Gdyby Milio powiedział, że był u Chejrona przynajmniej raz dziennie, nie skłamałby. I tylko połowa ze wszystkich powodów, dlaczego Milio znowu znalazł się u Chejrona, byłaby jego winą.
W poniedziałek domek dwunasty znalazł się u Chejrona za wybicie okna w domku Afrodyty. Było to jakoś tak: Kanmi przyniosła im reklamówkę pełną musujących tabletek, które wrzuca się do wody. „Macie”, powiedziała. „Nie uwierzę, że na kacu nie potrzebujecie elektrolitów”. Chwilę później Lucien stwierdził, że chciałby wiedzieć, co by się stało, gdyby wrzucić te wszystkie musujące tabletki do piwa. Trzy minuty później Żabor przelewał puszki piwa do butelki po kilkulitrowej coca-coli. Pięć minut później Laurency wrzucił zawartość reklamówki do butelki. Sześć minut później Żabor zakręcił butelkę i potrząsnął ją przynajmniej piętnastokrotnie, dopóki nie sflaczały mu ręce. Siedem minut później Milio otworzył butelkę, która wystrzeliła (razem z zakrętką) prosto w domek dziesiąty.
We wtorek znaleźli się u Chejrona jeszcze nad ranem. Harpia znalazła urzygane i kompletnie pijane dziecko Hekate na werandzie Wielkiego Domu. Chejron nie musiał daleko iść, żeby przyjrzeć się ciału. (P.S. Salem to przeżyło).
Milio nie słuchał reprymendy. Myślami był w pokoju domku dwunastego, gdzie spierdolił sprawę z Kanmi. I przy okazji przelizał się z całkiem ładnym synem Apollina. Laurencjusz wyciągnął ich z tej sytuacji na tyle, że musieli tylko zebrać wszystkie truskawki na polu ręcznie. Bez używania chlorokinezy.
Milio przynajmniej się opalił.
W środę u Chejrona wylądowali za poniedziałek. Po dwóch dniach od imprezy ktoś odkrył wyrzucony kibel, który znalazł się pod Sosną Thalii z przyczepioną doń wstążeczką z podpisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia”. W środę Chejron już nie miał siły. Rozłożył ręce (kopyta?), westchnął głęboko, zamknął oczy i powiedział jedynie:
— Wyjdźcie z Obozu Herosów, zanim naślę na was myrmeki.
Kanmi musiała podawać im zestaw Monopoly przez barierę Obozu Herosów.
A teraz był tutaj. Z powrotem na werandzie, wpatrujący się w drzwi, jakby same miały się otworzyć. Nie było z nim nikogo z domku dwunastego ani nawet Kanmi, więc musiał się przełamać, żeby zapukać.
— Proszę! — usłyszał z Wielkiego Domu. — Zapraszam, zapraszam, mam herbatkę!
Nacisnął klamkę, wytarł buty starannie o wycieraczkę i stanął przed Chejronem, który trzymał filiżanki w obu rękach. Milio odsunął się na kilka kroków w tył, żeby spojrzeć mu w oczy, bo centaur skrył końskie ciało pod postacią wózka inwalidzkiego z Mgły — najwyraźniej czterokopytny zadek nie był zbyt przydatny w domku jednorodzinnym.
Chejron momentalnie zmarszczył brwi.
— Milio Hansen. Domek dwunasty — powiedział, jakby to było przekleństwo.
— We własnej osobie.
— Nie przypominam sobie, żebym was wołał. Znowu coś przeskrobaliście?
— Nie tym razem. Chciałem o coś zapytać.
Chejron podjechał bliżej stołu, na którym postawił jeden kubek. Naprzeciwko wskazał miejsce Milio, w obu dłoniach ściskając parującą herbatę.
— Mów, synu.
Usiadł. Paciorki na szyi zabrzęczały pod jego ruchem. Odruchowo ujął je w dłoń i odwrócił obrazkami do widoku.
Chejron wiedział, o co Milio będzie pytać, a jednak zachował niezachwianą cierpliwość, układając wygodnie koc na nogach.
— Chciałem zapytać o misję. Tą sprzed roku.
— Którą… misję?
Łyżka, którą Milio mieszał herbatę, zabrzęczała kilkukrotnie. Miał ochotę stąd wyjść. Ale przecież sam tutaj przyszedł. Miał ochotę wyrecytować mu przepowiednię. Ale Chejron doskonale wiedział, o którą mu chodzi.
— Tą, na której umarła Lydija Hansen. Córka Afrodyty. I Aiden. Grupowy domku Hekate.
Chejron westchnął, upijając łyk herbaty.
— Milio, to nie wróci im życia.
Czemu to Lydija umarła? Wyprowadziła się z Obozu Herosów dwa lata temu. Nie powinna była tutaj wracać. Nie powinna była słuchać Chejrona, który wpoił jej, że ta przepowiednia dotyczyła jej.
— Chciałem tylko zapytać, czy wie Pan może coś nowego.
Kolejny łyk herbaty. Chejron wpatrywał się w swoje nogi.
— Nie. Nie wiem.
— Ten dzieciak Aresa…
— Ruben Susen.
— Ruben nic nie powiedział?
Chejron odłożył herbatę na stół. Popchnął wózek kilka metrów dalej, do drewnianej szafki, z której wyciągnął kilka listków ziół. Zapachniało melisą. Chejron dorzucił ją do herbaty.
— Milio, czasem dzieje się tak, że mózg wypiera traumę. Ludzka psychika jest naprawdę obszerna i jeszcze niezbadana. Nauczam od tysiącleci, ale psychologia odkrywana jest cały czas na nowo. Nic nie poradzimy na to, że Ruben wyparł to z pamięci. Myślę… myślę, że wielu półbogów na jego miejscu miałoby tak samo. To ciężkie przeżycie. Pierwsza misja nie powinna kończyć się śmiercią. Żadna wasza misja nie powinna.
Rok temu Chejron zrobił mu tę samą herbatę, którą właśnie pił. Milio cały się trząsł pomimo dwóch koców i obecności domku dwunastego. Czuł za ścianą obecność, ale wiedział, że to mózg płata mu figle — Lydija już nie żyła. Za ścianą spoczywały dwie trumny. Jedna przykryta całunem o fioletowej barwie, z wyszytym złotymi nićmi napisem „Lydija Hansen, córka Afrodyty” i znakiem gołębia. Druga, również przykryta fioletowym całunem, nosiła napis „Aiden Alius, syn Hekate” i symbol węża o złotych oczach.
Cholerny całun. Żałował, że tylko przekomarzał się z Lydiją, kiedy w przeddzień misji gonił za jej całunem po całym obozie z zapalniczką w dłoni, grożąc, że i tak nie będzie jej potrzebny.
Zapytał wtedy Chejrona, dlaczego nie może wyciągnąć wszystkiego z Rubena za pomocą magii i nawet kiedy rozpierdolili wszystkie kible w Obozie Herosów, nie ujrzał w nim jeszcze takiej furii. „Nie, Milio. On musi sam dać sobie czas”.
— Przepraszam więc za kłopot — prychnął z wyczuwalną pogardą, momentalnie wstając ze swojego miejsca.
— Nie wypiłeś swojej herbaty — odparował Chejron.
Milio zatrzymał się w pół kroku. Ujął filiżankę w dłoń i jednym haustem wypił całą zawartość tak, jak wypija się shoty na imprezach w domku Dionizosa, po czym nieelegancko wytarł usta ręką.
— Dobra. Lepiej smakowałaby z whisky.
I wyszedł.
Już piętnaście minut później minął sosnę Thalii, przechodząc przez magiczną barierę Obozu Herosów. Chodzenie na cmentarz podobno przynosiło ukojenie — Milio tego ukojenia nie odczuwał. Bezdenne gapienie się w grób podpisany imieniem kuzynki nie tłumaczyło mu powodu, dla którego umarła. Rozmawianie z nagrobkiem również nie przynosiło rezultatów; czuł się jak skończony debil. Zazwyczaj podchodził, opierając dłoń o marmur, jakby klepiąc starego przyjaciela, i szeptał na wpół do siebie „Cześć, Lydija”.
Częściej niż powinien, myślał o zejściu do Hadesu. Przynajmniej nie musiałby jak skończony debil mówić do grobu. Miał przynajmniej gwarancję, że Lydija nie odrodziła się w nowym ciele — była zbyt wielką suką, żeby trafić do Elizjum.
Ścieżka zachrzęściła pod jego nogami, kiedy wchodził na cmentarz. Za każdym razem jak tu przychodził, zadawał sobie pytanie — po co to robił?
Zanim zdążył odnaleźć grób Lydiji (kto do cholery potrafił spamiętać dokładne jego miejsce wśród tylu nagrobków?), pierwsza zamajaczyła mu na wpół znajoma sylwetka. Chłopak kucał przy grobie bliźniaczo podobnym do tego Lydiji, znajdującym się dosłownie parę metrów dalej. Złoty napis na nagrobku wskazywał imię Aiden Alius.
No właśnie. Cały problem w tym, że Aiden Alius nie żył. A pamiętał go całkiem dokładnie — podczas gdy Chejron mówił o zapominaniu traumy, Milio nadal pamiętał, jak tuż przed misją mówił Chejronowi, żeby mianował swojego bliźniaka grupowym w razie jego śmierci. Pamiętał też jego ciało.
Więc co do cholery jego ruda czupryna dalej robiła na tym świecie?
— Aiden?
Ruda czupryna odwróciła się w jego stronę gwałtownie.
Bogowie.
— Bogowie, sorry… Andrew.
Andrew?
◇──◆──◇──◆
1137 słów: Milio otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia
◇──◆──◇──◆
1137 słów: Milio otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz