Pewnie myśleliście, że dzieci Wenus mają równie piękne pismo jak wygląd, ale to w żadnym razie nie jest prawda. W każdym razie nie prawda uniwersalna, bo Kal ze swojego pisma nie czuł się zadowolony, dumny ani nic z tych rzeczy, bo mu się zwyczajnie nie podobało i do niego nie pasowało. Dziwił się, że ktokolwiek jest w stanie odczytać te bazgroły (jako “ktokolwiek” miał na myśli rodziców Mischy, którzy czytali jej jego listy i naprawdę musiał uważać, żeby nie napisać tam nic głupiego, bo Mischy nie chciało się jeździć palcami po jego krzywych literach, chociaż zawsze starał się przyciskać długopis do kartki jak najmocniej). Czasem sam miał problemy z odgadnięciem, o co mu chodziło na niektórych szybko spisanych notkach, więc słowa odgadywał po kształcie. Nie zawsze działało.
Pismo miał okropne i był okropny w pisaniu. Kiedyś próbował zacząć dziennik, ale tak mu się to nie podobało, że zrezygnował chyba po drugim wpisie. Albo nawet wcześniej. Nigdy nie miał pojęcia co napisać, a tym bardziej jak to napisać, więc już dawno zdecydował, że poetą nie zostanie. Do tego ponoć gubił niektóre litery, co zawsze wypominali mu nauczyciele. Bynajmniej listy do Mischy starał się pisać w ten sposób, żeby nie czuł zażenowania, że ona sama ich nie czyta, choć pewnie i tak nie były pozbawione literówek. Trudniej jest powiedzieć coś do rodziców przyjaciela niż prosto do niego.
Zresztą, zawsze starał się z tym za bardzo, bo pisał wszystko na brudno, żeby potem móc przepisać w lepszej wersji.
Jego dzisiejsze próby pisania skończyły się na jednym zdaniu. Brzmiało ono: ,,Hej, jakiś koleś popatrzył na mnie i się uśmiechnął, czy ja naprawdę wyglądam tak śmiesznie?”.
Obok były tylko jakieś rysuneczki, bo Kal nie mógł skupić się na czymkolwiek innym tylko na tym uśmiechu. Ludzie nie uśmiechali się ot tak, po prostu do innych ludzi. Oczywiście, mógł o to zapytać. Zrobiłby to, gdyby nie był w takim szoku w chwili, gdy otrzymał ten uśmiech. Zapomniał o oddaniu go, więc pewnie wyszedł przy tym na gbura i wyjdzie na jeszcze większego, kiedy zapyta, o co facetowi chodziło. Jakieś plotki na jego temat? Ptak nasrał mu na głowę? Ma poplamione ubrania? Co w nim takiego zabawnego?
Nie mogąc znieść siebie, zmiął kartkę z niedoszłym listem i postanowił poszukać tego człowieka.
Nie było to zadanie najłatwiejsze. Kal widział go tylko przez chwilę i zapamiętał tylko tyle, że miał ciemne włosy i bladą cerę, a to nie wykluczało szczególnie wielu obozowiczów. Koło poszukiwań było raczej ogromne. Tylko że… Kal chyba miał coś nie tak z pamięcią, bo był przekonany, że kiedyś chłopaka widział. Zaczął agresywnie szukać ciemnych włosów i bladej cery, przetrząsając wszystkie szufladki skojarzeń, jakie tylko zdołał wybudować w swojej własnej głowie.
— Idiota — mruknął sam do siebie, bo wreszcie udało mu się połączyć fakty. Jasne, Theodore… Hermes? Coś takiego. In probatio w jego kohorcie. No tak, to całkiem głupie ot tak o kimś zapomnieć. Przynajmniej miał swego rodzaju pozwolenie, bo umowa społeczna Obozu Jupiter nie zakładała szacunku dla osób in probatio. Owszem, to okrutne, bo niby każdy był w tym miejscu, ale to nie było szczególnie ważne. Można się nad nimi znęcać tak samo, jak można się znęcać nad pierwszoklasistami w liceum. Przynajmniej teraz wiedział, gdzie łatwo może Theodore’a znaleźć.
Jak przypuszczał, teoretycznie nie zajęło mu to szczególnie dużo czasu. Znaczy, o wiele dłużej zajęłoby mu szukanie chłopaka o bladej cerze i ciemnych włosach niż kogoś, kogo zna z imienia, nazwiska i kohorty. Czas i tak mu się dłużył, a z każdą chwilą bał się coraz bardziej, że to naprawdę coś złego. Jakieś okrutne plotki były jego największą obawą. Szczerze wolałby nie wiedzieć, że jakiekolwiek istnieją, bo to nieco frustrujące, jak się wie, ale nadal nie można z tym nic zrobić. Z drugiej strony bardzo chciał wiedzieć, więc gdy tylko zobaczył Theodore’a od razu na niego naskoczył.
— Co jest we mnie takiego zabawnego? — zapytał z nutą rozpaczy i złości. Dopiero po zdezorientowanym spojrzeniu chłopaka zdał sobie sprawę, że on, na bogów, nie miał najmniejszego pojęcia, o co Kalowi chodziło. Zacisnął pięści. Może dla Thedore’a to była mała rzecz, ale nawet o małych złośliwych rzeczach powinno się pamiętać. — Uśmiechnąłeś się w moją stronę. Śmiałeś się ze mnie, prawda?
Twarz Theodore’a rozjaśniła się w zrozumieniu, choć nie odpowiedział od razu.
Theodore?
◇──◆──◇──◆
[700 słów: Kal otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz