piątek, 29 marca 2024

Od Ezry CD Violet „Kawa z półboga”

Poprzednie opowiadanie

Krew, która uciekła z policzków Ezry, gdy usłyszało wzmiankę o boskim nektarze, potrzebowała dłuższego czasu, aby do nich wrócić. Czasu, spędzonego przy mikserze, z dala od kasy, przy której czekała czarnowłosa córka Hekate. Czasu, wykorzystanego na wzięcie kilku głębszych oddechów i uspokojenie serca, którego bicie wydostawało się poza klatkę piersiową herosa, odzywało się w opuszkach jego palców i jejgo skroniach.
— Zapytam się menadżerki. — Ezra umieścił białą, papierową słomkę w wieczku napoju dziewczyny, po czym niezwłocznie podał jej plastikowy kubek. Podziękowała mu uśmiechem. Przyjął zapłatę, wydał jej niklową pięciocentówkę, która chwilę potem wylądowała w skarbonce z krzywym napisem „napiwki” i zamknął kasę. — Czy możesz tu pracować. Masz może CV?
Violet gorliwie pokiwała głową.
Drzwi na zaplecze kliknęły w zawiasach.
— Steph? — Wychrypiało Ezra, odwracając się w ich stronę. Za drzwiami nie stała Steph. Stał tam rosły chłopak w zielonym fartuchu, do którego przypięta była plakietka z jego imieniem: Keith. Równie dobrze mógł nazywać się Dwight albo Max albo Eric albo nawet John Cena. Był po prostu kolejnym pracownikiem, sprzedającym za drogą kawę w kubkach z zieloną syreną, zabawiającym klientów small talkiem i zgarniającym swoją część napiwków.
— Keith, przejmiesz kasę? — Keith nie odpowiedział. Zawiązał jedynie paski fartucha wokół swojej talii i potrącił Ezrę ramieniem, przeciskając się między nimi a wejściem za ladę. — Dzięki — bąknął mimo to Ezra.
— Violet? — Wychrypiał, zawsze ostrożny, biorąc imiona innych w usta. Violet nie uciekła, odsunęła się jedynie od lady, przy której ustawiło się już dwoje następnych klientów, rytmicznie uderzających paznokciami w dębowy blat. Stała przy ścianie, ostrożnie popijając swoje frappuccino. — Jeśli masz chwilę, możesz pójść ze mną na zaplecze.
Dopiero gdy wypowiedziało te słowa, Ezra zdało sobie sprawę z ich brzmienia.
Jak złe by nie było, już wypuściły ich usta. A Violet już się zgodziła. Ezra wyślizgnął się więc zza lady i uchylił drzwi z tabliczką „wstęp tylko dla personelu” przykrywającą napis w stylu „żyj, śmiej się i kochaj”. Wpuścił dziewczynę na zaplecze przodem. Jej oczom ukazało się chłodne w wystroju pomieszczenie. Jego białe ściany i śliskie kafelki kontrastowały z ciepłym, drewnianym wystrojem kawiarni. Wzdłuż jednej ze ścian ciągnął się metalowy blat, nad nim szafki z kartonami mleka, plastikowymi torbami pełnymi kubków, opakowaniami serwetek i słomek, stertami worków kawy i mnóstwem pudeł.
Ezra poprowadził Violet dalej, przez szereg regałów, obok chłodziarki do mniejszego, bardziej przytulnego pokoju, który zajmowała kanapa, kilka krzeseł i biurko, przy którym siedziała osoba, zakrywająca swą twarz podeszwami opartych o blat butów.
— To jest Steph, nasza menadżerka.
— Czy jest… — Ezra od razu wiedział, o co jej chodziło. „Taka jak my”. Półboginią, legatariuszką, driadą, czymkolwiek należącym do ich świata.
— Raczej nie.
— Ezra, obgadujesz mnie?
Para ciężkich butów na platformie opadła z blatu na podłogę. Steph ukazała się dwójce herosów w całej swojej krasie: włosy, farbowane na zielono, zgolone po bokach głowy, postrzępiona grzywka, wysoki irokez. Jej oczy były otoczone czarną kreską, czarnym cieniem, rzęsy pokryte grubą warstwą czarnej maskary. Tylko Steph potrafiła nosić ten makijaż z wdziękiem, nie wyglądając przy tym jak szop pracz. Pokryte czerwoną szminką usta rozchyliły się w szoku, odkrywając nieco krzywe zęby. Klasnęła w dłonie, a zdobiące je pierścionki i dziesiątki kolorowych, plastikowych bransoletek uderzyły o siebie ze szczękiem.
— Ezra! Nie mówiłeś mi, że chodzisz z dziewczynami!
Steph zeskoczyła z krzesła, zatrzasnęła firmowego laptopa i ponownie podskoczyła, tym razem w miejscu. Jej uśmiech rozciągał się po całej jej twarzy, uwydatniał dołeczki w jej policzkach i znajdujące się w nich kolczyki.
— To nie… — zaczął Ezra. — To nie moja… to moja… — Tutaj heros zaczął panicznie przekopywać całą swą wiedzę o mitologii. Violet była córką Hekate, a ona była… na pewno miała rodziców, ale Ezra za żadne skarby nie wiedziało, kim oni byli. Obie dziewczyny patrzyły na niego z uniesionymi brwiami. — To moja kuzynka. Drugiego stopnia — wypalił wreszcie, opuszczając wzrok.
Steph zmierzyła wzrokiem Violet, następnie Ezrę.
— Czyli nie umawiasz się z dziewczynami?
Ezra odchrząknął. Violet znacząco siorbnęła swoim napojem, następnie posyłając menadżerce uprzejmy uśmiech.
— To Violet. Przeprowadziła się tu– niedawno i chciała wiedzieć, czy może się zatrudnić. Na weekendy.
— Tak! — Pisnęła Steph. — Nawet nie wiecie, jak bardzo ratujecie mi tyłek. Cindy właśnie wparowała tu, uznała, że jej weganizm zabrania jej sprzedawania kawy z mlekiem i tostów z szynką — tu Steph wzięła głęboki oddech, jakby chciała dodać coś więcej — i rzuciła pracę od razu, David za tydzień wyjeżdża do Ohio– jakby miał czego tam szukać– Violet, jesteś moim cudem!
Steph poprawiła kolczyk w nosie lewą dłonią. Fioletowo–różowo–niebieski brokat błysnął na jej paznokciach. Dziewczyna odetchnęła, zupełnie jakby ciężar całego świata spadł z jej ramion w tamtym momencie i wykonała piruet, kończący się na blacie biurka. Wskoczyła na niego i wskazała dłonią na przysunięte do ściany krzesła. Kolczyki, przewleczone przez tunele zadzwoniły przy tym w jej uszach.
— Ezra, masz przerwę.
— Nie mam.
— To było stwierdzenie, nie pytanie. Wszyscy mamy przerwę! Teraz zróbmy to oficjalnie. Dzień dobry, nazywam się Steph, menadżeruję ten lokal, używam zaimków ona i jej oraz oni i ich i bardzo, bardzo chętnie cię poznam. — Zielonowłosa podała dłoń Violet. — Bardzo chętnie przyjmę CV, jeśli je masz i bardzo chętnie usłyszę wszystkie detale, które muszą znaleźć się na umowie o pracę. I bardzo, bardzo–bardzo chętnie zaproszę cię na dzień próbny, zanim cokolwiek podpiszesz. Ezra ci pomon– pomentoruje, prawda? Nawet dzisiaj! Kiedykolwiek zechcesz. Prawda?
— Jasne — wychrypiał Ezra.
— To jak?


Violet?
────
[864 słowa: Ezra otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz