Theodore, który ledwo co zaczął swój staż w Obozie Jupiter, nadal się tu gubił.
Nie miał pojęcia, jakim cudem to robił. Plan obozu wcale nie był szczególnie skomplikowany, ale czuł się, jakby fata za każdym razem podpowiadały mu zły kierunek. Czasami musiał naprawdę się wysilić, żeby dobiec w dane miejsce na czas. Wystarczało mu bycie plugastwem z racji funkcji in probatio, nie musiał dokładać do tego kwestii spóźnień. Nie był z natury szczególnie niezdarny, ale od jakiegoś czasu niemal codziennie zdarzyło mu się na kogoś wpaść. I czasami musiał brać nogi za pas, dopóki nie było za późno.
Teraz znowu się gdzieś spieszył. Na bogów, teraz to on się całe życie spieszył! Jego najwolniejszym tempem stał się dosyć szybki krok. Szedł akurat na któryś z treningów, zamiast na drodze skupiając się na podwiniętym rękawku koszulki. Z poirytowaniem wypisanym na twarzy szarpał się z upartym materiałem, mając jedną rękę do dyspozycji. Wtedy właśnie z nieuwagi szturchnął kogoś barkiem.
Niesforny materiał szybko stracił na znaczeniu, kiedy nieco oszołomiony chłopak zaczął przepraszać.
⎯ Nie zauważyłem cię, wy…⎯ zaczął, instynktownie robiąc krok w tył, ale nawet nie musiał kończyć.
Dziewczyna, którą potrącił, prychnęła z lekceważeniem, a potem po prostu poszła dalej. Nastolatek mruknął coś jeszcze pod nosem, przystając w miejscu. Na spokojnie poprawił rękaw i już miał iść dalej, kiedy zauważył coś jeszcze. Niezręcznemu zdarzeniu przyglądał się ktoś jeszcze. Musiał zatrzymać się tutaj zaledwie chwilę temu, bo wyglądał na skonsternowanego.
Theo posłał mu nieznaczny, niemalże przepraszający uśmiech i popędził dalej. Miał wrażenie, że był to ktoś z jego kohorty; nie widywano tu często białych, niemalże skrzących się włosów. Ale nie zaprzątało to jego myśli zbyt długo, bo teraz zaczął panikować, że tak czy siak, przybędzie na trening spóźniony. Wypadek, białe włosy i uśmiech bardzo szybko wypadły mu z głowy, którą zaprzątały wciąż nowe sprawy.
Kiedy jakiś czas później ponownie kręcił się po obozie, już w ogóle o tym nie pamiętał. Usiadł gdzieś, gdzie akurat nie było tłumku obozowiczów i zajął się starannym polerowaniem ostrza swojego sztyletu. Co z tego, że nie było na nim ani jednej plamki. Musiał sobie zająć czymś ręce, bo w obliczu nowego otoczenia i takiej ilości stresu, nie mógłby usiedzieć w miejscu. Tabliczkę na swojej szyi przecierał z dużo mniejszym zapałem, ale w końcu o nią również musiał dbać. Dlatego, choć robił to niechętnie, kawałek metalu po jego pracy lśnił.
Skupiony na własnych myślach i zadaniu, średnio zwracał uwagę na otoczenie. Kątem oka widział przewijających się co jakiś czas półbogów, ale nic poza tym. Skończył czyszczenie sztyletu w idealnym momencie.
Kiedy uniósł wzrok sponad swoich dłoni i już miał zamiar wstać, przed nim pojawiły się nagle już przez niego kojarzone, białe włosy. Nieco zdziwiony tą bezpośrednią interakcją, na początku nie zrobił nic, niemalże czekając, aż chłopak się do niego zbliży.
Jego słowa wydawały mu się niezwykle wyrwane z kontekstu. Nigdy w życiu z nim słowa nie zamienił! Co więc mogło sprawić, że uważał, iż Theodore się z niego śmieje? Nastolatek zamrugał kilkakrotnie i nieco zmarszczył brwi. Próbował się domyślić, o co chodzi, kiedy spoglądał na niemalże zrozpaczonego chłopaka. Wyglądał, jakby był w stanie w każdej chwili zacząć rwać włosy z głowy. A Theo nadal nie rozumiał, co wpędziło herosa w ten stan i co on sam miał z tym wspólnego.
Dopiero po usłyszeniu następnych słów jego zielone oczy błysnęły zrozumieniem. No tak, istotnie się do niego uśmiechnął. Ale nie miał pojęcia, że zwykły, nawet nie wrogi uśmiech oznacza wyśmiewanie się z kogoś. Cóż, człowiek uczy się przez całe życie.
Odchrząknął, zanim się odezwał.
⎯ Spokojnie, wcale nie uważam, że jest w tobie coś… zabawnego. Nie wiem, czy widziałeś, ale chwilę wcześniej zderzyłem się z dziewczyną. Może myślałem, że uznasz mnie za głupka, nie pamiętam. Ale ludzie uśmiechają się też, żeby było miło, tak na przyszłość ⎯ wyjaśnił spokojnie, ponownie unosząc kąciki ust w uśmiechu.
Miał nadzieję, że jego odpowiedź wystarczająco usatysfakcjonuje legionistę. Dobra, teraz może i był odrobinę rozbawiony tą gwałtowną reakcją, ale wcześniej naprawdę nie miał złych intencji. Nie starał się robić sobie wrogów już teraz, kiedy nawet nie umiał się bronić.
Zmierzył chłopaka wzrokiem; niedoświadczony jeszcze półbóg w momentach nudy wynalazł sobie nową grę. Patrząc na przypadki obozowiczów, starał się odgadnąć ich boskich przodków. Co nie było łatwe, kiedy te wszystkie imiona i nazwy wciąż mieszały mu się w głowie. Dopiero teraz żałował, że nie przejmował się bardziej nauką historii w szkole.
Nic jednak nie wskórał. Nastolatek nie przejawiał szczególnych cech, charakterystycznych dla niektórych dzieciaków. Chociaż… Theo widywał już wiele osób, ale pewne ich grono w obozie jednak czymś się wyróżniało. Uroda tak idealna, że niemal tworzyła wokół nich poświatę. Chłopak był pewien, że musi być jakaś bogini piękna, której imię miał na końcu języka. Cóż, może nieznajomy się nie obrazi, jeśli kiedyś o to zapyta.
⎯ Więc wcale się z ciebie nie śmiałem ⎯ podsumował po krótkiej przerwie.
Jasne, że od zawsze był mistrzem rozmów.
◇──◆──◇──◆
[803 słowa: Theodore otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz