Elianne z dozą niepewności obserwowała reakcję Kala na prezent. Nie spodziewała się cudów; chłopak wiele razy mówił jej, że nie chce i nie obchodzi urodzin, a samo wyciągnięcie od niego tej daty wymagało od niej sporo wysiłku. Liczyła jednak na to, że nie będzie jej miał za złe tej małej zmiany i może nawet ucieszy się z prezentu. Poza tym była już przyzwyczajona do tego, że Kal na większość rzeczy reaguje nieco inaczej niż reszta jej znajomych i mniej więcej wiedziała, czego się spodziewać. Nawet mimo tego nie mogła mu odpuścić i udać, że zapomniała o jego urodzinach.
Kiedy Kal w końcu odpakował całość prezentu, zeszło z niej pewne napięcie i obdarzyła go promiennym uśmiechem.
— Chyba do tej środkowej — powiedziała, obserwując, jak zapina kolczyk na wskazanej przez nią dziurce.
Naprawdę czuła ulgę, widząc, że spodobał mu się prezent. Z jednej strony wiedziała, że lepszego już chyba nie umiałaby wybrać, ale wciąż dręczył ją niepokój, że jednak czegoś nie przewidziała. Na szczęście wyglądało na to, że wszystko poszło po jej myśli, a Kal nie ma ochoty wyrzucić podarku przez okno.
— Mam nadzieję, że w końcu będziesz się dobrze ubierał na ten mróz. Myślę, że będziesz lepiej wyglądał, mając na dłoniach rękawiczki, a nie plastry — powiedziała, rzucając przelotne spojrzenie na jego poszkodowane przez chłód palce.
Kal lekko wzruszył ramionami, przedstawiając swoje nastawienie co do zimowego ubioru. Elianne rozbawiona spuściła wzrok.
— To co? Jakieś plany na dzisiaj? Czy udajemy, że to normalny dzień i wracamy do odśnieżania bruku? — zapytała, opierając się ramieniem o jedną z kolumn piętrowego łóżka.
Choć uważała, że poznała już Kala dosyć dobrze, czasami wciąż dziwiły ją pewne jego zwyczaje. Dla niej urodziny były ważnym dniem, nawet kiedy już nie spędzała ich w domu. Nie oczekiwała kwiatów i góry prezentów, ale zawsze wielką radość sprawiała jej sama pamięć o tym, że dzisiaj ma urodziny. To ona była tą znajomą, która na urodziny przyjaciół piekła ( lub kradła z kuchni ) babeczki, wtykała w nie świeczki i śpiewała sto lat. Spędzała dużo czasu na szukaniu drobnych prezentów, tak, aby te jak najlepiej pasowały do jubilatów. Zawsze się starała, aby świętująca osoba czuła, że to jest jej dzień. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie obchodzić urodzin, ale być może w pewien sposób potrafiła zrozumieć, dlaczego nie lubił tego Kal. Urodziny na dzień przed walentynkami, będąc synem Wenus? Dość niefortunny dobór dat, musiała to przyznać. Gdyby tego dnia poprosił ją, żeby wyrzuciła z głowy tę datę i nigdy więcej nie próbowała obchodzić jego urodzin, na pewno poczułaby się głupio, ale w końcu by to uszanowała.
— Wolę obchodzić urodziny, niż latać z łopatą — mruknął Kal, ostrożnie odkładając pudełko po kolczykach do kuferka z biżuterią.
Eli zaśmiała się, zakładając luźne kosmyki włosów za uszy.
— No tak. Chyba nie spodziewałam się innej odpowiedzi — powiedziała, poprawiając zagięty materiał swetra. — Ale dzisiaj już i tak będzie luźno. Wiesz, wszyscy szykują się do walentynek. I znów miłość wisi w powietrzu! Już się boję, co bogowie nawymyślają tym razem — westchnęła, mając nadzieję, że nie wywoła tym krótkim zdaniem gniewu kogoś tam na górze. Nie chciała jutro uganiać się za stadem rozbrykanych gołębi.
Kal posłał jej krótkie spojrzenie, które dosyć dosadnie pokazało jej, co uważał na temat tego święta. Podejrzewała, że co roku uganiali się za nim adoratorzy. Dzieciaki Wenus miały aurę, która wręcz przyciągała do nich ludzi, o czym w gruncie rzeczy sama mogła się przekonać. Nigdy nie obchodziła walentynek i nie czuła się z tym szczególnie źle, ale miło patrzyło się na ludzi, którzy miło spędzali czas ze swoją walentynką. Po cichu liczyła na to, że jej może kiedyś również się tak poszczęści.
— Zdecyduję za ciebie, musimy dzisiaj zrobić coś fajnego — wypaliła w końcu. Musiała go wyciągnąć gdziekolwiek i pokazać mu, że obchodzenie urodzin wcale nie jest takie straszne.
Kal?
───
[618 słów: Elianne otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz