poniedziałek, 20 czerwca 2022

Od Chaosa do Clary — „Pomocy, tu są Amerykanie”

— Leosia, no mówię ci, że czekam przy wyjściu. Jak to którym wyjściu? No głównym. Poczekaj, wyślę ci zdjęcie — Chaos odgarnął włosy z twarzy i odpaliło telefon. Na tapecie, od siedmiu godzin i czterech minut, miał zdjęcie gołębia. To był bardzo ładny gołąb, bielutki. Uśmiechnęło się, widząc go. Wysłał jej selfie, gdzie w tle było widać wejście do muzeum. — O tu jestem.
— … nie mam pojęcia, gdzie to jest — odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. Chaos zmarszczył brwi.
— Jak to nie? — zapytało. — Sama kazałaś mi tu przyjechać. Wiesz, ile potworzej śliny musiałom z siebie zmyć? A tu są takie śmierdzące kible w metrze!
— Siedź cicho.
— A poza tym…
— Chaos! — syknęła kobieta po drugiej stronie linii. Słyszał w tle hałas ulicy i szczekanie jakiegoś psa. — Poczekaj, googluję coś.
— Dobra, dobra — odpowiedział. Przewrócił oczami i oparł się tyłkiem o jedną z barierek. Jeden z przechodniów spojrzał na niego dziwnie, więc półbóg uśmiechnął się do niego promiennie. Zapomniał przykryć blizny. Zwykle o nich pamiętał, gdy wychodził do miasta. Nie wstydził się, ale zbyt wiele uwagi do siebie przyciągały.
— To nie to miasto, ty tępa pało.
To przywróciło go do rzeczywistości.
— Co?
— Jesteś w Nowym Jorku.
Spojrzał w stronę statuy wolności.
— Może.
— CHAOS MIELIŚMY SPOTKAĆ SIĘ W LOS ANGELES!
— … chyba pomyliłem drogi.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
— Leosia?
— Zamorduję cię następnym razem — powiedziała, a on był pewien, że znów przewraca oczami. — Nie zgub się.
— Hej, a chcesz spotkać się w pią… — Nie zdążył skończyć, bo już się rozłączyła. Sądził, że do wieczora zmieni zdanie i wyśle mu zdjęcia.
Każdemu może się zdarzyć, że pomyli miasta. W obu w końcu były muzea sztuki. Było mu jednak trochę głupio. W końcu zbierali się na ten wypad od dawna. Obiecał jej, że wyrwie się z obozu specjalnie po to, by wspólnie obejrzeć obraz jakiegoś artysty, który akurat miał wystawę. Postanowił jej to potem wynagrodzić.
Na razie znalazł się sam w Nowym Jorku. Jak Kevin.
Szybko wytworzył bardzo dobry plan. Polegał on na chodzeniu bez sensu po ulicach, póki się nie zmęczy. A jak się zmęczy, to wtedy zastanowi się co dalej.
To był bardzo dobry plan. Bardzo dobry plan, który szybko przestał działać. Chaos przeszło może trzy przecznice? Może cztery? Był na jednodniowych wakacjach. Powinien pozwolić sobie na odpoczynek i spokój.
Ale nie, oczywiście, że los postanowił utrudnić mu życie.
Trzeba bowiem wiedzieć, że Chaos nawet wśród półbogów się odróżniał. Widział przyszłość. Nie w snach, gdzie wizja rozmazywała się zaraz po otwarciu oczu. Nie, niestety on nie miał takiego przywileju. Był nawiedzany przez rzeczy, które jeszcze nie zdążyły się wydarzyć. Kiedy otwierał powieki, kiedy brał nóż do ręki. Cichy głos czaił się za jego głową, czekający, by zacząć krzyczeć.
Chaos słyszał krzyki, ale nigdy szepty. Przyszłość pachniała krwią i dymem.
Dejmos nie dawał o sobie zapomnieć i zamiast ratować go od lęków, przynosił nowe. Żył z nimi od dekady. Z wizjami, które nigdy nie przestawały go przerażać, nieważne co wyrażały. Nawet najszczęśliwsze wydarzenia musiał widzieć w barwach potu i krwi. A jego zadaniem zawsze była interpretacja. Przekręcenie paru faktów, by nie przerazić obozowiczów. Zastanowienie się, iloma naprawdę może się podzielić.
Dlatego nie można go winić, że bywał nieco nerwowy. Kiedy więc zobaczył trzy staruszki, siedzące na rogu ulicy, zamarł.
Miały poszarpane łachmany, bardziej przypominające ubrania osoby bezdomnej, niż przedwiecznej bogini. On jednak widział, kim są.
— O nie.
Włóczka była w błękitnym kolorze. Delikatna, czysta. Widział, jak delikatne dłonie staruszki przędą ją w dłoniach. Cienka nić chybotała się na wietrze, a nożyczki były zbyt blisko. Błyszczały w słońcu, a on miał wrażenie, że czuje je na swojej skórze. Zadrżał.
Spojrzała na niego. Nawet jeśli twarz była przykryta chustą, nawet jeśli wiedział, że nie mogła go zauważyć. A te nożyczki były tak… strasznie… blisko.
Chaos chciałoby powiedzieć, że został i sprawdził, czy umysł nie płata mu figli. Chciałoby, ale zamiast tego zaczęło biec.
Nie dziś. Nie teraz. Chaos widział już Mojry. Raz. Raz mu starczyło. A jeszcze ostatnie wizje…
Nie. Nie chciał się z tym mierzyć. Nie znowu. Miał dość.
Wpadło do pierwszej lepszej knajpy i zamknęło za sobą drzwi. Rozejrzał się przerażony po ludziach. Zauważyło jedną dziewczynę, która sprzątała filiżanki ze stolika.
— Hej, słuchaj, mam problem. My mamy. Ale bardziej ja. — Złapał ją od razu za ramię. Nie będzie w tym sam. — Powiedz, że ty też widzisz te babcie na ulicy. — A i jestem Chaos, przy okazji. Miło mi.
Jaka była szansa, że trafił na innego półboga w tym wielkim mieście? Mała. A śmiertelnikom zdecydowanie nie powinno się mówić o boskich sprawach, ale Chaos już tyle razy złamało tę zasadę, że przestał liczyć.
— Ktoś umrze. A zwykle nie widzę, jak ktoś umiera. Znaczy, no, zależy. Czasem widzę. A ostatnio jak je widziałem, to było źle… A w ogóle to mogę herbaty?

Claro?
◇──◆──◇──◆
782 słowa: Chaos otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz