Świeżo wprowadzone, nadal nowe w świadomości bycia dzieckiem Apolla, Sony jeszcze nie zdążyło na dobre zagrzać się w domku Apollina, ale w jego wnętrzu już panował rozgardiasz, który ten dzieciak przynosił ze sobą wszędzie. W domku Hermesa może nie było to zbyt dużym problemem, bo Hermesiaki niekoniecznie przejmowały się tym, czy podłoga jest widoczna, czy nie, ale tutaj… Emiliano ciągle fukał na Sony, żeby wreszcie to wszystko ogarnęła, a ona fukała na niego, że jej się zwyczajnie nie chce. W kąciku należącym do Sony pełno było rozrzuconych kartek, na których widniały niedokończone szkice i zapisy nutowe, plastelina przyklejała się do podłogi, a woda w kubku z pędzlami chyba nigdy nie została wymieniona. Podobnie jak pościel, ledwo widoczna pod milionem ubrań ciągle przerzucanych z łóżka na podłogę i z powrotem. Co jakiś czas Sony zbierali się w sobie i zeskrobywali pozostałości ich artystycznych wybuchów z podłogi, ale bracia Ciabatta wciąż często byli narażeni na coś lepkiego przyklejającego się do ich stóp. Na ich szczęście, Sony jeszcze nie zdążyła przenieść swojego bałaganu na resztę domku i żywili oni ogromną nadzieję, że to nigdy nie nastąpi. Może nie byli jakimiś ogromnymi pedantami, ale nie popadali też w taką skrajność jak ich rodzeńcze, które potrafiło zacząć ryć dłutem nie w linoleum, ale w podłodze, bo się na chwilę zamyśliło. Jak na razie zdarzyło się to tylko raz i do teraz to feralne miejsce przykryte jest jedną z koszulek Sony, która nie zmieniła swojego położenia przez przeszło dwa tygodnie.
Winowajczyni tych okropnych rys w podłodze właśnie czytała instrukcję używania wosku, którym ponoć można było załatać wszelkie… „niedoskonałości” w panelach. Miała ogromną nadzieję, że to zadziała, bo inaczej nie miała pojęcia, jak się z tego wytłumaczy. Sony wziął do rąk wszystkie odcienie wosku, porównując je z kolorem ich podłogi, ale żaden z nich nie był nawet trochę podobny. Wprawne oko, zwłaszcza oko kogoś, kto jakkolwiek znał się na sztuce, mogło od razu wskazać różnicę między tymi odcieniami. Sony westchnęło i postanowiło jak najszybciej zakupić dywan, którego nieprzesuwanie byłoby znacznie mniej podejrzane niż koszulka, na której powoli zbierał się kurz.
Nagłe pukanie do drzwi wyrwało Sony z głębokiego zamyślenia nad tym, czy powinien zrobić ten dywan samodzielnie, żeby podejrzenia były jeszcze mniejsze (przecież ono nie było osobą, która ot tak, po prostu, kupuje dywan!), czy może zacząć zdrapywać z paneli plastelinę i klej zamiast zastanawiania się nad tamtymi rysami. Z poprzedniego niepokoju i zmartwienia nie pozostało nic, Sony zerwali się z łóżka z uśmiechem na ustach. Zawsze cieszyli się, gdy ktoś odwiedzał ich domek, nawet jeśli nie przychodził się spotkać z nimi, tylko z kimś z ich rodzeństwa. Mimo tej niepewności to zawsze ona otwierała drzwi i serdecznie witała nowego gościa, nieważne kim był.
Tak było i tym razem, z tą różnicą, że niespodziewany gość nie mógłby przyjść do nikogo innego, tylko musiał chcieć zobaczyć się Sony! (Albo z kimkolwiek innym, kto znajdował się w domku Apollina. Na swoje szczęście, Sony było tam samo i nie dopuszczało do siebie myśli, że tajemniczy gość może po prostu o kogoś zapytać i sobie iść). To rozpaliło iskierki radości w jeno oczach, gdy otwierało drzwi.
Za nimi zobaczyłu znajomą sobie obozowiczkę, od której kiedyś pożyczyłu ten cudny kapelusz, który na szczęście zwróciłu w całości. Po skeczu musiał go trochę podreperować, bo po szaleństwach, jakie przeżyło, nakrycie głowy nie miało się najlepiej. Ostatecznie jednak, po wszystkich poprawkach, Sony stwierdziła, że wyszło jej to całkiem nieźle, niemal nie do rozpoznania. Mieli też nadzieję, że Violet niczego nie zauważyła, bo akurat ona wyglądała na kogoś zwracającego uwagę na szczegóły. To był jeden z niewielu momentów w życiu Sony, gdy nie wierzyło swoim talentom na tyle, żeby czasem się nad tym nie zastanawiać.
— O, cześć! — zawołali radośnie jako odpowiedź na… niecodzienne powitanie. Nie uznali go za coś dziwnego, co to, to nie! Raczej jako coś prześwietnego, jeśli mieliby być szczerzy. Z początku pozornie ignorując tajemnicze słowa Violet, Sony natychmiast rozłożyli ramiona, żeby zaprosić ją do przytulenia na powitanie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i objęła Sony. — Mów, mów, jaką sprawę? — zapytali z ciekawością obecną równocześnie w ich głosie, jak i w mowie ciała. — Czy to jakiś tajemniczy i zakazany eliksir? — spytali konspiracyjnym szeptem, mając na myśli buteleczkę, którą Violet nadal trzymała w dłoni. Przypatrywali się jej, jakby tylko czekali, aż zaczną z niej unosić się trupie czaszki albo nagle wybuchnie.
────
[715 słów: Sony otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz