ZIMA
Ricky wszystko przemyślał jak to on, właściwie wcale. Pamiętał mniej więcej, gdzie była jama, do której mieli dotrzeć. Znalazł ją jakiś czas temu podczas spaceru. Dzień, kiedy ją odkrył chyba był prawie taki sam jak ten — może trochę więcej śniegu. Wspomnienie to było niewyraźne, na jednym przestraszonym oddechu, i Ricky starał się je ze wszystkich sił zatrzeć. Spacerował, prawdopodobnie, może czegoś szukał i zapatrzył się — to pamiętał dobrze — w ptaszka na drzewie. Nagle ptaszek uleciał w górę, i to wcale nie dlatego, że odfrunął z gałęzi; noga młodego chemika nagle zapadła się w dotychczas stabilnym, miękkim i przyjaznym gruncie, i zamiast gałęzi drzewa, zobaczył przed sobą śnieżne podłoże. Serce podskoczyło mu do gardła i zaczęło walić tam jak szalone, kiedy obrócił głowę i zobaczył czerń. Nie pamiętał, jak jego dłonie znalazły korzenie drzew, czy kamienie, pamiętał tylko paniczny strach i ulgę, kiedy w końcu odczołgał się od dziury w ziemi. Poszczególne elementy tego obrazu nie chciały zniknąć i nawiedzały go niespodziewanie. Starał się odciągnąć swoją uwagę i zadusić to wspomnienie, ale było to trudne.
Przeglądał właśnie atlas z grzybami, żeby znaleźć jeden o dziwnej nazwie, potrzebny mu do eksperymentu. Nie był nawet w stanie jej zapamiętać, wertował więc atlas z kartką w jednej ręce, na którą ciągle spoglądał, żeby sobie ją przypomnieć. Wydrukował sobie wcześniej składniki na drukarce w Domu Senatu. Na odwrocie był Tralalero Tralala przegrywający walkę z Tung Tung Tung Tung Tung Sahurem, ale obrazek nie przebijał zbyt mocno i była to jedyna kartka, jaką znalazł.
Nagle przypadkowo przeleciał więcej stron, niż miał, i próbował wrócić do tej, na której skończył, ale wszystkie wyglądały tak samo. Każdy grzyb wyglądał tak samo. Czy naprawdę były potrzebne im osobne nazwy? Te dwa różniły się tylko tym, że jeden dojrzewał tydzień później i miał ciemniejsze plamki.
Wszystkie wyglądały identycznie, oprócz jednego. Poczuł śnieg w ustach i przypomniał sobie ściskający strach. W krótkim tak krótkim momencie, mini latarka przypięta do jego paska oświeciła ściany jamy, do której prawie wpadł. Były tam identyczne grzyby jak na obrazku. Lekko fioletowawe, z jaśniejszymi plamkami na spiczastym kapeluszu.
Był to najmniej wyraźny element chaotycznego wspomnienia, ale Ricky pokładał w nim wielkie nadzieje.
Entuzjazmem stłumił strach-tak przynajmniej mu się wydawało. Z wigorem prowadził Kuźmę przez topniejące zaspy i połacie żółtej trawy i wszystko było w porządku. Dopóki nie stanął na brzegu dziury wiejącej ciemnością. Dopóki nie spojrzał w dół. Dopóki nie zaczął próbować tłumaczyć, dlaczego chciał tu przyjść, z marnym skutkiem. Dopóki nie usłyszał magicznych słów - ,,Dobra, wchodzimy?” - jakby wszystko było już przesądzone i nie miał ucieczki. Żałował, że nie poświęcił paru dodatkowych dni na przygotowania, może udałoby mu się znaleźć jednak ten grzyb gdzieś indziej, zamówić z Temu, może mógł zabrać jeszcze jedną latarkę, może czwarta czołówka faktycznie by nie zaszkodziła? Jedyne, czego pragnął, to cofnąć się i uciec, schować się pod kocem z pluszowym Walterem White'em. Ale jego oczy nie chciały się odwrócić od czerni, i to trzymało go w miejscu.
— No, jesteś gotowy?
Kolejne słowa Kuźmy odsunęły nieco w czasie jego atak paniki. Zamrugał, zamknął oczy.
Mógł się pochylić, zaświecić i upewnić się, że grzyby dalej są, że nie przywiódł tu bogom ducha winnej czternastolatki na darmo. Wyciągnął z kieszeni pomięty rysunek grzyba, który wykonał, bo ktoś znowu usiadł na fotokopiarce ze skanerem i nie mógł zrobić sobie kopii strony z atlasu. Rozprostował kartkę. Mimo zagięć i zabłąkanej naklejki z dinozaurem, która przykryła część napisu, rysunek był chyba dosyć wyraźny, prawda?
— Chciałem ci tylko pokazać, czego szukamy.
— To żółw? — spytała, obracając jego obrazek do góry nogami. — A może z tej strony… nie, to kalosz, prawda? Naprawdę ciągnąłeś mnie taki szmat drogi, bo kalosz wpadł ci do dziury? Ma ładny kolor, ale masz chyba jeszcze drugi.
— To grzyb! — sapnął zdenerwowany Ricky.
Kątem oka ciągle widział otchłań i walczył z chęcią zamknięcia oczu i rzucenia się do ucieczki. Czy wydawało mu się, że śnieg osunął się w kierunku czerni? Może ziemia właśnie pod nim pęka, dziura się poszerza i pochłonie ich dwóch?
— No, nie wiem... O takim kolorze?
— To grzyb! — Tym razem krzyknął i zaraz się zreflektował.
Może to bliskość zagrożenia zdjęła mu zwyczajową mgłę z mózgu, milion rozproszeń, które nigdy mu nie pozwalały na doprowadzenie myśli do końca — nagle zniknęły. Była dziura, był on, była Kuźma, która wydawała się zirytowana, i był jego krzyk, niepotrzebny. Postarał się wziąć głęboki oddech, co prawie by się udało, gdyby nie nagły powiew zimna z jamy. Nic nadzwyczajnego, ale Ricky poczuł ten chłód nawet w dziąsłach. Musi się uspokoić, wziąć się w garść.
Kuźma westchnęła.
— Pokaż, co za sprzęt masz tam w plecaku i wykombinujemy coś.
Kuźma? ───
[759 słów: Ricky otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
[759 słów: Ricky otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]