Franco jebana rucham ci matkę — te jakże piękne słowa padły z ust Quinn, które jebło z pełną siłą, ile tylko fabryka dała, w jakiegoś szczeniaka, który właśnie zbił flakon ich ukochanych, śmierdzących piżmem perfum. Męska woda toaletowa była jedynym kołem ratunku i powodem, dla którego nikt jeszcze nie puścił bełta przez niezwykle specyficzny zapach dupy Quinn. Widok zbitego szkła oraz mokrej plamy sprawiał, że chciało im się płakać, chociaż bardziej pasowało stwierdzenie wyć. Wyć jak zraniony kundel, któremu nie udało się uciec od okropnego pana.
Jebana Kloacyna psia jego mać.
Ktoś mógł stwierdzić, że to tylko perfumy, że przecież może sobie kupić kolejne, nic takiego się nie stało. Dla legionisty jednak ten śmierdzący flakonik był potrzebny do życia jak tlen. Nie chciała pachnieć jak kwiecista bryza w letni poranek, czy może słodki nektar przekwitających fiołków. Nie. Ona chciała wręcz śmierdzieć jak piżmo, które wydobywa się z dupy piżmowca syberyjskiego. Próbowała wiele perfum, dezodorantów, czy czego tam ludzie jeszcze nie wymyślili, a jednak wyciąg z dupy gryzonia był jedynym skutecznym środkiem, który zakrywał ten okropny zapach, który na każdym kroku przypominał, czyim dzieckiem jest.
Ktoś powiedział, że ma się uspokoić, jednak Quinn zareagowała na to słodkim „Sklej pizdę” i uderzyła w ścianę, tworząc kolejne, małe ranki na dłoniach. Sucha i zrogowaciała skóra już i tak pękała im niemalże na każdym kroku, szczególnie że blondyn ciągle zapominał stosować kremu do rąk. Miał już jednak wszystko w dupie, już było mu wszystko jedno.
Całym sobą próbował powstrzymać łzy, które na siłę próbowały spłynąć po jego policzkach, pokazując innym, jak słabą i żałosną jednostką jest. Gula w gardle rosła i z początku miał ochotę rzucić się w poduszkę z płaczem, wyklinając wszystkich, tak jednak teraz miał to wszystko gdzieś.
Zielone ślepia wodziły po pomieszczeniu, szukając jakiejś szmaty, którą mogliby wytrzeć cały ten bajzel. Zarówno w pokoju, jak i ich głowie. Chcąc uniknąć pytających spojrzeń, otarło szybko wierzchem dłoni łzy, którym jakimś cudem udało się ukazać światu. No tak, najpierw wypadałoby uprzątnąć kawałki szkła, które komuś mogłyby wbić się w dupę. Quinn zagryzło dolną wargę, czując się, jakby zakopywało swojego szczeniaka, zabitego przez tira, w ogródku.
— Jebane bachory… — mamrotało do siebie, zbierając na dłoń większe kawałki. Te mniejsze zamiecie za chwilę. Więcej sensu miałoby, gdyby zamietli wszystko od razu, jednak Quinn potrzebowało czegoś, co zajęłoby ich myśli, ochraniając resztę obozu od kolejnego w tym tygodniu wybuchu sracza. Mimo patowej sytuacji — lekki uśmiech pojawił się na facjacie blondyna, widok zdziwionej miny frajera, który dostał wodą klozetową w usta, aż się nią zachłysnął, była swego rodzaju lekiem, na ich cierpiące serduszko. Tęskniło za jedynym debilem w tym paskudnym świecie, który by ich zrozumiał.
— Hijo de puta… — mamrotało niczym mantrę, idąc w stronę kosza na śmieci. — La mierda! — ścisnęło dłoń, na której pojawił się krwawy szlaczek. Jebane szkło. Quinn syknęło, część zbitego flakonu, które właśnie wyrzucili, nadal były mokre od perfum, co tylko pogorszyło piekące uczucie w ranie. Mogli przysiąc, że zaraz zesrają się z tego bólu.
Zlizali krew z rany, próbując zerknąć, jak głęboką ranę to gówno im zadało; na całe szczęście nie była tak głęboka, by ją zszywać, lecz na tyle, że z pewnością będzie okropna blizna, gdy już się wygoi.
Do tego wszystkiego brakowało jakiejś durnej, smutnej piosenki o żałosnym typie, który nie umie w życie. Tak, to zdecydowanie by pasowało. Quinn oczami wyobraźni już widziało, jak wklepuje w jakąś playlistę „smutne piosenki dla życiowych przegrywów”.
— Qué carajo… — wycedziło przez zaciśnięte zęby, z całej pizdy kopiąc w śmietnik, gdy tylko spostrzegło mokrą plamę pod tym plastikowym gównem. Zajebiście! Jeszcze śmietnik rozjebany.
Legionista dosłownie nie mógł doczekać się spotkania z dzieckiem Aresa i miny tego jełopa, jak powie im, że pokonał ją rozdupczony flakon perfum.
[609 słów: Quinn otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz