wtorek, 12 marca 2024

Od Judasa CD Havu — „Ciało Chrystusa”

Poprzednie opowiadanie

To najgorszy dzień mojego życia — pomyślał, zupełnie jak każdego innego dnia.
Z ejdolonami miał pewien problem. Już raz je napotkał i było to wystarczająco wiele razy, by wyjątkowo ich nienawidził. A na dodatek, teraz Havu zostawił go samego z jedną z nich, za co zapewne będzie go obwiniać do końca życia. Nie, żeby sobie z jedną ejdoloną nie miał poradzić (przy nieposiadaniu pecha, choć pewnie także inne były w pobliżu), ale było to wyjątkowo bezczelne z jego strony, skoro sam chciał tu przybyć.
Nie wiedział, czemu była akurat w takim miejscu i w takim ciele, czy jednak to przez półboga jakimś trafem akurat na ,,egzorcyzmie” się znalazła. W sumie nie wiedział nawet, czy wybierają swoje ofiary losowo, czy według jakiegoś schematu (ale tak adekwatne udawanie opętanego było dość inteligentne). Zakładając drugą możliwość, wrócił do budynku, otrząsając się z nagłych reakcji Havu, uznając je też za wyjątkowo nieprzemyślane i durne. Szybko zdążył poznać rudowłosego i odkryć, jaki narwany jest, więc też niezbyt go to wszystko zaskoczyło, ale w głowie jakby mu utkwił wyraz tych ekspresji i oskarżających krzyków, które, jak się okazało później, ciążyć mu będą długo na żołądku.
Minął lekceważąco kobietę, najwyraźniej bezsilną i zdesperowaną, ale gdy wszedł do pokoju, w którym poprzednio był, nie odnalazł opętanego mężczyzny. Już przynajmniej wiedział, czemu jego przypadek został określony jako nietypowy. Szczerze był przekonany, że to kolejny przypadek typowego egzorcyzmu, ale to tym bardziej się rozwiało, gdy omal nie został zaatakowany od tyłu. Ten jeden raz jego (raczej nieduży) refleks go uratował, gdy złapał na oślep za rękę napastnika, a na ziemię opadł nóż.
— Chryste. Skąd to masz? Zostaw tego gościa w spokoju, zapewne nic nikomu nie zrobił.
Odsunął się od ejdolony, czując, że jest mu już gorąco w ubraniu.
— Nie jesteśmy po niego. — Judasa zdziwił głęboki, jakby zdeformowany głos, jaki wydobył się z gardła mężczyzny.
Jesteśmy, a nie jestem. Tutaj już się pojawiał problem.
— Czyli mogę po prostu odejść i nic się nie stanie — stwierdził, chociaż takie droczenie się nie było pewnie mądrym posunięciem.
Przejęte ciało na razie nie wykazywało kolejnych agresywnych posunięć, jedynie patrząc wrogo na Cohena złotymi tęczówkami.
— Ty i twoi towarzysze możecie opuścić ten dom, nie uważasz?
Ustawiona na parapecie doniczka wraz z ledwie dychającą już alokazją (której było szkoda księdzowi) poleciała w stronę głowy Judasa, ale jej już nie uniknął, nie spodziewając się takiego ruchu. Rozbiła się na tyle jego głowy, a przed załzawionymi oczami zrobiło mu się ciemno, omal go nie powalając. Oj. Zuchwalstwo ma swoje złe strony.
— To nie jest jakiś twój egzorcyzm jak z horroru, byś tak mówił.
Odetchnął ciężko, łapiąc się za pulsującą potylicę i zaśmiał się słabo. Nie będzie chyba łatwo się jej pozbyć. Wydawała się naprawdę upierdliwa, a to go jeszcze bardziej poirytowało. Powstrzymał się cudem przed zasłabnięciem. Gdyby miała coś mu zrobić, zapewne już wykorzystałaby tę okazję (zakładał, iż inne doniczki także zostały przejęte i za moment zostałby przez nie żałośnie zabity). Ugryzł się w wargę mocno, sięgając odruchowo do swojego pierścienia, nie wiedząc do końca czy jest sens walczyć… z duchem, bo o ejdolonach wiedzy pokaźnej nie miał, lecz mógł się przynajmniej bronić.
O ile jeden z duchów już nie czaił się w wnętrzu Cohena. Ale nie na darmo miał za ojca Formido.

Nie był pewien, czemu i czy na pewno czuł się nadal w stu procentach zdrowy na umyśle.
Na wiadomość Havu skrzywił się nieświadomie, nieruchomiejąc, patrząc chwilę na siedem słów, jakby miały odmienić one jego życie. Potem rzucił telefon na łóżko. Z jakiegoś powodu nie miał go do końca dość, ale gdy sobie to uświadomił, po prostu zignorował tę myśl, nie dając jej więcej uwagi.
Judas umiał odgadnąć czyjeś emocje po byle wyrazie twarzy, byle ruchu i jakiejkolwiek zmianie w tonie, ale jego własne uczucia nie zawsze były dla niego zrozumiałe. Może dlatego, że uważał je za głupie. A może po prostu nie chciało mu się ich zrozumieć. W każdym razie był świadomy ich posiadania (tych okropnych, irracjonalnych, męczących, uprzykrzających życie emocji) i tyle wystarczało.
Poszarpaną sutannę rzucił bez czułości na blat. Potarł swędzącą, brzydką, czerwoną rysę tuż pod okiem. Była płytka, ale i tak miał obawy, że zrobi się widoczna blizna.
— Co się z nią stało?
— Pies mnie zaatakował.
— To kosztuje, Cohen.
Wzruszył ramionami.
— Powiedz to psu.
Głupio było mu zwalać winę na zwierzę, ale stwierdził, że to będzie najlepsza, właściwie samo tłumaczająca się wymówka. Ale duchowny nie wyglądał na przekonanego. Gdy usłyszał o ,,udanym” egzorcyzmie, też nie był z jakiegoś powodu zadowolony. Przetarł twarz, przez moment manierycznie trzymając się za czoło, z drugą ręką opartą o biodro.
— Idziesz na urlop, Judas — rzekł całkowicie poważnie, nie zmieniając pozycji.
Na te słowa brunet prychnął śmiechem, ale szybko do niego doszło, że nie jest to wcale nic zabawnego.
— To nie jest żart. — Mężczyzna zmierzył go złowieszczo. — Długi urlop. Nie wiem, czy wiesz, ale każdy czyn ma swoje konsekwencje.
— Przez podziurawioną suknie?
— Nie tylko.
Ucichł.
Następnym, co wiedział, było to, że rzeczywiście, miał iść na urlop, a raczej na czasowe zawieszenie w obowiązkach i było to najbardziej szokujące, co go spotkało w ciągu paru lat jakże cudownej kariery. Tak w skrócie, bo w nie-skrócie sytuacja była znacznie bardziej dla niego druzgocąca. W ciągu pięciu minut usłyszał więcej zarzutów na swój temat niż od matki, gdy był niesłuchającym nikogo, niegrzecznym dzieckiem, używającym do użytku codziennego pięści i przekleństw. Na temat swoich poczynań, jak i, co gorsza, osobowości, aż niemal mógł poczuć i usłyszeć (wyobraziłby sobie dźwięk gruchotania w tamtym momencie, gdyby tylko miał na to humor, a było wręcz przeciwnie) jak jego kruche ego łamie się na tysiąc drobnych elementów.
Kolejną rzeczą było, że był bliski stracenia wszystkiego, tej całej durnej, kościelnej reputacji. Nie przez sutannę. Nie przez ,,aroganckie odzywki”. Nawet nie przez wszystkie kłamstwa.
Wcześniej tego nie zrobił, ale tym razem będzie go obwiniać, bo każdy czyn ma swoje konsekwencje — a tylko jedna osoba miała w swoim posiadaniu nagranie pijanego Judasa, nim magicznie zostało opublikowane, pomimo że umowa była inna.
To wcale nie tak, że się do tego sam przyczynił i był powodem swojej własnej klęski. Skądże.

Koniec wątku Havu i Judasa 
◇──◆──◇──◆ 
[1006 słów: Judas otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz