— Długo grasz na gitarze? — pytała Mia, kiedy oglądaliśmy wiszące na ścianach instrumenty muzyczne. Sklep był na tyle dobrze wyposażony, że moglibyśmy spędzić tutaj następne cztery godziny i wciąż nic nie wybrać.
— Dwa lata — przyznałem, chociaż nigdy wcześniej tego nie liczyłem i nie pamiętałem dnia, w którym kupiłem swoją pierwszą gitarę. Nie mogłem sobie też przypomnieć ciężkich początków, kiedy nie potrafiłem zagrać najprostszej piosenki, najprawdopodobniej było to you’re my sunshine, ale mogę się mylić. Rzuciłem dwa lata, bo brzmiało to najsensowniej, zważając na fakt, że czasem grałem dla dziewczyny, gdy przychodziła do mnie w odwiedziny.
— Jezu, tylko dwa? — zdziwiła się, oglądając teraz inne instrumenty, zbyt znudzona patrzeniem na gitary, którymi się zachwycałem. — Zagrasz mi coś?
Zawsze o to prosiła, kiedy tylko miała okazję. Nie wiem, dlaczego Mia lubiła moją grę, nie byłem przecież profesjonalistą, a ilekroć mi coś nie wychodziło, to rozważałem rzucenie tego hobby na rzecz innego; ale ona zawsze pytała i zawsze się zachwycała. Nawet wtedy, kiedy źle pociągnąłem za struny lub pomyliłem akordy, bo nie zmieniłem ich odpowiednio szybko, w rytm grającej muzyki.
Przewróciłem oczami, udając poirytowanego, ale zaraz tajemniczo się uśmiechnąłem i podszedłem do dziewczyny.
— Jeśli ładnie poprosisz.
Uwielbiałem się z nią droczyć.
— Okej, w jaki sposób mam cię poprosić, hm? — Spojrzała na mnie w sposób, w jaki zawsze patrzyła, kiedy do głowy przychodził jej pewien niecny pomysł. — Proszę, Havu, drogi diagnosto laboratoryjny, czy mógłbyś zagrać dla mnie na gitarze?
Zacisnąłem zęby i zaraz wybuchnąłem śmiechem. Nienawidziłem, kiedy to robiła, ale Mia doskonale to wiedziała.
— Nie mów tak do mnie.
Więcej się rzeczywiście nie odezwała, poganiając mnie jedynie wzrokiem, bym się pospieszył z wyborem. Kiedyś przyznała, że będąc ze mną w sklepie muzycznym, czuje się jak facet, który poszedł ze swoją kobietą do odzieżowego.
Kupiłem tylko nowe struny do gitary, które wybierałem stanowczo za długo. Gdybym miał więcej pieniędzy — szczególnie oszczędności — pokusiłbym się o zakup nowej gitary elektrycznej. Wszystkie jednak były stanowczo za drogie jak na zawartość mojego, już i tak ledwo żyjącego, portfela.
Wymieniałem struny, a Mia w tym czasie oglądała biegające w klatce szczury. Zawsze była nimi zachwycona, chociaż nienawidziła tych miejskich, urzędujących w ślepych zaułkach czy śmietnikach. Czasem się śmiałem, tłumacząc, że dziki szczur nie różni się szczególnie od domowego, ale wtedy tylko ucinała temat i udawała głuchą.
— Co sobie życzysz? — zapytałem, odkładając stare struny na bok. — Masz minutę na odpowiedź, inaczej zagram to, co będę chciał.
— Zagrasz mi Living legend?
— Na gitarze elektrycznej? — jęknąłem, zapominając, jaką fanką Lany del Rey jest.
Patrzyła na mnie hipnotyzująco, zaciskając dłonie na spodniach. W takiej sytuacji mogłem się tylko poddać, pójść po słuchawki i przesłuchać czterominutowego utworku pięć razy, by nauczyć się melodii.
Mia wcale mi nie przeszkadzała, bawiąc się ze szczurami, które nazywała białymi chmurkami. Urzekało mnie to za każdym razem, kiedy je tak nazywała.
— Jak mi nie wyjdzie, to mnie nie obwiniaj — powiedziałem, odkładając słuchawki na bok. Usiadłem na kanapie i powtórzyłem w myślach tekst piosenki, potem spojrzałem na gitarę, którą trzymałem na kolanach. — Nie gram takich spokojnych utworów.
— Mhm, wiem.
Włączyłem piosenkę, by wraz z tą melodią pociągać za struny, które falowały pod moimi palcami. Gdzieś zostawiłem kostkę, ale nawet nie chciałem jej szukać przez to, jak dobrze sam początek mi wyszedł.
Nie patrzyłem na dziewczynę, zbyt zafiksowany na tym, by wszystko wyszło idealnie. Byłem perfekcjonistą, jeśli chodziło o muzykę. Chciałem każdy dźwięk, każdą nutę, doprowadzać do pełności.
— Mogło być lepiej — powiedziałem, nie będąc do końca usatysfakcjonowany z tego, co zagrałem. Wyczułem kilka niedociągnięć, których można było ominąć. Widziałem też możliwości w poprawie ruchu palców i rąk, bo nie trzymałem gitary tak, jak zazwyczaj. Wiele rzeczy poszło nie tak, ale Mia mimo tego wydawała się zadowolona.
Dziewczyna uśmiechała się do mnie, jej pomalowane na fioletowo usta wydawały się błyszczeć w sztucznym świetle.
— Niemożliwe, że grasz tylko dwa lata.
— Chcesz mi powiedzieć, że było to okropne?
— Jesteś głupi.
— Hej! — Odłożyłem gitarę, śmiejąc się, widząc ten charakterystyczny, chytry uśmieszek na twarzy przyjaciółki. Dałbym sobie rękę uciąć, że się ze mnie naśmiewała, kiedy tylko miała do tego okazję.
Podeszła do mnie, pociągnęła kilka randomowych strun i powiedziała:
— Dla niego też byś zagrał, co?
Ściągnąłem brwi, chcąc momentalnie krzyknąć, obudzony: nie, Mia, co ty pierdolisz! Ale doskonale wiedziałem, że miała rację. Chciałem zagrać dla niego. Coś, co byłoby tak samo dopasowane, jak Living legend było do dziewczyny.
Mia potrafiła odczytać każdą emocję, malującą się na mojej twarzy. Nie mogłem nic przed nią ukryć, co nie raz wprowadzało mnie w pewien dyskomfort; nawet jeśli byłbym światowej sławy aktorem, przyjaciółka i tak wiedziałaby, o czym tak naprawdę myślę.
— Daj mi spokój. — Odepchnąłem ją delikatnie, naprawdę słabo, jak na siłę, którą miałem rękach. — Gram tylko dla siebie. I dla ciebie.
Prychnęła pod nosem.
— Jesteś strasznie nieświadomy, wiesz?
Przewróciłem oczami na tę uszczypliwość i kazałem jej spadać. Do końca dnia nie chciała zostawić mnie w spokoju, prosząc, bym zagrał coś jeszcze; a ja wybierałem piosenki, wsłuchiwałem się w muzykę i pozwalałem strunom prowadzić moje palce. Wczuwałem się w drgania, w słowa melodii i dźwięki innych instrumentów.
— Co on w ogóle lubi? — pytała, leżąc na moich kolanach. Wyciągnęła rękę przed siebie i oglądała każdy z pomalowanych paznokci po kolei. — Czego słucha?
— Nie wiem, o kim mówisz — udawałem.
— Przestań, mógłbyś więcej opowiedzieć. Myślisz, że nie widzę, z kim ciągle piszesz? Z kim się ciągle spotykasz? — zachichotała, wyczuwając, jak mimowolnie się spiąłem.
— Lubi to samo, co ja. — Dałem w końcu za wygraną, wypuszczając z płuc nazbierane powietrze, które wstrzymywałem przez ostatnią minutę.
— Och?
— Możemy zmienić temat? — spytałem, czując nieprzyjemną duszność w klatce piersiowej. — Co jadłaś na obiad?
— Havu, zamówiliśmy pizzę.
— Dobra, nieważne — bąknąłem, podnosząc się niespodziewanie i tym samym brutalnie zrzucając dziewczynę z moich kolan.
Poszedłem do kuchni, gdzie nalałem sobie pełną szklankę wody, której wcale nie miałem ochoty pić. Zrobiło mi się jednak tak nieprzyjemnie sucho w jamie ustnej, że nie wytrzymałbym minuty dłużej w towarzystwie wypytującej mnie o wszystko przyjaciółki.
Mia o więcej tego dnia nie pytała. Widziałem jednak w tych umalowanych oczach błysk, który nie opuści mnie nawet w snach; bo ta cholerna gówniara czytała ze mnie, jak z otwartej książki. I najwidoczniej nie pozwoli mi obejść żadnego tematu, który dotyczył akurat jego.
────
[1011 słów: Havu otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz