piątek, 27 września 2024

Od Ver — „Witaj w Nowym Jorku”

12 LAT TEMU

– I jak się z tym czujesz? – zapytał starszy pan, podnosząc wzrok znad notesu.
– Dziwnie. – odparła bez zastanowienia Veronica, bawiąc się rękawami bluzy.
– Czy chcesz to rozwinąć?
– To brzmi fajnie. Będę mieszkać na drugim końcu ziemi. Ale też nie chcę wyjeżdżać, bo mam tutaj Lizzy i moją szkołę i mój plac zabaw…
– Czyli czujesz przywiązanie?
Dziewczynka z zapałem pokręciła głową, co zapisał w swoim zeszycie terapeuta.
– Czuję się też tu dobrze. – Poklepała głęboki bordowy fotel, na którego skraju siedziała.
– Przeprowadzka tak daleko to bardzo duże wyzwanie, nawet dla dorosłego. Ale rodzice często chcą dla swoich dzieci jak najlepiej i może to jest właśnie takie rozwiązanie…
Dziewczynka zmarszczyła nos, jak zawsze, kiedy się mocno nad czymś zastanawiała. Pomyślała o Jimmim, który na nich czekał w Nowym Jorku. Przypomniała sobie też słowa mamy, że tam są lepsi terapeuci, którzy wiedzą więcej o autyzmie i ADHD.
„Może faktycznie tak będzie lepiej, niż gdybym została tutaj?” – pomyślała. Musiała mieć nieprzekonaną minę, ponieważ z zamyślenia oderwał ją starszy mężczyzna:
– Co, jeśli potwory tutaj zostaną?
Veronica podniosła głowę. Kilka razy wspominała terapeucie o momentach w ciągu dnia, podczas których czuła się obserwowana. Nigdy nie potrafiła znaleźć tego, kto to był, ale wiedziała, że to nie był człowiek. Jej serce cały czas powtarzało, że to było coś złego i coś okropnego, czego nie potrafiła określić, więc zaczęła używać słowa potwory. Terapeuta przeważnie nie odzywał się, kiedy o nich wspominała. Kiwał tylko głową z lekko zmarszczonymi brwiami i zapisywał coś w swoim notesie. Veronica była przekonana, że to kolejna rzecz, która sprawiała, że było z nią coś nie tak. Nikt z dorosłych nie lubił, kiedy tak o sobie mówiła. Tyle razy słyszała, że autyzm i ADHD jej nie definiują i nie są złymi rzeczami, że to dobrze, że została zdiagnozowana, ponieważ dzięki temu może lepiej zrozumieć siebie i inni będą ją lepiej traktować, ale dalej w to wątpiła. Widziała, że to nie była prawda w minach nauczycieli, i to samo słyszała w głosach kolegów z klasy. Bała się, że to będzie kolejna dziwna nazwa zapisywana obok jej nazwiska. Nie powiedziała tego na głos.
Zdała sobie sprawę z tego, że marszczy nos i terapeuta obserwuje ją uważnie. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji. Dziewczynka poprawiła się w fotelu i spojrzała na tęczowe sznurówki w czarnych trampkach. Potrząsnęła delikatnie głową. Czy ten gest był stwierdzeniem, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, czy też odpowiedzią samą w sobie – to musiał stwierdzić terapeuta.
– To jest już nasze ostatnie spotkanie przed twoim wylotem Veronico. Życzę ci udanego lotu i żebyś szybko odnalazła swoje miejsce w Nowym Jorku. Jesteś bystrą dziewczynką i mam nadzieję, że będziesz się tam dobrze czuła.

***

Nowy Jork był dziwnym miejscem. Niby był tak podobny do Birmingham – wieżowce, tłum ludzi, głośne samochody… Ale jednak nie było to samo miasto. Asfalt był w ciemniejszym odcieniu szarości i wieżowce miały inny kształt niż te brytyjskie. Przytulała mocno swojego pluszowego niedźwiadka polarnego, kiedy siedziała w taksówce i uparcie wlepiała wzrok w swoje buty. Nie odezwała się też ani słowem, od kiedy weszła na pokład samolotu.
– Już prawie jesteśmy na miejscu… – powiedziała cicho Joanne, głaszcząc córkę po głowie. Veronica tylko machnęła głową i ścisnęła mocniej niedźwiadka.
Po kilku minutach stała przed ciemnymi drzwiami w przeciętnej klatce schodowej.
– Joanne – Jimmy pocałował swoją nową żonę. – I Veronica. Jak minęła podróż, mała?
Veronica zasłoniła twarz pluszakiem.
– Spokojnie. – dodała szybko matka.
– Pan Zmarzlinek powiedział mi, że minął dobrze. Chcesz zobaczyć swój nowy pokój?

Jimmie odprowadził dziewczynkę wzrokiem, po czym zwrócił się do Joanne:
– Chcesz kawy? Mam bezkofeinową.
– Wiesz, że dobrego flat white napiję się zawsze, skarbie.
Mężczyzna włączył ekspres do kawy i dolał mleka do filiżanki.
– Więc, jak się trzyma mała? – zapytał, podając Joanne napój.
To pytanie musiało w końcu paść.
– Lepiej. Potrafi kontrolować swoje emocje i lepiej jej idzie komunikowanie się. Dostałam też informację od wychowawczyni, że przez cały rok bawiła się z jedną dziewczynką z klasy. Cieszę się, że wychodzi do ludzi. Bardzo ci dziękuję za pieniądze na terapię.
– Ależ proszę. Cieszę się, że teraz będę mógł lepiej pomagać. Jesteśmy rodziną, najdroższa. Podjęłaś dobrą decyzję.
Joanne uśmiechnęła się do męża.
„Co sobie pomyśli, kiedy dowie się prawdy?”.

Mieszkanie było przestronne i miało więcej światła. Taki również był nowy pokój Veronici.
Dziewczynka nigdy w swoim życiu nie widziała okna składającego się z trzech szyb. Miała widok na park i popołudniowe promienie słońca rzucały złote światło do jej pokoju, dodając magicznego blasku błękitnym ścianom. Łóżko było proste, z pościelą przedstawiającą niedźwiedzia polarnego razem z młodym na tle zorzy polarnej. Na niewielkim stoliczku nocnym dziewczynka zobaczyła lampkę w kształcie ukochanego zwierzaczka, który zmieniał kolory co jakiś czas. Za drzwiami stała wąska szafa, natomiast po drugiej stronie pokoju, pod oknem, stało niewielkie biurko, obok którego leżało drewniane pudełko na zabawki. Dywan był okrągły i ciemnofioletowy, z gwiazdkami. Dziewczynka przez chwilę przyglądała się wszystkim elementom, po czym skierowała się do kuchni.
Veronica podeszła do mamy i uczepiła się jej ramienia.
– I jak ci się podoba pokój?
– Jest fajny. – Uśmiechnęła się szeroko.


────
[822 słowa: Ver otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz