poniedziałek, 11 marca 2024

Od Ezry do Avery — „Uno un-oh”

Iskry ogniska unosiły się w górę, bezgłośnie znikając w toni nocnego nieba.
— Nie gram już z wami! — Zakrzyknęła dziewczyna, rzucając talią kart o ziemię. Jej głos był głośny, a jej urażenie udawane. Chwilę później wybuchnęła śmiechem, zaraźliwym, perlistym. Ezra zawsze zazdrościł ludziom, którzy potrafili śmiać się w taki sposób. Pełną piersią.
— Dobranoc, — rzuciła przez ramię. Jej gęste loki zmieniły kolor z zielonego na czarny, gdy odeszła z miejsca, na którym siedziała i zniknęła w cieniu.

Młody heros zgarnął karty i zaczął je tasować. Miały metaliczny połysk i wydawały się nieco cięższe, solidniejsze od tych standardowych.
— Kolejna runda? — W ciągu wieczoru mała grupka ludzi rozproszyła się powoli, jedna osoba po drugiej znikała za drzwiami swojego domku lub w innej części obozu.
Ezra kojarzył Avery, jedyną osobę, która została przy ognisku. Jako grupowe musiało siedzieć z nimi na obradach, zazwyczaj słuchając. Ezra lubił myśleć, że ich milczenie było częścią bezsłownego paktu. Był jednocześnie pewien, że za kamienną twarzą Avery jeno umysł pracował na pełnych obrotach. Widział je również czasami na treningach, obserwował, jak strzelało z łuku z zatrważającą celnością.

Białowłose zgodziło się na finałową rozgrywkę. Ezra zakończyło tasowanie niczym zawodowy krupier, następnie rozdając obojgu po siedem kart. Wyrównał resztę z nich w dłoniach, usytuował pokaźny stos na ziemi, pomiędzy dwójką herosów. Zręczne palce zgarnęły najwyższą kartę – czerwone zero – z góry i umiejscowiły ją tuż obok.
Avery zaczęło – położyło czerwoną piątkę na uprzednio odkrytej karcie. Ezra spojrzał na własne karty, rozłożył je w dłoni niczym wachlarz i położył czerwoną jedynkę na karcie Avery. Z satysfakcją obserwował, jak jeno włosy zmieniły kolor z jasnego, eterycznie białego w świetle ognia na rdzawą czerwień. Dlaczego ciężko westchnęło, widząc się w rudym – tego Ezra nie wiedział. Jego zadowolony półuśmiech prędko spełzł z jejgo twarzy, gdy szczupła dłoń Avery sięgnęła po kartę, na której widniały dwie czerwone strzałki, odwracające kierunek gry. Avery bez słowa położyło na nich bliźniaczą, żółtą kartę, następnie żółtą siódemkę. Ezra z trwogą patrzył, jak kosmyki jego grzywki oblał musztardowo–złoty kolor. Wziął kolejną kartę ze stosu – czarną, umożliwiającą zmianę granego koloru na dowolny.
— Niebieski, — wydukał, a położona karta zalśniła błękitną poświatą.

Srebrne oczy zabłysnęły znad dzierżonych kart. Była w nich zawziętość, której nigdy nie chciało się sprzeciwiać.
Dziecię Ateny samo w sobie jest bronią. Ołówek, pióro, miecz, pionek, intelekt – wszystkie z tych rzeczy stają się orężem, dzierżone przez Ateniątko. Każde z nich jest siłą, którą chce się mieć po swojej stronie. I której nigdy, przenigdy nie chce stać się twarzą w twarz w starciu.

Ezra przełknął ślinę.
Avery na pewno miało idealną strategię. Każdy jeno ruch był przemyślany, każda położona karta wynikiem szeregu obliczeń. Jedynym, co mogło pomóc Ezrze zbliżyć się do wygranej, było szczęście (które rzadko kiedy im sprzyjało) i odwrócenie uwagi Avery czystą głupotą (której z drugiej strony posiadał całe pokłady).
— Ile chipsów jesteś w stanie zmieścić w buzi na raz? — Oznajmił więc, spoglądając na otwartą paczkę w połowie pełną smażonych plastrów ziemniaków o smaku zielonej cebulki.


Avery?
◇──◆──◇──◆
[485 słów: Ezra otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz