Kal rozciągnął usta w bardzo nieudolnej, płaskiej i mocno naciąganej podróbie uśmiechu. Kosztowało go to odrobinę wysiłku, więc już po chwili jego usta szybko wróciły do neutralnej obojętności. Nienawidził czuć się głupio, a w tym momencie czuł się tak bardzo głupio, że najchętniej wymazałby siebie z pamięci Theodore’a, jeśli miałby taką moc. Ale nie, mógł być tylko niesamowicie piękny, dzięki, mamo! A, i były jeszcze gołębie, tak, nie zapominajmy o gołębiach. Super. Theodore definitywnie nie był gołębiem, niestety. Wtedy można by było coś zdziałać, jakby się bardzo chciało.
Wszystko to, co Theodore powiedział bardzo szybko, przeleciało przez umysł Kala. Jedno pomieszało się z drugim, tworząc dziwne, ulotne fragmenty większej historii. Wpadł na dziewczynę, miło, wcale-nie-zabawny… Kal nie sądził, że aż tak blokuje dopływ informacji, gdy jest zdenerwowany, a jednak: nie rozumiał najprostszych rzeczy. Tak czy siak, podsumowując: to Kal jest tutaj największym, lekkomyślnym idiotą. I nie potrafił się do tego przyznać. Przyznawanie się do błędu udawało mu się tylko wtedy, gdy już przestanie się irytować.
Drugą opcją na podsumowanie było to, że Kal po prostu zawsze wpadał na ludzi, którzy się do niego bez powodu uśmiechają. Zaczęło być to nieco podejrzane, bo w końcu coś musiało pójść nie tak. Może ktoś wreszcie zaproponuje mu jakieś dziwne cukierki albo gumy z dziurkami po wbijaniu w nie strzykawek. Lub też na siłę węszył podstęp, ale kto w tych czasach tego nie robił?
— Mhm, okej — mruknął znacznie bardziej nieprzyjaźnie, niż planował. Ton głosu zawsze niepostrzeżenie wymykał mu się spod kontroli, ukazywał więcej emocji, których Kal nie chciał pokazywać innym. Brzmiał oschle i wrednie, jakby wcale nie wierzył w to, co do niego mówiono albo to do niego nie docierało. — Uśmiechanie się bez powodu, fajnie — burknął i znowu spróbował się uśmiechnąć, ale wyszło mu jeszcze słabiej niż wcześniej. Był zbyt nerwowy, zdecydowanie zbyt nerwowy. Do tego za mało cierpliwy.
— Taaaaak, zazwyczaj ma, wiesz, powodować, że innym też jest miło. — Theodore wzruszył ramionami, jakby to było… logiczne.
Nie, żeby coś, ale dla Kala to już było nieco za dużo. Czuł się upokorzony. Oczywiście, on sam to zaczął, okej. Wiedział to. Tylko że ta świadomość w niczym nie pomagała i równie dobrze mógł wyżyć się na nic niewinnym człowieku, który chciał być miły. Byleby udowodnić mu, że nie zawsze takie rzeczy są miłe.
— Dobra, nie, słuchaj: to jest idiotyczne. Cieszę się, że choć jeden z nas to przyznał — warknął. — Możesz się uśmiechać, gdzie chcesz i do kogo chcesz, ale nie myśl sobie, że każdy przyjmie to z radością. — Zmierzył Theodore’a wzrokiem od góry do dołu. Z uniesioną jedną brwią, żeby dodać dramatyzmu.
— Że… co…? O czym ty niby mówisz?
— Jesteś irytujący. Cholernie irytujący. Już wolałbym, żebyś się ze mnie śmiał, bo wtedy przynajmniej nie podejrzewałbym, że kłamiesz — wycedził lodowatym tonem. — Myślisz, że zrobi mi się miło? Nie przywykłem do bycia miłym bez powodu. A ty sobą sympatii nie wzbudzasz.
Theodore patrzył na Kala, jakby nie dowierzał własnym uszom. Czemu było tu nie wierzyć? Kalowi wydawało się, że wyraził się wystarczająco jasno. Może i był nie w humorze jakoś tak od rana. Może to ten idiotyczny uśmiech, który całkowicie źle zinterpretował, ostatecznie wytrącił go z równowagi. Może nie chciało mu się udawać, że czuł się z tą rozmową dobrze. Może po prostu pozwalał sobie na zbyt wiele, bo to w końcu chłopak in probatio, chociaż znając Kala, pewnie zachowałby się tak wobec każdego. Potem pewnie słono by sobie za to zapłacił, ale mało co powstrzymuje go od okazywania gniewu. Inne emocje? No, proszę was. One są proste do ukrycia. Gniew aż prosi się, żeby go wypuścić. Spojrzeć na kogoś jak na śmiecia, powiedzieć coś nie do końca miłego i nie do końca cicho. Upierać się, że wcale nie podnosi się głosu, kontynuować kłótnię, byleby tylko się kłócić, sprawiać, że ktoś ma w głowie tylko jedno pytanie: ,,Ale co ja ci zrobiłem?”.
Potem oczywiście następowały wyrzuty sumienia. Dużo przepraszania, zwalania winy na samego siebie, byleby tylko nie być z kimś skłóconym. I to głupie uczucie, że jednak nikt mu niczego nie wybaczył. Był nie do zniesienia, wiedział to, a przynajmniej będzie to wiedział za jakiś czas.
Kala zastanawiało, jak zareaguje Theodore. No, dobrze, nie do końca zastanawiało. Zwyczajnie postanowił chwilę gapić się na niego w złowrogim milczeniu, a jeśli nic nie zrobi, to… odejść, bo już nic więcej nie zdziała.
Nawet jeśli odejdzie, to wróci. Tyle że wtedy nie dopuszczał do siebie tej myśli.
Theodore?
◇──◆──◇──◆
[726 słów: Kal otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz