Kolorowe liście spadały z drzew prosto pod nogi przechodniów; robiło się coraz zimniej, chociaż prognozy nie zapowiadały deszczów czy chłodniejszych wiatrów. Dzień stawał się krótszy, a noc przychodziła o takich godzinach, kiedy ludzie dopiero rozpoczynali życie.
Lato odeszło w zapomnienie.
Rudowłosy mężczyzna poprawił skórzaną kurtkę i przysiadł na parkowej ławce. Kilka pomarańczowych liści opadło swobodnie tuż pod czarne glany.
— Hej, przepraszam. — Nieznajomy głos rozbrzmiał tuż koło jego ucha. — Dawno się nie widzieliśmy, pamiętasz mnie?
Havu omiótł wzrokiem uśmiechniętego chłopaczka.
— Przepraszam, jak się nazywasz? — zapytał, chociaż doskonale pamiętał te wścibskie brązowe oczy i ten denerwujący, fałszywy uśmiech.
Zwyczajnie wolałby nie pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz