WIOSNA, ROK TEMU
Erico udali się od razu do swojego domku. Wskoczył na swoje łóżko, od razu zdejmując swoje bransoletki, pierścionki i… hej, gdzie one są?!
Od razu zeskoczył na równe nogi, rozglądając się po podłodze. Racja, nie mieli czysto, ale nie, że syf, bo sosu sojowego pod biurkiem nie trzymał. Raczej… po prostu jednego dnia ta szkatułka mogła leżeć na parapecie, a drugiego, pod łóżkiem.
Kucnął przy dywanie, podnosząc go. Oprócz tony kurzu, jakiegoś papierka i… koralika? Nie znalazł swoich błyskotek.
Wziął latarkę z szafki nocnej, kładąc się na podłodze.
Jedyne co znaleźli to okruszki, buty i… skarpetki. O jak wspaniale, szukał ich tak długo. Szkoda tylko, że brak śladu po bransoletkach i pierścionkach.
Złapał za klamkę od szafki nocnej, otwierając ją tak mocno, że aż wypadła. Nie znalazł. Zaczerwienił się na twarzy, zakładając ramiona na biodra. Dziś w obozie nie było Ano. Nie spyta się go. Może on sobie wziął? Nie, niemożliwe. Ano nie ubiera złota.
W infirmerii wyjątkowo dziś nie miał stażu. Natomiast miał Zehyr.
— Już, spokojnie — powiedział cicho, głaszcząc delikatnie kolano dziecka.
Mała dziewczynka, która najprawdopodobniej dopiero co dołączyła, ponieważ Erico za nic na świecie nie znał jej imienia, płakała. Pociągnęła nosem, obserwując, jak dziecko Apollina zakłada opatrunek na jej kolano.
— Lepiej, żebyś sama nie chodziła do lasu, wiesz? Możesz brać kogoś ze sobą, ale, o Erico! Hej! — dopiero teraz zorientował się, że grupowy jest z nimi.
— Super, że jesteś, bo… szukamy naszych pierścionków i bransoletki. Uwierz mi, przejrzałem mój caaalutki pokój! I nic!
Zehyr zacisnął usta, rozglądając się nad odpowiedzią.
— Przykro mi, ale nie widziałem twoich rzeczy tutaj — westchnął, patrząc w stronę drzwi. Ktoś pukał.
Erico podbiegł otworzyć. Ku ich oczom ukazał się Arnar, z kolejnym pobitym dzieciakiem, tym razem odrobinę starszym od ów dziewczynki.
— Wyglądasz, jakbyś czegoś szukał. — Arnar zawadiacko mrugnął okiem. Dokładnie tak, jak mruga osoba, która wie coś, czego nie wie nikt inny. — Polecam sprawdzić biuro rzeczy znalezionych.
— Zehyr, zajmij się Amy i Rose, dobra?
Kolega Erico wzruszył ramionami, wracając do swej roboty. Grupowy natomiast wybiegł z infirmerii. Gdzie było te biuro rzeczy zaginionych?
Zaczęli szukać. W domku Apollina, na stołówce, a nawet powrócił do punktu wyjścia. Nic.
— Przecież Obóz Herosów nie posiada “biura rzeczy zaginionych” — złapał się za głowę, zdając sobie z tego sprawę.
Już z zaciśniętymi pięściami szedł prosto do Arnara, aż wrzuciło im się w oczy pudełko z napisem “lost and found”. Podszedł ostrożnie, przeszukując wszystkie “śmieci”, które były w pudełku. Zawieszka, przypinka, szmatka, pompon, gwizdek, piłeczka, lakier do paznokci. Wszystko wyglądało, jakby już miało po piędziesiąt lat.
– Jeśli on zrobił mnie w balona to… ej, to moje pierścionki! I bransolety!
Od razu je założył. Tak za nimi tęsknił! Odwrócił się, zauważając Arnara, machającemu mu. Odmachał, wracając do roboty. Morał z historii? Zanim zaczniesz panikować, że coś zgubiłeś, przyjrzyj się dokładniej, gdzie to jest. Chyba że wcześniej miałeś doczynienia z dzieckiem Hermesa. To już wszystko staje się jasne.
Koniec wątku Erico i Arnara
────
[476 słów: Erico otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
[476 słów: Erico otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz