środa, 22 czerwca 2022

Od Philip — „Zachód słońca nad Obozem Jupiter”

Nad Obozem Jupiter słońce zataczało piękne koło, chowając się za drzewami, które ciemniały, tworząc czarne siateczki lub stawały się niemal niewidoczne na złotym tle, rzucało ostatnie rozbłyski na piękne marmurowe kolumny i surowe twarze posągów. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy, nagrzanej ziemi, kurzu i cudowny aromat naleśników z cukierni w Nowym Rzymie.
Kiedy nadzorowało się legionistów przerzucających słoni gnój łopatami, uroki zachodu słońca były niezauważalne, może tylko ze względu, że niedługo pojawią się komary, i będzie ciemniej. Cudowne zapachy zostały niestety również zdominowane, mimo to Philip zbytnio nie obchodziło to, że traci takie cudowne zjawiska.
— Wolniej się nie da? Pierwszy raz w życiu łopatę trzymasz?
Jeśli gość chciał całych dni przesiadywania w kolumniastych świątynkach, udawanej walki na miecze (oczywiście stępione) i głaskanie gryfów, to chyba przeczytał złą ulotkę informacyjną przed wystąpieniem do XII Legionu.
— Byłeś dosłownie deptany po twarzy, bity, otarłeś się o śmierć tyle razy, że powinna ci spowszednieć, i poddajesz się, bo przerażają cię słonie odchody?
Philip zwykle nie wyzywała losowych legionistów, preferowała ciszę, aż zainteresowany zrozumie, o co jej chodzi — a jak nie, to jego problem. Jednak dziś stwierdziła, że może się poświęcić.
— Brokat! I to różowy!
W ten ciepły, letni wieczór centurionka najchętniej wygrzewałaby się, odpoczywała, ostrzyła miecz lub wyczesywała swojego pięknego pegaza. Jednak właśnie — pegaz!
— Że w twojej nędznej, zgniłej od głupoty głowie mogła się narodzić taka myśl — twoje skrzywienie intelektualne jest jeszcze w stanie to wytłumaczyć. Ale żeś się odważył wprowadzić to w czyn? Posmarować pegaza różowym brokatem?
Na samo wspomnienie tej zatrważającej chwili, kiedy zobaczyła lśniące pióra sklejone błyszczącym obrzydlistwem, zatrzęsła się.
— I to nie byle jakiego pegaza! Jak mogłeś śmieć choćby dotknąć Juana, istoty doskonałej w każdym stopniu, Juana, który nawet jako plemnik był dziesięciokrotnie mądrzejszy od ciebie! I od was wszystkich trzech razem wziętych!
Cała sprawa rozchodziła się właśnie o to — trzej legioniści z Piątej Kohorty postanowili zrobić sobie świetny żart, nasmarować pegaza swojej centurionki brokatem (i to różowym). Philip, jak to prawdziwa przywódczyni, początkowo zapragnęła wprowadzić swoje groźby o ciężkich uszkodzeniach ciała w czyn, jednak skazańcy uciekli — w kierunku właśnie paru in probatio, którzy sprzątali u słonia. Centurionka z uśmiechem wyjęła im łopaty z rąk i przekazała swoim nowym ofiarom z oświadczeniem, że będą to robić zarówno dziś, jak i po kres swoich marnych istnień, aż nie odkupią swojej haniebnej winy. Powinni zrozumieć, że i tak okazała im zbytnią litość — postanowiła nie wywoływać zbyt wielkich ran — w końcu jak mieliby wykonywać te wszystkie piękne prace, które dla nich przygotowała? Pretor niestety też nie zgodził się na wydalenie ich z Piątej Kohorty ani wrócenie do stanu in probatio.
— Centurionko, chyba skończy...
— Za mną! — wrzasnęła Philip, uderzając płazem spathy o piersi ofiar, kiedy ci ośmielili się nie ruszyć w tej samej sekundzie, której to usłyszeli.
Choć zajęło to pół nocy, było warto. Wszystkie prace, jakie tylko można było znaleźć — choć i tak większość trzeba było przełożyć na jutro, ponieważ Philip ogarnęło lekkie znużenie. Tak więc stali teraz, trzej nieszczęśnicy pod drzwiami, za którymi reszta ich kolegów spała, oczekując, aż będą mogli je przekroczyć.
— Centurionko, możemy już...?
— Nie, mam dla was ostanie zadanie.
Czarnowłosa kolejny raz zamachnęła się klingą z cesarskiego złota, żeby nie było wątpliwości w tych głupich głowach, kto tu rządzi. W końcu doszli do stajni.
— Otwórz drzwi — Philip zwróciła się do jednego z legionistów. Ten wykonał rozkaz.
— Teraz idziemy, ale cicho, żebyście nie pobudzili koni.
Centurionka zademonstrowała doskonały, bezgłośny chód, jednak żołnierze i tak robili swoje, tupiąc i ciągnąc nogami po podłodze. W rezultacie ciekawskie, inteligentne konie oczy patrzyły na intruzów. Philip przystanęła na chwilę, żeby pogładzić końskie pyski i przeprosić za zachowanie tych trzech debili, jednocześnie posyłając wspomnianym ostre spojrzenia. Zatrzymali się pod którymś boksem, z fantazyjną tabliczką z imieniem — Juan.
Philip uchyliła drzwiczki boksu i wsunęła się do środka.
— Teraz klękajcie.
Trzej legioniści może by zaprotestowali, gdyby mieli tyle siły co parę godzin temu. Po tym, co przeszli, uklękli bez chwili wahania, może nawet z ulgą.
— A teraz błagajcie o litość.
Złoczyńcy nie mogli najwyraźniej znaleźć odpowiednich słów na wyrażenie skruchy swoją okropną winą. Philip w tym czasie pogładziła Juana po jego aksamitnych chrapach, lśniącym futrze — tak haniebnie oszpeconym (obecnie wyczyszczonym, było to jedno z pierwszych zadań nieszczęsnej trójki). Pegaz patrzył na swoją panią, a kiedy skierował swoje szlachetne spojrzenie na nadal szukających słów legionistów, jego nozdrza zadrżały, jakby w przypływie współczucia.
— Ależ Juanie! Nie pamiętasz już, co oni ci zrobili?
Trzy głowy jednocześnie skierowały się w kierunku głosu, jak gdyby sądzili, że to do nich. Philip prychnęła z pogardą. To był ton pełen szacunku, nigdy nie użyłaby go w stosunku do tych... porażek.
— I tak po prostu im wybaczyć?
„No, tego nie powiedziałem” — choć Philip nie była dzieckiem Neptuna i nie rozumiała dosłownie języka koni, odczytywanie intencji z ich spojrzeń (zwłaszcza w przypadku Juana) przychodziło jej bez trudu.
— Jak sobie życzysz.
Centurionka westchnęła. Cóż, w końcu to słowa Juana, będzie dla nich łaskawa.
— Przeproście jeszcze dwieście razy, plus sto ukłonów pokory, i jesteście wolni.
◇──◆──◇──◆
820 słów: Philip otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz