Caroline o dziwo lubiła spacery.
Kiedy nie trenowała, nie uczestniczyła w zajęciach lub akurat nie rzucała krzywych spojrzeń innym dzieciakom, lubiła zaszyć się na polach truskawek lub skraju lasu. Natura potrafiła ukoić jej rozedrgane nerwy. Nawet kiedy była stosunkowo spokojna, lubiła się przejść dla czystej przyjemności.
Często brakowało jej tu ukochanej muzyki, którą próbowała wypełniać pozorną, leśną ciszą. Szum wiatr w liściach drzew, teraz jeszcze ciche bzyczenie owadów, szelest wiewiórki poruszającej się między gałęziami - to wszystko składało się na całkowicie inny rodzaj muzyki.
Zazwyczaj jej przechadzki nie były niczym zakłócane; mądrzy herosi bez powodu nie zachodzili do lasu. Migające między drzewami driady również nie zwracały na nią większej uwagi, dopóki ich nie zaczepiała. Czasami jednak zdarzał się jakiś maruder, który napatoczył się jej na drodze.
Ezrę znalazła opierające się o drzewo blisko skraju lasu. Przeszkolona, zwykle poruszała się cicho, dlatego zapewne nie od razu można było ją usłyszeć. Ale uniosła brew i ruszyło w jejgo stronę.
⎯ A ciebie to wygonili z obozu, czy co? ⎯ zapytała, pojawiając się w polu widzenia Ezry.
Ley widziała, jak jedynie wzdycha na jej widok. Chyba już się przyzwyczaiło, że tak czy siak kręci się gdzieś w jejgo otoczeniu i nie umie trzymać buzi na kłódkę.
⎯ Ty też tu jesteś ⎯ zauważyło spokojnie, wciąż opierając się o drzewo. Caroline dostrzegła pożółkły okrąg trawy dookoła jejgo stóp.
Dziewczyna z cichym prychnięciem przewróciła oczami. Tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia, dlaczego jejgo obecność tak ją mierziła. Może to była po prostu różnica pomiędzy ich pochodzeniem - jej ojciec był bogiem wojny, która przynosiła śmierć, ale wciąż była to żywa walka. A tymczasem ojciec Ezry po prostu władał śmiercią. Może irytowała ją aura herosa, a może nie miała ku temu żadnego konkretnego powodu. Po prostu kiedy tylko widziała Ezrę, nie umiała utrzymać języka za zębami.
⎯ Ale mnie nikt by nie wyrzucił, a co do ciebie, to nie byłabym tego taka pewna ⎯ odparła, krzyżując ramiona na piersi.
Krótkim ruchem głowy odrzuciła ciemne loki na plecy, ale spojrzenie wciąż miała zachmurzone. Musiała wyglądać zabawnie, ze swoją dziecięcą twarzą i niskim wzrostem, kiedy dokuczała wyższemu o ponad 10 centymetrów herosowi. Nie dopuszczała jednak takich myśli do siebie, ignorując ich istnienie.
Ezra jedynie przewróciło oczami. A jejgo obojętność irytowała ją jeszcze bardziej. Może gdyby otrzymała jakąś reakcję, to dałaby sobie spokój. A to, że Ezra przyjmowało jej odzywki z pełnym spokojem, niesamowicie działało jej na nerwy.
⎯ Na bogów, czy ty nie umiesz powiedzieć na raz więcej niż kilka słów? ⎯ parsknęła w końcu, patrząc na półboga wyzywająco.
Zrobiła krok w przód, jednak wciąż dzieliło ich ponad półtora metra. Nie mogła zaprzeczyć, że odpychała ją jejgo aura. Pewnie gdyby była satyrem, stwierdziłaby, że cuchnął śmiercią. A będąc sobą intuicja podpowiadała jej, że nie powinna się zbliżać. Uniosła podbródek do góry, patrząc na twarz Ezry. Niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi, a z każdą sekundą ciszy coraz bardziej gotowała się w niej krew.
Była naprawdę bliska tego, żeby tupnąć nogą jak obrażona księżniczka. Powstrzymywała ją chyba tylko własna duma, która nie zniosłaby takiego zachowania. Wzrok błyszczących miękko czekoladowych oczu był ostry, psując delikatne rysy twarzy dziewczyny.
⎯ Doczekam się odpowiedzi? ⎯ syknęła, mrużąc powieki.
Bogowie, jak ona nienawidziła czekać.
Ezra?
◇──◆──◇──◆
[526 słów: Caroline otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz