wtorek, 21 czerwca 2022

Od Kanmi CD Andrew — „Późnonoc”

Poprzednie opowiadanie

Kanmi patrzyła w ciemność, jakby w oczekiwaniu, aż spomiędzy domków wyjrzą odpowiedzi na wszystkie bezgłośnie zadane w myśli pytania. Z dziecięcą naiwnością wierzyła w to, że wstanie nazajutrz, na wpół przytomna, ale z czystą głową i czystym sumieniem. Nie zanosiło się jednak, żeby noc ukrywała cokolwiek oprócz goryczy przyprawionej otępieniem.
Uniosła wzrok ku gwiazdom. Dojrzała Wielką Niedźwiedzicę z asteryzmem, Wielkim Wozem, i gwiazdozbiór Smoka. Gdzieś nieopodal Wozu świeciła Gwiazda Polarna. Z miejsca, w którym Kanmi wówczas siedziała, gwiazdy były lepiej widoczne niż z parapetu domku jedenastego.
Enigmatyczne przyglądanie się niebu uchodziło w jej opinii za groteskowe. Mimo to całkiem lubiła to robić.
Nazywał się Andrew. Znała kiedyś jednego Andrew, zimą zmarł na grypę. Sierociniec mówił, że to z braku rozwagi chłopaka i państwowych pieniędzy na stosowne leczenie. W pierwszej chwili poczuła silną chęć opowiedzenia o tym obozowemu Andrew, jednak prędko uświadomiła sobie, że ostatnim, o czym zazwyczaj chce się słyszeć, jest historia swojego zmarłego imiennika.
Ten Andrew był inny. Noc nieudolnie starała się skryć jego płomiennorude włosy, skulony zdawał się niewiele większy od kamienia, na którym Kanmi przed chwilą siedziała. Andrew Alius był nie tylko jedną z niepowtarzalnych jednostek Obozu Herosów z powodu charakterystycznej aparycji — to także grupowy Hekate, co Kanmi uświadomiła sobie stosunkowo późno. Laurency nauczył ją jednak, że grupowi, poza szczególnym tytułem, jako ludzie nie byli nijak uprzywilejowani.
Opieszale przeniosła nań spojrzenie.
— Nic się nie dzieje, nie musisz przepraszać. Sama się dosiadłam, nie? — Uśmiechnęła się pokrzepiająco i oparła przedramiona na kolanach. — Nazwijmy mój problem Milio, tak jakby w rzeczywistości miał na imię zupełnie inaczej. Nie, to Milio, Milio Hansen, uściślając, chociaż pewnie i tak go znasz, chociaż z nazwiska. Milio Hansen jest największym skurwysynem, jakiego zrodził ten wszechświat, Andrew. Widzisz go i czujesz, jak otwierający się w kieszeni nóż delikatnie przecina wszystkie niteczki twoich spodni — mówiła z werwą, kiwając głową na potwierdzenie własnych słów. — Jednocześnie Milio Hansen przynosi ci zegarek z krokodylami. A wcześniej masło orzechowe, bo przypomniało mu się, że kiedyś powiedziałaś, że nigdy go nie jadłaś. W twoim wypadku nie jadłeś, ale nie wydaje mi się, żebyś aż tak chętnie wizualizował sobie Milio ze swojej perspektywy. — Kanmi zaśmiała się bez tchu. — Później Milio Hansen przychodzi pod twoje okno pijany, z wielką malinką na szyi. Niby nic, ale rusza.
Kanmi nigdy go nie osądzała, kiedy robił durne rzeczy, nie osądzałaby także, jeśli powiedziałby jej, że kogoś poznał. Gdyby tylko stanął przy niej i wytłumaczył, że jest ktoś, kogo lubi bardziej, Kanmi poklepałaby go po plecach i przyznała, że jest najdumniejszą przyjaciółką na świecie. Nie znosiła jednak, kiedy nie mówił prawdy. Nie tyle, ile kłamał, ale nie mówił prawdy.
Oczekiwała szczerości więcej niż jednostronnej.
Przypomniała sobie, że sama wcale nie była z nim szczera i dramatyzowała, zamiast z nim porozmawiać.
Natura młodych ludzi. Wystraszonych, niepewnych i nazbyt aż ostrożnych. Krytykowała podobnych bohaterów, ilekroć pojawiali się w czytanych przez nią książkach. Stanowiło to jednak istotę młodości.
Wszystko to, co pierwsze.
— Porozmawiałabym z Milio, gdybym się zebrała i była wystarczająco odważna, ale okropnie się boję, nawet nie odrzucenia, tylko tego, że przestaniemy się przyjaźnić. To byłoby straszne, Andrew, jakbyśmy stopniowo przestawali gadać. Nie przychodziłby do mojego okna, a ja przestałabym go w nim oczekiwać. Nie palilibyśmy razem skrętów, siedząc w wannie. — Zmarszczyła brwi. — Nie mów Chejronowi o tym ostatnim. Co ja gadam, pewnie byłeś kiedyś na imprezie w dwunastce. Jeśli nie, przyjdź kiedyś. Nie musisz pić, ćpać, sam wiesz, są ciche miejsca do pogadania z ciekawymi ludźmi. Uważaj na szachistów i stonerów, z resztą sobie poradzisz — zapewniła go Kanmi. — Mam prośbę, Andrew. Nie pomagaj mi. Nie lubię tego. To ciężar i dla mnie, i dla ciebie. Po prostu chciałam to z siebie wyrzucić, a że Laurency nie był dobrym wyborem przez jego… koneksje z Milio, z desperacji przyszłam tutaj. Spodziewałam się, że ktoś poza mną zdecydował się na przeżywanie swoich prywatnych dramatów na zewnątrz. — Odetchnęła głęboko, zachęcając Andrew skinieniem. — Nagadałam się, najprawdopodobniej więcej, niż przez cały dzień. Zachowaj to dla siebie. Teraz powiedz mi, Andrew, co ty tu robisz. Skoro zostałeś, nie masz wyjścia, jak mówić.
Dopiero wtedy Kanmi uświadomiła sobie, jak nie lubiła się uzewnętrzniać.
I, przy okazji, jak oczyściło jej to głowę.


Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz