Trochę w moim życiu się zmieniło, odkąd wyprowadziłem się z Obozu Herosów. To był czas by spełniać swoje marzenia. Tak, tęskniłem za Louise, która wybrała Nowy Jork, za Avery, które zostało grupowym i innymi.
Mieli rację, że w Nowym Rzymie krzywo patrzy się na greckich potomków, a tym bardziej dzieci Ateny. Oczywiście z tego powodu mam, mówiąc wprost, przesrane na uniwersytecie, gdzie nawet profesorzy robią wszystko, bym oblał studia. Na szczęście znaleźli się również dobrzy ludzie.
Wysłałem wiadomość do mojej przyjaciółki z dzieciństwa. Była aktywna, więc zapewne zaraz mi odpisze. Westchnąłem ciężko, patrząc na słońce na niebie. Gorąco jak w piekle. Nie przepadałem za takimi temperaturami. Usiadłem na przypadkowej ławce koło mnie.
– Już, mam! – podałem wodę osobie, której kupiłem napój. – Nie musisz oddawać pieniędzy.
– Dziękuję? – nieznajomy wziął butelkę. – Czemu tak się o mnie troszczysz?
– Nie chciałbym mieć cię na sumieniu, jakby ci się coś stało. W takich dniach jest pełno omdleń i innych słabości. Nie, nie jestem synem Asklepiosa, ale… jakoś tak już mam, że boję się odpowiedzialności – odwróciłem wzrok od osoby siedzącej koło mnie.
– Słodko – odrzekł, choć w jego głosie była raczej jedna wielka obojętność.
Zerknąłem w jego kierunku, widząc, że chciałby powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał. Wziął jedynie sporego łyka wody.
Zerknąłem w telefon. Odpisała mi.
A co ty na to, by w końcu się spotkać? Nie widzieliśmy się z 9 lat.
Aj spotkanie…
Jasne. A kiedy by ci pasowało? Bo jak dobrze pamiętam, ten Nowy Rzym jest blisko San Francisco, a wiesz, że tam studiuję.
A może dziś wieczorem? Nie mam zbyt wiele na głowie, a moglibyśmy spędzić trochę czasu razem, możesz nawet zostać na noc w moim akademiku, gdzieś znajdzie się miejsce.
Ty i te twoje pomysły hah. Jasne.
Zapewne wyglądałem teraz jak idiota, uśmiechający się sam do siebie, jednak ponowne spotkanie z Mią, osobą tak mi ważną. Tyle do opowiadania.
A jednak był mały haczyk.
Nie znam San Francisco. Nawet nie wiem gdzie i co jest. Poczułem mrowienie w brzuchu, a szyję oblał zimny pot. Może nowo poznany będzie wiedział? Zdążyłem zauważyć, że jest rzymskim potomkiem, synem Wenus, po tatuażu (tak, zdążyłem się nauczyć tych ich tatuaży).
– Przepraszam, mam pytanie – po chwili zastanowienia, zwróciłem się w jego kierunku.
– Hmm? – Potomek Wenus spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami.
– Wiesz jak dotrzeć do San Francisco...?
– Ta – odpowiedział. – A gdzie chcesz dotrzeć?
Szybko ponownie wziąłem telefon do ręki.
Mia, a gdzie chcesz się spotkać?
Na Fisherman’s Wharf?
Pasuje.
– Wiesz, gdzie jest Fisherman’s Wharf? To chyba jakiś port – podrapałem się po karku.
– Jestem rodowym Amerykaninem, rzecz jasna, że wiem – nieznajomy oparł się o ławkę. Zagryzł usta, patrząc przed siebie. – Jeśli chcesz, w zamian za tą wodę i uratowanie mnie przed udarem słonecznym, mogę ci pomóc dotrzeć na… randkę?
────
[452 słowa: Lucas otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz