Abasol był zszokowany, zszokowany tym, że szkielet Kostek zrobił mu śniadanie. Choć słowo „zszokowany” pojawiło się tu już w sumie trzy razy, nadal nie było ono wystarczającym opisem uczuć, które wypełniały ciało czarnowłosego chłopaka, jego głowa też pusta nie była, bo wypełniały ją najróżniejsze pytania takie jak: „W jaki sposób Kostek wie jak obsługiwać kuchenkę”, „W jaki sposób ten szkielet wie, że nic nie przypalił, jeżeli nie ma nosa”, oraz najważniejsze: „Skąd Kostek wie, jak się gotuje i wie jakie rzeczy są jadalne, a jakie nie ?”.
Pytań zdecydowanie było wiele, odpowiedzi nie było w ogóle, ale za to głód już był. Żołądek herosa postanowił przypomnieć, że parę hot–dogów, batonik i puszka coli nie są nie tylko najzdrowszym posiłkiem, ale też nie jest to posiłek, który zaspokoi rosnący ciągle organizm Abasola. Chłopak usiadł przy stole w małym salonie, Kostek podał do stołu, nadal nosząc fartuch, którego używała matka herosa podczas urzędowania w kuchni, na białym talerzu znajdowała się parująca jeszcze jajecznica i zaskakująco dobrze wyglądające dwa paski bekonu. Kostek usiadł naprzeciwko Abasola, wyglądając na dość zakłopotanego, najpewniej przez fakt, że szkielet nadal zastanawiał się, czy to, co zrobił, przypadkowo nie otruje herosa. Pierwszy ruch wykonał czarnowłosy chłopak, podniósł widelec, nabrał trochę jajecznicy i włożył do ust, chwila ciszy zapanowała w salonie, heros powoli przeżuwał jedzenie, by po chwili stwierdzić, że…
— Ja pierniczę… ej, to jest dobre !
Szkieletowi spadłby kamień z serca, gdyby… ten posiadał jakikolwiek organ wewnętrzny, ale w przypadku kostka, ta metafora pozostawała metaforą, Abasol zaczął ze smakiem zjadać posiłek przygotowany przez kościstego opiekuna, który teraz zdawał się nad czymś intensywnie myśleć.
Była to prawda, Kostek wytężał metaforyczne zwoje swojego tym bardziej metaforycznego mózgu (szkielet sam nie wie, czy ma fizycznie mózg, czy nie), bo zastanawiał się nad tym, co dalej począć z chłopakiem o czarnych włosach. Pan Manrice, zleceniodawca Kostka, w sposób dość dosadny postanowił go zwolnić z pracy, przez co teraz był tak samo poszukiwany, jak Abasol, całe szczęście najwyraźniej nie są najważniejszymi celami pana Manrice’a… bo jeszcze żyją, gorszą rzeczą był fakt, że matka czarnowłosego herosa zniknęła. Ani szkielet, ani chłopak nie musieli się zastanawiać nad tym, kto mógłby dokonać takiego procederu, trudniejsze do rozstrzygnięcia było to co dalej.
Kostek widział dwie możliwości: albo zostaną prywatnymi detektywami i będą jako duo szukać matki herosa, albo Abasol będzie musiał pójść na obóz herosów, by tam nauczyć się podstaw o świecie, który go otacza. Szkielet wiedział, że tylko druga opcja ma szanse powodzenia, w obozie chłopak byłby bezpieczny, a Kostek miałby możliwość na wszczęcie własnego dochodzenia w sprawie zaginięcia matki chłopaka. Szkielet znalazłby miejsce, gdzie przetrzymują kobietę, wróciłby po chłopaka i wtedy razem by…
„Czemu ja się tak oszukuje?” zapytał sam siebie Kostek, co on sobie ubzdurał ? Pobawi się w tatusia, detektywa, a potem w bohatera i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie ? Jest szkieletem, chodzącą kupą kości, która jest powoływana po to, by walczył i tyle. Powinien po prostu dać go do obozu i…
— Jeżeli chcesz mnie zostawić — Abasol wyrwał Kostka z rozważań moralnych — to wiedz, że łatwo się mnie nie pozbędziesz.
— Co?! Skąd ty… — zdziwił się szkielet.
— Nie wiedziałem, ale dumałeś tak, że dało się wywnioskować, że to coś grubego — stwierdził chłopak, jego talerz był pusty.
— Grube to mało powiedziane — odpowiedział Kostek. — Wiesz Abasol, po prostu nie widzę innej możliwości, walczyć nie potrafisz, samym szczęściem matki nie znajdziesz i nie odbijesz. Może i opiekuje się tobą kupa kości, ale nie jesteśmy w żadnej bajeczce z wróżkami.
— Nie potrafię ? — zdziwił się chłopak. —Słuchaj, po prostu wziąłeś mnie z zaskoczenia, może i się nigdy nie biłem, ale to przecież nic trudnego.
— Yhm, a sójka to ekspertka od nurkowania głębinowego.
— Co ?
— Mam na myśli, że nonsensem prawisz młodzieńcze. Walka to nie tylko uderzanie w twarze i dźganie, musisz mieć jeszcze umiejętności, a tych za grosz nie masz.
— I co ? Wyślesz mnie na jakieś szkolenie na rycerza ? — zapytał jakby z wyrzutem chłopak.
— nie, chce cię wysłać na obóz herosów — odpowiedział Kostek, lekko podnosząc głos. – I nie tym tonem do mnie młodzieńcze, zrozum, że skoro ja nie mam pojęcia, co tu się kroi, to ty tym bardziej nie powinieneś uznawać, że cokolwiek wiesz.
— Sorry bardzo, ale ty chcesz mnie wysłać na obóz, kiedy mi matkę porwali ?! — spokojny zazwyczaj Abasol przestał się ograniczać. – Ty to uważasz za rozwiązanie ? I co oni takiego mają ? Będą mnie uczyć, jakie borówki są dobre do jedzenia? Nauczą mnie jak rozbijać namiot, a potem będziemy śpiewać jakieś pioseneczki przy ognisku?
Kostek pokręcił głową z rozczarowaniem.
— Obóz herosów to nie jest żadne miejsce do rekonwalescencji młodzieńcze — zaczął szkielet. — Obóz herosów, to miejsce zrzeszające dzieci takie jak ty, takie z nietypowymi umiejętnościami, zapewnia im schronienie i miejsce do nauki i jest praktycznie nieosiągalne dla potworów takich jak ja.
— Dość dużo wiesz o tym miejscu, jak na kogoś, kto nigdy tam nie był… — zauważył chłopak podejrzliwie.
— Mówi dzieciak, który swoje młodzieńcze lata marnuje na hazard.
— Ej! Te pieniądze pomagają mnie i mamie! Nie idę tam po to, by sobie kostkami porzucać i karty podobierać tylko idę tam by zarabiać.
— Według mnie dość patologicznie to brzmi, ale niech ci będzie. Nie ustąpię jednak w sprawie twojego pobytu w obozie.
Salon wypełnił się nerwową atmosferą.
Winter?
────
[854 słowa: Abasol otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz