niedziela, 23 lutego 2025

Od Quinn — ,,Not now, Blastoise"

Mała rzecz, a cieszy.
Szczerze mówiąc, to Quinn nigdy nie sądziło, że takie małe urządzenie może dawać tyle frajdy, okrągłe, przypominające jajo z paskudną pikselową grafiką tamagotchi siedziało bezpiecznie w kieszeni ich spodni podczas lekcji hiszpańskiego. Półboże słuchało jednych uchem, dobrze wiedząc, że ma ten temat już obcykany, nie chcieli jednak sprawić przykrości swojej nauczycielce, które była niczym anioł chodzący po ten zasranej ziemi.
Ich wzrok co jakiś czas wędrował do kieszeni, z której wyciągali urządzenie, gdy tylko wydawało z siebie jakiś niepokojący dźwięk. Ruthie dostała to coś od ich ojca, gdy odstawiła histerię w sklepie, rzucając się niczym najprawdziwszy szatan i drąc paszczę, że ona nie wyjdzie, dopóki ojciec jej tego nie kupi.
Co zrobił cudowny tatuś? Oczywiście, że kupił bachorowi upragnioną zabawkę, bo przecież to tylko dziecko. Ta, tylko dziecko, które rosło na małego terrorystę.
Dlatego też bez krzty namysłu, wstydu czy niepewności, zawinęło zabawkę, gdy tylko kaszojad rzucił ją gdzieś w kąt, nazywając ,,gupim jajem”. Jak dba, tak ma, a prawdę powiedziawszy, legionista chętnie przygarnie jakiś umilacz czasu, nawet jeśli miałby dostawać pierdolca, jak to elektronika zwykle miewała w ich towarzystwie.
Pierwsze odpalenie tego ustrojstwa wyglądało komicznie, paluchy Quinn nie mogły trafić w malutkie przyciski, co chwilę dusząc nie ten, co miały, bądź kilka na raz. Ostatecznie — wygrali bitwę, a z jaja wykluło się… cóż, ciężko było powiedzieć co, ich zdaniem przypominało to jakiegoś rozpikselowanego gluta, który wypełzł spod szafki nocnej; olało jednak temat, czasem nakarmiło stworka, trochę się z nim pobawiło czy tam położyło spać. Taki stan rzeczy trwał kilka dni aż Glut, tak właśnie Quinn nazwało swojego wychowanka, nie zachorował, a następnie, o zgrozo zmarł! Glut Senior został więc pochowany ze szczególną troską w serduszku blondyna, a jego miejsce zajął Glut Junior, który… również podzielił los poprzednika. Tak samo było z jego kuzynem Śluzkiem i jego siostrą, Śluzkowiną. Cztery stworki ubite, tylko dlatego, że półbożyszcze czasem zapominało nakarmić potworka czy tam się z nim pobawić; w teorii nic wielkiego, żadne halo, aczkolwiek Quinn strasznie to przeżywało, za każdym razem jakby umarł im szczeniaczek, dlatego też numer pięć, by uchronić go przed losem poprzedników, otrzymał dodatkowo inne imię.
Przez ponad tydzień ich nowy podopieczny na zmianę jadł, bawił się, srał i chodził spać, tym razem był jednak pilnowany niczym z zegarkiem w ręku. Żeby było śmieszniej, legionista założył sobie nawet mały notesik, w którym zapisywał, kiedy to karmił swojego stworka.
Właśnie zbliżała się pora karmienia, toteż Quinn wyciągnęło tamagotchi z kieszeni. Zręcznie ukryło urządzonko w dłoni, tak przynajmniej myśląc, cóż — i tu był pies pogrzebany! Sokole oko nauczycielki wychwyciło niepożądane zachowanie.
¿Me estás escuchando? — Dłonie pani Barrery oparły się o ich ławkę. — Bo na chwilę obecną widzę, że nie bardzo. — Kobieta uniosła brew, oczekując wyjaśnień. Quinn dosłownie miała ochotę zapaść się pod ziemię, jednak jedyne co była w stanie zrobić to zjechać trochę na krześle jak jakaś fujara. Nagle, na całą klasę rozległo się donośne brzęczenie wymieszane z popiskiwaniem — pora karmienia właśnie nastała. Nosz kurwa…
— Nie teraz, Blastoise… — szepnęli w stronę urządzenia, wiedząc bardzo dobrze, jak przesrane mają.
Estoy jodiendo… 

 ────── 
 [504 słowa: Quinn otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz