W Nowym Rzymie Vex bywało bardzo rzadko.
W tym specyficznym przypadku “bardzo rzadko” to stwierdzenie przerażająco bliskie do “nigdy”, ale z tym już mniejsza. Było tutaj dwa, może trzy razy, chociaż nie ma pewności, czy to nie przesada.
W każdym razie, zawsze, gdy tutaj przychodziło, czuło się jak turysta w wielkim mieście pozbawiony internetu oraz najmniejszej choćby orientacji w terenie. W gruncie rzeczy nie różniło się to jakoś bardzo od jejgo sytuacji. Zawsze podczas wizyty w Nowym Rzymie czuło się tak zagubione, że było to aż nieprzyjemne, więc ograniczało wizyty do minimum, a gdy już podejmowało się tej ryzykownej podróży, szło samo. Zwyczajnie nie lubiło być prowadzone za rączkę i… to chyba okazało się być jejgo największym błędem. Głównie dlatego, że nie miało pojęcia, w którą stronę skręcić (ogólnie w którą stronę iść, co dopiero skręcić), żeby znaleźć się tam, gdzie chciało dotrzeć. Właściwie z tym też miało kłopot, bo nie do końca wiedziało, gdzie chciało dotrzeć.
Historia była prosta: Vex usłyszało od jakiegoś swojego znajomego o tym, że w Nowym Rzymie znajdowała się ponoć lodziarnia z tak dobrymi lodami, że nie warto było chodzić gdzie indziej. Do tego ceny miała niczego sobie. Wystrój też piękny i ogólnie same pozytywy, a Vex już dla świętego spokoju i żeby przestać słuchać monologu o lodziarni powiedziało, że okej, pójdzie tam. Znajomy wreszcie się uciszył, ale proponował jeszcze, żeby Vex tam zaprowadzić. Oczywiście, ono tylko prychnęło gniewne: “Przecież sobie poradzę”, a potem napotkało problem w swojej niewiedzy na temat ułożenia miasta. Skąd ono miało wiedzieć, gdzie ta lodziarnia była, skoro zapomniało jak się nazywała? Nigdy by się do tego nie przyznało, ale to tak po prostu wyleciało jejmu z głowy, a pytanie nieznajomych o coś, o czym nie wiedziało się w gruncie rzeczy niczego raczej nie należało do rzeczy, które Vex zrobiłoby… choćby w minimalnym stopniu “ochoczo”. Nie, pytanie o drogę nie wchodziło w grę.
Tylko że Vex nie miało żadnego innego planu.
W dobrej wierze (czyli w nadziei, że znajdzie tę głupią lodziarnię zanim zapadnie zmierzch) zaczęło krążyć po ulicach, już po kilku minutach tracąc jakiekolwiek poczucie tego, gdzie ono się znajduje. No, gdzieś na pewno, ale nie miało pojęcia, skąd przyszło. To było jeszcze większym problemem niż nieznaleziona lodziarnia. W końcu jakoś musiało kiedyś wrócić do obozu.
Mruczało pod nosem przekleństwa, rozglądając się dookoła i złoszcząc się na siebie, że wcześniej patrzyło w ziemię, a nie rozglądało się dookoła, żeby znaleźć jakieś charakterystyczne obiekty, które pomogłyby jejmu się zorientować. Mapy też nie miało. Kto normalny w tych czasach nosi ze sobą mapy?
— Potrzebujesz pomocy?
Głowa Vex wykonała wręcz bolesny obrót w stronę, z którego dochodził głos nieznajomej osoby. Popatrzyło na człowieka spod zmarszczonych brwi i nim coś powiedziało, poprawiło swoje wąsy tlenowe. Od nagłych ruchów trochę się przesuwały.
— Nie — warknęło, o wiele ostrzej niż planowało. W sumie wyszłoby jejmu to na dobre, gdyby rzeczywiście tak bardzo chciało się pozbyć tego… szeroko uśmiechniętego i bardzo miło wyglądającego młodego mężczyzny o kasztanowych włosach, który (nie tracąc uśmiechu) wzruszył ramionami i już się odwrócił, żeby odejść w swoją stronę. Vex stwierdziło, że i tak nie ma już nawet resztek honoru, więc dopóki mógł jągo usłyszeć, dodało niechętnie: — Ale jeśli wiesz, gdzie sprzedają dobre lody, to prowadź.
Mężczyzna z powrotem odwrócił się do niejgo z dokładnie tym samym uśmiechem (Vex uznało to za nieco przerażające, ale każdy półbóg był na swój sposób dziwny) i wyciągnął dłoń.
— Coś na pewno się znajdzie. Ademir.
Nie nazywam się Ademir — było pierwszą myślą Vex, zanim zdało sobie sprawę, że on się przedstawił. Logiczne.
Ścisnęło jego dłoń i powiedziało w podobny sposób, jak on:
— Lepiej, żeby to “coś” było dobre, Vex.
Ademir?
◇──◆──◇──◆
[601 słów: Vex otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz