Ostatnie dni spędzał głównie na treningach, nie miał za dużo czasu na swoje zwykłe wycieczki. Poza tym musiał jeszcze udoskonalić rydwan, ale to już swoją drogą. Mihal twardo postanowił do samego siebie — dziś nie będzie robił niczego. Popatrzy na naturę. Może spotka go nagła inspiracja, w wyniku której wpadnie na pomysł na nowy wynalazek, którego jeszcze nigdy nikt nie wymyślił ani nie opracował. Może zostanie kolejnym Teslą, Edisonem czy… ludzką wersją Łajki? Nie, to ostatnie nie byłoby przyjemne i za dużo wspólnego by nie miało z jego osiągnięciami. Bądź co bądź, zamiast psa, miał krowy. Znalazł stado krów nieodgrodzonych od zewnętrznego świata niczym. Nietypowe, ale każda z nich była całkowicie oznakowana „kolczykami” przy uszach, więc chyba nie było się o co martwić? Nie znał się na krowach, to nie działka dzieci Hefajstosa, on znał się na trybikach, ziemi i metalach. Krowy nie miały z tym dużo wspólnego. Mógł stworzyć metalową krowę (hej, to właściwie dobry pomysł, może zamiast koni następny rydwan będą ciągnąć krowy?), ale to tyle. Mimo tego były dość fajne. Te? Nawet nie miały nic przeciwko zbliżającemu się do nich białowłosego półboga. Bawił się z nimi świetnie, o ile definicją zabawy jest siedzenie przy nich i obserwowanie jak konsumują nieboskie ilości trawy i wszystkiego, co staje im na drodze.
Spędził tak dzień, od rana do zachodu słońca. Te krowy dużo nie robiły, ale chyba zdążyły go polubić. Dały się pogłaskać. Były bardzo miłe w dotyku, a do tego miały bardzo mądre oczy, o ile inteligentne oczy może mieć bydło. Nagle jego wzrok przykuło barbarzyństwo. Chłopak z obozu, czający się z mieczem na jedną z krów ze stada jego nowych przyjaciół. Nie może na to pozwolić. Szybko podniósł się, krzycząc w jego stronę, żeby przynajmniej na chwilę odwrócić jego uwagę. Nie był zbytnio pewien czy z jego ust wyszło to, co chciał, żeby wyszło, ale nawet jakby krzyknął „KRZESŁO!” (był pewien, że akurat tego nie krzyknął), miałoby to ten sam efekt. W biegu sięgnął do kieszeni i założył na ucho własnej roboty aparat słuchowy, chwilę nie patrząc na syna Hermesa.
Arnar był niemiły.
I właściwie to tyle wyniósł z tej rozmowy.
Niemiły, szczególnie dla krów.
Zaprowadził go do tych „okropnych”, o których on mówił. Nie zamierzał pozwolić ich skrzywdzić tak czy siak, ale niech przynajmniej zna różnicę!
– Te są mięsożerne, ale nic ci nie zrobią, jak ty im nic nie zrobisz albo nie podejdziesz za blisko. A, i mają toksyczne wydechy, trochę jak… wulkany, wiesz? – wytłumaczył starszemu chłopakowi, uśmiechając się w jego stronę. – Ale nie atakuj ich! Są jak lamy w Minecrafcie. Jak nic im nie zrobisz, to nic nie zrobią tobie. Chyba że są głodne. To można porównać do niedźwiedzi w prawdziwym życiu. – podsumował, kładąc ręce na biodrach, dumny ze swojego tłumaczenia, które dużo nie tłumaczyło.
Nikogo nie przekonał.
– Wolę zapobiegać nieszczęśliwym wypadkom. – podrapał się po głowie Islandczyk, ponownie ściskając mocno w dłoni swoją broń. Mihal pokiwał głową z dezaprobatą. – Dbam o bezpieczeństwo, wiesz. – burknął.
– Co w nich takiego złego? Tylko stoją, nie robią nic więcej. – zapytał syn Hefajstosa, faktycznie zainteresowany czemu jest tak przeciwko biednym krowom. Jak ma takie zapędy do mordu, to niech wyładuje je na potworach, które faktycznie mogą stanowić zagrożenie! Nie wiem, chimery, bazyliszki czy inne… olbrzymie owady. Taka krowa? Spójrzcie na nią, ona nic nigdy nikomu nie zrobiła! A jakie ma piękne oczy! Mówił to już? Nie zaszkodzi, były naprawdę cudowne!
────
[558 słów: Mihal otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz