sobota, 2 listopada 2024

Od Theodore'a CD Rodiona — „Bo do tanga trzeba dwojga”

Poprzednie opowiadanie

LATO

Syn Somnusa uważał, że już pobudka o świcie kubłem zimnej wody była lepsza, niż pobudka na trening.
Był dzieckiem boga snu. Jakakolwiek pobudka była dla niego torturą, o tych o świcie nawet nie wspominając. Od przybycia do Obozu Jupiter opuszczanie łóżka stało się dla niego jeszcze trudniejsze. Kiedy już uświadomił sobie swoje moce i zaczął je trenować, dużo częściej chodził niewyspany i nie chciał zwlekać się z łóżka. Więcej osób też ziewało w jego obecności, ale na szczęście nie powtórzył się jeszcze feralny wypadek z uśpieniem pretora i augura jednym kichnięciem. Dalej nie przebolał tego, jak piękne zrobił pierwsze wrażenie, chociaż nikt nie zdawał się mieć mu tego za złe.
Zamrugał, wciąż nieco nieprzytomnie, kiedy Rodion zadał mu pytanie. Ale to nie była jego wina, że był w takim stanie, bo to centurion wyciągnął go z łóżka o tak nieludzkiej porze! Pobudki z samego rana były tym, czego najbardziej w tym miejscu nie lubił. Dlaczego niby Rzymianie uważali, że to powinna być część żołnierskiego wychowania? Czy wojownik nie powinien być wypoczęty, żeby mieć siłę do walki? Nie miało to dla niego absolutnie żadnego sensu.
– Więcej osób przysypia w moim towarzystwie – powiedział, chociaż chłopak najwyraźniej nie potrzebował już jego odpowiedzi.
Kolejna sprawa, która go irytowała: miał wrażenie, że nie robi prawie żadnych postępów. Zostanie mistrzem w większości dziedzinach sportu polegało głównie na ostrym treningu od najmłodszych lat, i tak też czuł się w tej chwili; jakby zaczął za późno. Większość młodszych od niego obozowiczów mogłoby porządnie zlać go w niecałe pięć sekund. Podczas gdy on ledwo nauczył się poprawnie trzymać w dłoniach miecz i, jeśli dopisało mu szczęście, wykonać kilka sztywnych, nie do końca porządnych pchnięć. Nie tracił przez to motywacji, ale frustracja zbierała się w nim dzień po dniu. Mógł jedynie zagryzać wnętrze policzka i podnosić się po upadku po każdej kolejnej spektakularnej przegranej. Może jego przeznaczeniem nie było zostanie rzymskim wojownikiem?
Wzdrygnął się, kiedy Rodion huknął na niego na tyle głośno, że aż się zachwiał.
– Na pięści? Poważnie? – zapytał z widocznym niezadowoleniem.
Uczestnictwo w szkolnych bójkach raczej nie było czymś, co mógłby sobie wpisać do portfolio przygotowania bojowego. Wiedział jak uderzyć, żeby złamać komuś nos, a tego chciał raczej uniknąć w przypadku Rodiona. Poza tym wciąż był zaspany, a to niczego nie ułatwiało. Chociaż z drugiej strony miał wrażenie, że ostatnio cały czas jest zaspany.
Pierwsza próba skończyła się fiaskiem. Maseczka błotna podobno świetnie działa na cerę, ale Theodore jakoś nie był zbyt chętny na to, żeby sprawdzić, czy to prawda. Podniósł się do pionu i wytarł śliskie dłonie o materiał spodni, zostawiając na nim brunatne smugi. Jeszcze dwa takie upadki i będzie przemoczony.
Jeśli czegoś zdążył się tutaj nauczyć, to sposobu wykonywania rozgrzewki, która w niczym nie przypominała tej ze szkoły. Kółko wokół boiska, skłony i pajacyki? Dobre sobie, według standardów obozu takie ćwiczenia były przeznaczone dla przedszkolaków, albo nawet i nie. Był pewien, że jego rozgrzewka była bardziej wymagająca niż trening jego przyjaciela, który chodził na siłownię trzy razy w tygodniu. I obawiał się, że to nawet nie jest przesada.
Kolejna próba skończyła się spotkaniem jego pięści z twarzą Rodiona. Musiał przyznać, że trochę, ale tylko odrobinę go to usatysfakcjonowało. Naprawdę tylko ociupinkę.
– …Przepraszam? – bąknął, starając się zahamować uśmiech błąkający się na jego ustach.
Rodion machnął ręką, wciąż rozmasowując bolący policzek.
– To właśnie miałeś zrobić. Dawaj jeszcze raz – powiedział Rosjanin, umyślnie nie wspominając mu, że po prostu wziął go z zaskoczenia.
Ale następnym razem efektu zaskoczenia już nie było. Rodion sprawnie zablokował jego cios, a także kolejny i nawet następny. Po kilku minutach nastolatek cały był umazany w błocie, nie wspominając nawet o smudze ciągnącej się przez niemal cały jego policzek. Miał przyspieszony oddech i frustracje w oczach. Niestety, centurion okazał się znacznie bardziej doświadczony, niż jego przeciwnicy w bójkach, w których miał okazję uczestniczyć, a nawet nie było ich tak wiele.
Odgarnął sobie włosy z czoła, zostawiając na nim kolejną smużkę błota. Powinien w końcu je skrócić, bo zaczynały mu przeszkadzać. Wyłamał palce i zrobił krok w tył.
– No, dawaj. Jesteś zły, bo cię zbudziłem z samego rana. Masz szansę się zemścić – zachęcał Rodion, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. W przeciwieństwie do bruneta, był niemal całkowicie czysty. Najwidoczniej jeśli ktoś umie się bić, to równocześnie udaje mu się pozostać czystym.
Więc Theodore zrobił kilka szybkich kroków i zamachnął się po raz kolejny, celując w szczękę. Rosjanin zablokował cios otwartą dłonią, ale siła impetu chłopaka sprawiła, że zachwiał się do tyłu. Śliskie błoto zrobiło resztę roboty, a potem jak w zwolnionym tempie oboje stracili równowagę. Cudem żaden z nich nie wylądował twarzą w brunatnej mazi, za to Theo już czuł, jak koszulka klei mu się do brzucha, całkowicie przemoczona przez błoto. Sarknął i podniósł się do siadu, zerkając na Rodiona, który wylądował na plecach, ale chyba był w jednym kawałku.
– Pierdolę ten trening – burknął, siedząc w mokrej, lepkiej plamie błota.

Rodion?
─── 
 [804 słowa: Theodore otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz