Zmieniła ją w szopa.
Violet ZMIENIŁA ją w szopa! I to nie jakiegoś tam kreskówkowego, słodkiego szopika, tylko prawdziwego, najprawdziwszego szopa – takiego, co ćwierka, mruczy, skrzeczy, albo co tam jeszcze te puchate stwory robią w lesie, kiedy nikt nie patrzy.
Laira, córka Hefajstosa, była wręcz pod wrażeniem. Pewnie, potrafiła skonstruować najbardziej szaloną machinę rodem z koszmaru technicznego geniusza, ale żeby zamienić kogoś w żywe, pełnoprawne zwierzę? No błagam. To już było czaderskie. Czemu, do cholery, ona nie mogła być dzieckiem Hekate? Przynajmniej wróżyłaby ludziom z tarota i straszyła dzieci w Halloween. Same zalety. Zero minusów. Poza czarnym dymem i czasem jakimś przypadkowym otwartym portalem do zaświatów, ale kto by się przejmował?
— Ja chcę jeszcze raz! — zapiszczała, podskakując na małych szopich łapkach, które tak właściwie, już nie były szopie, bo Violet zdążyła ją przemienić. — Tylko tym razem zamień mnie w tygrysa! Albo nie, lepiej w rybołowa! Upoluję ci jakąś porządną rybkę, co ty na to?
Violet przewróciła oczami z siłą huraganu. Jasne. Rybołów. Poluje. Ryby. Tylko że, no… ryby się łowi, a nie „upolowuje”. To nie dzik w lesie, tylko pstrąg w strumyku, geniuszu. Zmęczona tym absurdem, aż stuknęła się otwartą dłonią w czoło, jakby próbowała dosłownie wybić sobie z głowy ten absurd.
— Może później — mruknęła, zmęczonym tonem nauczycielki przedszkola. — Na razie wrócimy do twojej kwatery i zapoznasz się z resztą rodzeństwa, zgoda?
Wyciągnęła dłoń, podsuwając ją Lairze pod już nie taki puchaty pyszczek.
— Swoją drogą, wyglądasz komicznie jako szop. Taki… mały, puszysty chaos.
— Hej, hej, cukiereczku, spokojnie! — zareagowała energicznie Laira, otrzepując się z piachu i ruszając z godnością, która totalnie nie przystoi szopowi. — Dam sobie radę sama, nie trzeba mnie niańczyć.
Violet wyraźnie nie była zachwycona nowym przezwiskiem. Skrzywiła się, jakby właśnie zjadła cytrynę. Trudno. Przywyknie. Zazwyczaj dziewczyny lubiły, kiedy Laira mówiła do nich „cukiereczku”, szczególnie kiedy wpadały do warsztatu jej ciotki z jakimś chłoptasiem u boku i potrzebowały pomocy. No ale, jak się okazuje, ten półboski padół łez miał widownię bardziej wybredną niż starożytne bóstwa olimpijskie.
— Powiedziałam już, że mam na imię Violet, nie Vi, nie „cukiereczek”, nie żadne inne ipsum dyrdum, które sobie wymyślisz — sapnęła ciężko, pocierając skronie. I serio, wyglądała, jakby właśnie dostała migreny. A może rzeczywiście dostała? Kto ją tam wie.
Laira tylko wzruszyła ramionami, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Co najwyżej mogłaby znów rzucić „spokojnie, cukiereczku”, ale miała przeczucie graniczące z pewnością, że to doprowadziłoby do katastrofy na skalę wulkanu imieniem Violet, który już i tak niebezpiecznie bulgotał.
Zresztą, i tak miała dosyć gryzienia piachu. Z każdym kolejnym krokiem podczas tej ich “relaksującej” wędrówki po plaży sięgała ręką na plecy, drapiąc się w podrażnione miejsca. Ale to nic nie dawało. Tak samo skuteczne, jak porady jej boskiego ojca – czyli jebane zero. Null. Nada. Absolutna techniczna pustka.
I tylko jedno pytanie dudniło jej w głowie jak młot: czy można w ogóle dostać uczulenia na piach, będąc szopem? Skrzywiła się teatralnie, drapiąc się po plecach już chyba dwudziesty raz w ciągu ostatnich pięciu minut. Piasek był wszędzie. Za uchem, między łopatkami, pewnie nawet w rowku między pośladkami. Wkurwiający był ten piasek, jakby się uwziął, żeby zamienić jej życie w festiwal swędzenia i frustracji.
— Zawsze jesteś taka sztywna? — mruknęła, marszcząc nos i rzucając Violet kpiące spojrzenie znad ramienia. Zrobiła kilka kroków do przodu, po czym znowu przystanęła, bo znowu… znowu ten jebany piasek.
Nosz kurwa, czy ona nie mogła choć przez chwilę poczuć się jak magiczne zwierzątko z bajki, tylko od razu musiała przypominać kłębek neurozy z klątwą wiecznego swędzenia?
Przysięgam, jeśli jeszcze raz coś mnie zaswędzi w miejscu, gdzie nie mogę się podrapać, rozszarpię kogoś. Najlepiej ciebie — fuknęła w stronę Violet, choć ton miała bardziej rozbawiony, niż groźny.
Violet spojrzała na nią z uniesioną brwią, ewidentnie rozważając, czy powinna teraz rzucić jakąś złośliwość, czy po prostu pozwolić Lairze się spalić w ogniu własnej irytacji. W końcu jednak tylko westchnęła i wzruszyła ramionami.
— Okej, słuchaj, cukiereczku — zaczęła Laira, podchodząc powoli w stronę Violet z miną pełną niewinności… co w jej wykonaniu brzmiało raczej jak zapowiedź katastrofy. — Ta zniewaga krwi wymaga, mam nadzieję, że mi wybaczysz kiedyś — rzuciła z szerokim uśmiechem, po czym nim Violet zdążyła zareagować, zgrabnie ją przerzuciła sobie przez ramię jak worek kartofli.
— Laira, co ty—?! — jęknęła zaskoczona Violet, wisząc głową w dół, a jej głos przypominał skrzyżowanie przerażonego kota z rozdrażnionym delfinem.
Kilka kroków wystarczyło, by dotarły do głębszej części zatoki. Woda chlupotała przyjemnie, a piasek stawał się coraz bardziej wilgotny i zdradliwy.
— Dla honoru szopa! — wrzasnęła Laira bojowo i zamaszyście cisnęła swój „worek pyrek”, czyli zdezorientowaną Violet, prosto w fale. Plan był dobry. Prawie genialny.
No, na jej nieszczęście, ów "worek" okazał się bardziej uparty, niż przypuszczała — Violet w ostatnim odruchu chwyciła ją za kostkę, a zanim zdążyła się zorientować, Laira z rykiem i chlupotem zaryła twarzą w mokry piach.
Woda rozbryzgała się wszędzie, a chwilę później obie leżały — jedna półzanurzona w wodzie, druga z piaskiem we włosach, nosie i absolutnie każdej możliwej szparze.
— Ja pierdolę… — mruknęła Laira, spluwając z ust coś, co przypominało błotnistą galaretkę z odrobiną dumy i rozpaczy.
Violet zaśmiała się cicho, mimo wszystko zaskoczona, że ta idiotyczna akcja rozbawiła ją bardziej, niż powinna. Chociaż może był to śmiech pełen desperacji i gróźb rychłej, powolnej śmierci.
— Chociaż raz, cukiereczku, jesteśmy na równi — odparła z satysfakcją, otrzepując się z wodorostów, jakby właśnie wygrała olimpiadę.
To jednak nie był zbyt dobry pomysł, mokre ciuchy przykleiły się do jej dupy, drażniąc niemiłosiernie. Szczególnie koszulka, cholera. No to? Pora pozbyć się problemu, Laira jednym ruchem pozbyła się drażniącego t-shirta.
🦝?
───
[905 słów: Laira otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]