy, spoglądając na nią zdziwiony. — Jak?! — zapytałem, na tylko jednak uśmiechnęła się głupio i wzruszyła ramionami... potrzebuję przepisu na te ciastka, nie sądzę bym mógł w stanie „wyczarować” je sobie na kolacji w obozie.
— Stello! — krzyknęła moja macocha, widząc mnie z okruszkami w kącikach w ustach i z w połowie ugryzionym ciastkiem, które patrzyło na mnie, a ja na nie. — Aurelia powiedziała mi, że nie wyciągnęłaś prania, skarbie — dodała po chwili kobieta, poprawiając swoje białe długie do pasa włosy. — Ile razy mam Ci mówić, że jak coś się robi, to robi się to do końca?
— Przepraszam mamo... już idę — Westchnąłem cicho i wytarłem swoje usta o skrawek papieru, który urwałem, gdy tylko kobieta okrążyła mnie swoim wzrokiem. — Mówiłem ci już, byś mówiła mi „Aureliusz” — nie Stella — dopowiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
— Tak, tak, Aureliuszu — powiedziała sarkastycznym głosem. — A właśnie... dzisiaj wracasz na obóz tak? Tak mówił twój ojciec, proszę cię więc, byś się pośpieszyła Aureliuszku — zaśmiała się po chwili drwiąco w moją stronę.
Skinąłem lekko głową, czując jak jej słowa i śmiech lekko mnie przytłaczają. — Czy moje imię naprawdę jest aż tak śmieszne? Może powinienem wrócić do Tobiasa? — pomyślałem i ruszyłem w stronę łazienki na piętrze. Poszedłem w górę po schodach, starając się nie rozdeptać przy tym Eulalii, która plątała mi się między nogami, wołając wręcz po atencję. Przechodząc przez korytarz, usłyszałem jak mój ojciec wydaje z siebie przekleństwo w swoim biurze, domyśliłem się już sam, że pewnie popełnił jakąś literówkę w zdaniu, albo usunął przypadkiem ważny e-mail...
Wyjąłem pranie i włożyłem je do miski na nie. Wywiesiłem ciuchy i poszedłem spędzić resztę czasu sam ze sobą, w swoich czterech ścianach.
***
— Osiemnasta dwadzieścia — powiedziałem sam do siebie i wyszedłem z pokoju ciągnąc za sobą walizkę. — Możemy jechać tato — uśmiechnąłem się do niego kącikiem ust i poszedłem za nim do samochodu.
Schowałem walizkę do bagażnika i wsiadłem do auta. Zapiąłem standardowo pas i przejrzałem się samemu w lusterku, podziwiając swoje włosy, które o dziwo chciały się ułożyć. Po kilku chwilach dopiero zauważyłem naszego kota, który siedział zadowolony na tylnym siedzeniu, machając ogonem. Przed tym, jak mój ojciec zdążył wyjechać z podwórka, wziąłem kota na ręce, przesuwając się między siedzeniami i ułożyłem go na swoich kolanach.
— Dobrze tam jest, na tym obozie Au-Aureliuszu? — zaczął mężczyzna siedzący obok mnie, na siedzeniu kierowcy. Co jak co — ale on był ostatnią osobą, od której spodziewałem się powiedzenia do mnie preferowanym imieniem.
— Jest dobrze — odpowiedziałem nadal w lekkim szoku.
— Masz tam wielu przyjaciół? A może, masz kogoś na oku? — zaśmiał się cicho, na co ja tylko zarumieniłem się mimowolnie.
— Nie, na razie nie mam nikogo na oku, a przyjaciele? Też ich wielu nie ma... to znaczy — wszystko to tylko znajomi — odparłem, głaszcząc kota za uchem. — Nie potrzebuje przyjaciół do szczęścia, póki będę piękny, świat należy do mnie — powiedziałem, na co starszy zaśmiał się cicho.
— Wiesz, nie wiem, czy nadal powinieneś jeździć na ten obóz, twoje umiejętności nie rozwijają się szybko, nie byłeś na żadnej misji, nie masz przyjaciół... czemu nie chcesz mieć normalnego nastol- — przerwałem mu. O czym on w ogóle mówił? Zwykłe nastoletnie życie, podczas gdy potwory chcą cię zabić? To chyba jakieś żarty!
— Nie tato, ja chcę tam nadal jeździć, jestem tam przynajmniej jakkolwiek bezpieczny... i zwykłe życie nastolatka? Jak ty to sobie wyobrażasz? Pewnie macocha ci coś nagadała, znowu.
Reszta jazdy była cicha, nikt się nie odezwał, jedynym dźwiękiem, które oboje słyszeliśmy, były nasze osobne myśli, radio i kot.
Po jakiejś godzinie byłem już na miejscu. Wyszedłem bez do widzenia, pozostawiając jednak kota i biorąc za to swoją walizkę. Wszedłem do obozu i poszedłem do domku numer dziesięć.
◇──◆──◇──◆
859 słów: Aureliusz otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia
859 słów: Aureliusz otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz