wtorek, 21 czerwca 2022

Od Louise — „Gdzie jest Henry?”

Wakacje właśnie się zaczęły, i tak oficjalnie — ze świadectwem na koniec roku, gratulacjami i dyplomami, uciśnięciem ręki dyrektora i nauczycielskimi nie(śmiesznymi) żartami. Louise pożegnała się jak najszybciej z grupką szkolnych znajomych i wybiegła z dusznego budynku. Niektórzy nawet roili łzy, ale nie w ten sposób, który córka Ateny potrafiłaby zrozumieć — nie z powodu przerwy w nauce, tylko z rozłąki z przyjaciółmi. Na szczęście zostawiła to wszystko za sobą.
— Ciociu, możemy już jechać?
Wbiegła do domu jak huragan, chwyciła torbę i ostatni, i na wszelki wypadek jeszcze jeden raz sprawdziła, czy wszystko zabrała. Ulubione książki, parę ubrań, parę upominków dla obozowych znajomych, Henry, i wszystkie bardzo potrzebne rzeczy. Spojrzała jeszcze raz w lustro, żeby poprawić koraliki.
— Nie wiedziałam, że tak szybko wrócisz! — odkrzyknęła Rosemary z dołu. — Czekaj, tylko przekażę sąsiadce, żeby zaopiekowała się George’em, i już jedziemy.
Blondynka oczywiście nie mogła się doczekać powrotu do Obozu Herosów i uprzedziła już wcześniej ciocię, że zaraz po skończeniu się roku szkolnego ma ją tam zawieźć. Oczywiście, ciocia Rosemary otrzymała wiadomość, że to obóz letni z mnóstwem znajomych ze szkoły, ale pewnie, nawet gdyby powiedziała jej w twarz, że to Obóz Herosów, ćwiczą tam się w walce, palą ofiary dla bogów przy obiedzie i chodzą po ściance wspinaczkowej z lawą, ciocia uznałaby to za jakąś fantazję, poklepałaby ją po głowie i powiedziała, że jest już za duża na takie historyjki. A potem wsunęłaby jeszcze z pięć opakowań plastrów do torby.
— Louise!
— Już schodzę, ciociu!
Córka Ateny pokonała odległość z jej pokoju do drzwi w ekspresowym tempie i ledwo udało jej się wyhamować przed samochodem, ale z rozpędu uderzyła nosem o szybę.
— A-ała — poskarżyła się cicho, po czym zaczęła rozmasowywać nos. Nie jest nawet w drodze do Obozu, a już zyskała pierwszą ranę.
Rosemary posłała jej tylko troskliwy uśmiech, po czym zatrzasnęła drzwi i ruszyła. Nie mieszkały w wielkim oddaleniu od Long Island — także podróż też nie zajęła zbyt długo. Louise otworzyła okno, żeby wiatr rozwiewał jej włosy, a kiedy samochód zbliżył się jeszcze bardziej do Obozu Herosów, z przymkniętymi oczami zaczęła wciągać zapach drzew, ognisk, spalenizny i innych, niekoniecznie przyjemnych, ale jakże przywołujących wspomnienia woni. No i oczywiście, truskawki. Tę słodką czerwień było czuć nawet w zapachu i dziewczyna nie mogła się już doczekać, aż spróbuję pierwszych tego lata obozowych truskawek.
— Do zobaczenia, ciociu! — rzuciła Louise i wybiegła z samochodu, przytulając jeszcze ciocię na pożegnanie i przyjmując porady o kleszczach, jakby miała dziesięć lat i nocowanie u koleżanki w namiocie.
— Uważaj na siebie!
Blondynka zamachała i przekroczyła bramę obozu. Przez chwilę stała w bezruchu, potem zaczęła witać znajome twarze, pytać o życie i zdrowie (rodziny także). Jakiś dzieciak od Demeter razem z którymś od Hermesa wspólnie zrobili jej naprawdę niesamowity kawał, oplatając ją pnączami i wysypując wszystko z torby.
Louise oczywiście śmiała się z nimi.
W końcu dotarła do Domku Szóstego. W progu zaciągnęła się zapachem książek i podreptała do swojego łóżka. Rozłożyła ostrożnie swoje rzeczy, wliczając te nowo nabyte w stylu kwiatków w prześlicznych doniczkach, na które już miała plan na włóczkowy pokrowiec. Przywitała się też z paroma, zajętymi planami, szkicami, obliczeniami i innymi rzeczami, które reszta obozowiczów zrzuca na Domek Ateny lub robią to z własnej woli. Przysiedziała tam chwilę, kiedy ktoś poprosił ją o pomoc, a potem zaczęła przeglądać księgozbiór. Przez jej nieobecność przybyło parę nowych książek, które zaznaczyła sobie do przejrzenia na później, a potem wróciła na posłanie.
— Wiesz, Henry... — westchnęła. — Miło tak wrócić do obozu. Zaraz. Henry?
Pomacała poduszkę w poszukiwaniu kamienia, ale nie było go ani śladu. Zeskoczyła z łóżka i zaczęła szukać pod nim, przetrząsać bagaż.
— Nie widzieliście Henry'ego? — spytała paru dzieciaków w domku.
Ci pokręcili głowami, niektórzy, którzy uważali, że kamień domowy to niezbyt poważny przyjaciel dla grupowej D o m k u A t e n y przewrócili oczami ze zniecierpliwieniem. Louise przeszukała półki, może tam go odstawiła?
— Henry! Henry?
Z racji początku wakacji w obozie było trochę ludzi, więcej niż w roku, ale nadal mniej niż np. w środku lata. Każdego napotkanego pytała o mały, biały, miły i pewnie przestraszony kamień domowy. Odpowiedzi były przeczące.
— Louise, ognisko! Idziesz?
Louise odwróciła się w kierunku głosu. Racja, ognisko. Henry musi — niestety musi poczekać. W końcu... To tylko kamień, nic mu się nie stanie. Na sto procent, ale żeby zyskać jeszcze jeden, spaliła w ognisku jedną kiełbaskę, prosząc Atenę, żeby nic mu się nie stało.
Ognisko było całkiem fajne. Jakiś dzieciak z domku Apollina chwycił za gitarę i zaczął śpiewać, i po chwili wszyscy do niego dołączyli. Było mnóstwo osób z mnóstwem historii i pomysłów, które, choć czasami nieprawdopodobne, wywoływały, chociaż uśmiech na twarzy. W końcu, kiedy niebo zrobiło się pomarańczowe, ludzie zaczęli się powoli rozchodzić. Louise wstała razem z nimi, z mocnym postanowieniem znalezienia kamienia. Teraz. Rozpracowała sobie już, gdzie może być. Ułożyła w myślach listę, tylko pójdzie do swojego domku i odłoży parę rzeczy.
Zdziwiła ją trochę przekrzywiona poduszka na jej posłaniu. Może przestawiła ją tak, szukając Henry'ego? Nie, była pewna, że wychodząc, wytrzepała ją i ułożyła równo. W takim razie któryś z obozowiczów się o nią potknął czy coś w tym stylu? Poprawiając ją, wyczuła coś twardego.
— Henry! Wróciłeś!
Kamień, który też wyglądał na szczęśliwego, był owinięty w kawałek papieru. Louise rozwinęła go, nieco ciekawa co tam może się znajdować. Znalazła jakiegoś adoratora, adoratorkę czy jak tam się odmieniało to upośledzone słowo? Wow. Szybko poszło, pierwszy dzień. Jednak dziecięce pismo...?

Droga Pani Curko Ateny
Chcielibyśmy bardzo bardzo bardzo pżeprosić, rze ukradliśmy Pani kamienia. Naprawde nie chcieliśmy - to samo tak wyszło, pszysiengamy.
Nie zabijaj nas.
Prosimy bardzo niech nas pani nie zabija nas i naszych rocin bo taki z Domku Aresa powiedział rze dzieci Ateny som bardzo mśćiwe i morze nas Pani zabić.
Bardzo bardzo ładnie ładnie prosimy.
I miłego pobytu w Obozie Cherosuw, mamy nadzieje rze nie popsuliśmy tym Pani pobytu tutaj.
P.S. BARDZO ŁADNY KAMIEŃ JEST SILICZNY JAK PANI!!!

◇──◆──◇──◆
970 słów: Louise otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz