poniedziałek, 27 czerwca 2022

Od Andrew CD Milio — „Miasteczko Halloween”

Poprzednie opowiadanie

Gdy tylko usłyszałem za sobą kroki, rozluźniłem się, starając się wyglądać mniej groźnie, w głowie powtarzając wszystkie taktyki walki, jakie kiedykolwiek przerabiałem. Może to zbędna ostrożność, ale jesteśmy w końcu herosami, prawda? Praktycznie nie ma na tym świecie miejsc, w których moglibyśmy czuć się całkowicie bezpieczni. Dosłownie giniemy jeden po drugim.
Tak jak to było w przypadku Aidena.
— Aiden? — Usłyszałem za sobą głos, wołający mojego zmarłego brata. Zdrętwiałem, po czym bardzo powoli, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, odwróciłem się.
— Bogowie, sorry… Andrew.
Spojrzałem na chłopca, próbując przypomnieć sobie, skąd go znam. Ciemne włosy, gruba kurtka, mimo że mamy przecież lato… starszy ode mnie o jakiś rok, może dwa lata.
Pociągnąłem nosem i odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z synem Dionizosa. Nie twierdzę, że był pijany. Ale jego dzieci zawsze otacza swoista atmosfera charakterystyczna dla ludzi, którzy lubią się zabawić.
Po chwili wiedziałem już, z kim mam do czynienia. No jasne. Kto inny kręciłby się tu teraz, w okolicy cmentarza, poza mną.
— Cześć Milio — przywitałem się. Widziałem wcześniej, jak chłopak idzie do Wielkiego Domu. Nie wydaje mi się, aby dzisiaj znów coś przeskrobał (choć mogę się mylić, bo wzorowym obozowiczem to on nie jest), więc miałem dziwne uczucie, że wiem, o co pytał Chejrona.
— Powiedział ci? — Spytałem go, starając się mu nie pokazywać, jak bardzo mi na tym zależy.
Milio usiadł obok mnie, wpatrując się błędnym wzrokiem w nagrobek swojej kuzynki. Spoczywała ona tuż obok mojego brata.
Minęła jakaś minuta, nim syn Dionizosa odpowiedział na moje pytanie, ale ja i tak znałem już odpowiedź.
— Ten głupi centaur nawet nie stara się dociec prawdy — wysyczał przez zęby.
Wahałem się przez chwilę, po czym ze smutkiem skinąłem głową. Lubiłem Chejrona. Nie wiem, czy lubię go obecnie, ale gdy po raz pierwszy znaleźliśmy się w obozie, był dla nas taki ciepły i empatyczny. Dla mnie i Aidena. Zdawał się doskonale rozumieć, jak trudna jest to dla nas sytuacja i stawał na głowie, aby nas wesprzeć. A wierzcie mi, to wcale nie jest łatwe dla centaura.
Tak, ledwie rok temu, gdybym usłyszał taki brak szacunku wobec Chejrona z ust któregokolwiek z obozowiczów, wściekłbym się i zaczął go bronić. Jednak, jeśli mam być szczery, nie jestem pewien, czy wciąż mu ufam.
Nie spodobała mi się jego reakcja na śmierć Aidena. Centaur jakby zupełnie się nie przejął. Cóż, dla niego to pewnie nic nowego. Misje są niebezpieczne i z co drugiej nie wraca któryś z obozowiczów, więc po co w ogóle zawracać sobie głowę liczbą dzieci w obozie. Jeden więcej, czy mniej, jaka to różnica.
KOLOSALNA RÓŻNICA, ZWŁASZCZA JEŚLI CHODZI O MOJEGO AIDENA!
Oczywiście, nie powiem, Chejron zapewnił mojemu bratu stosowny pogrzeb, nagrobek. Ale czy kiedykolwiek zainteresował się, co w ogóle się z nim stało? Nie, oczywiście, że nie. Nie zaprzątnął sobie nawet głowy tym, aby poszukać jego ciała, w miejscu, do którego wysłał go na tę przeklętą misję.
A co jeśli istniał, choć cień szansy, że mój brat żyje? Jeśli żyje, ale został gdzieś uwięziony, i nie może wrócić? Czy ten głupi centaur zdaje sobie sprawę z tego, że mojego brata mogą obecnie dzielić oddechy od śmierci, która dopadnie go, jeśli nie wyśle misji ratunkowej!
Nie, oczywiście, że nie. Sam nie wierzę, żeby mój brat wciąż żył. Niemniej, coraz częściej śni mi się jeden i ten sam sen. Idę przez łąkę. Jest ciepło i słonecznie. Cieszę się pogodą, aż w pewnym momencie podnoszę wzrok i widzę trzy piekielne ogary. Stoją wokół czegoś błękitnego i świecącego.
Podchodzę do nich i zabijam je co do jednego swoim xiphos. Następnie podchodzę do tego świecącego czegoś, zainteresowany, czego chciały od tego ogary. Widzę oślepiające światło. Mrugam kilka razy. Światło nie osłabło, ale ja się do niego przyzwyczaiłem. Widzę teraz, że błękitny blask pokrywa mosiężną klatkę, w której stoi nikt inny, jak Aiden.
Oniemiały ze szczęścia chcę przytulić brata, który jednak wciąż siedzi w klatce. Spuszczam wzrok i zaczynam grzebać w ziemi, pewien, że gdzieś tu musi być klucz do więzienia mojego brata. Aiden płacze i krzyczy, że nie mam czasu, ale ja się nie poddaję. W dalszym ciągu grzebię w ziemi, aż w końcu go znajduję. Mały, złocisty kluczyk, zrobiony z mosiądzu, podobnie, jak owa klatka. Wstaję z zamiarem uwolnienia brata, ale gdy tylko próbuję ponownie odszukać go wzrokiem, zdaję sobie sprawę z tego, że jego już nie ma. Zniknął.
Wciąż jednak słyszę jego głos, brzmiący mi w uszach.
— Proszę, Andrew, pomścij moją śmierć. Zanurz xiphos w gardle mojego zabójcy, a dopiero wtedy, przestaniesz odpowiadać za to, co się ze mną stało.
Zawsze w tym właśnie momencie, budzę się zlany potem. Nie potrafię wyrazić słowami, jak się wtedy czuję, ale serce bije mi jak oszalałe. Raz na kilka nocy odnajduję mojego brata tylko po to, by ponownie go stracić.
Za co mnie tak karzecie, bogowie!
Z zamyślenia wyrwał mnie nagle głos Milio.
— To nieuczciwe, że nikt z tym nic nie robi — wypowiedział na głos to, o czym sam myślałem.
— Masz całkowitą rację — skinąłem głową, szykując się, by powiedzieć coś, czego w życiu bym się po sobie nie spodziewał. Zawsze to ja byłem rozsądniejszy od Aidena. A na pewno jestem rozsądniejszy od Milio. Jednak teraz kiedy nikt nie zamierza zrobić tego, co słuszne… Mogę to zrobić tylko ja. — Słuchaj Milio, idę odszukać ciała Aidena i Lydiji i należycie ukarać ich zabójcę. Nie musisz iść ze mną, nie chcę cię narażać — wolałbym zrobić to sam, niż z towarzyszem. Podejrzewałem, że syn Dionizosa nie zgodzi się zostać cierpliwie w obozie, ale uznałem, że jako kuzyn jednej z ofiar, powinien wiedzieć. — Proszę cię tylko, nie mów Chejronowi.

Milio?
◇──◆──◇──◆
915 słów: Andrew otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz