WIOSNA
Powiedzieć, że Theodore spanikował, to jakby nie powiedzieć kompletnie nic.
Naprawdę starał się nie kichnąć. Zagryzł wnętrze policzka i wstrzymał oddech, ale w końcowym rozrachunku kompletnie nic mu to nie dało. Pyłki pokonały jego silną wolę, przez co w końcu kichnął z większą siłą, niż zrobiłby to, gdyby pozwolił sobie kichnąć od razu. Niepewny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, gdy usłyszał pozytywny werdykt Chaosa, szybko zniknął. Chociaż on sam niewiele poczuł, to wystarczyło kilka chwil, żeby Vergil i augur zapadli w drzemkę, tym samym opadając na ziemię.
Z miną wyrażającą szok, strach i zdezorientowanie, spoglądał to na jednego, to na drugiego. Podczas kiedy Chaos opadł na stos miękkich pluszaków, Vergil miał twarde spotkanie z podłożem. A Theo stał przed ołtarzem zawalonym wnętrznościami pluszaka i kompletnie nie wiedział, co ma z nimi zrobić.
Zoe uratowała go z opresji, kiedy chwilę później znalazła się tuż obok. Koniecznie chciała zobaczyć reakcję nowego obozowicza na rytuały augura, ale najwidoczniej się spóźniła. Przyszła za to rychło w czas na dużo ciekawsze widowisko. Stanęła jak wryta przed smacznie śpiącym pretorem, a potem omiotła resztkę scenerii.
— Dzieciak Somnusa, co? — zapytała, dokonując decyzji w tempie, do którego on nie był przygotowany. — Chodź, pójdziemy po kogoś, kto ich zaniesie do ambulatorium — powiedziała, złapała go za ramię i pociągnęła w dół zbocza.
Nie miał innego wyjścia, niż za nią podążyć.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Zoe zaprowadziła go do dziewczyny, która przedstawiła się jako Cherry i spokojnie wysłuchała jego wyjaśnień, w międzyczasie wyznaczając osoby, które sprawnie przeniosły dwie najważniejsze osoby w Obozie Jupiter do ambulatorium. Ponownie znajdując się na wzgórzu, zobaczył samotnie leżące futerko pluszowego tygryska, które niewiele myśląc, wcisnął do kieszeni. Szkoda mu było zostawić je, żeby tak leżało pozostawione samo sobie.
— Nic im nie będzie, tak? — spytał po raz drugi, z niepokojem spoglądając na Cherry. Ta za każdym razem znajdowała w sobie cierpliwość, żeby go uspokoić.
— Na 100%. Daj im trochę czasu na drzemkę i będzie po sprawie — zapewniła centurionka, a potem odesłała go wraz z Zoe, żeby znalazła mu jakieś ubranie i zaprowadziła do łaźni.
Po tym, co przeżył w ostatnim czasie, gorący prysznic naprawdę był jak prezent od bogów. Nigdy wcześniej nie myślał, że nałożenie na siebie nieporwanych ubrań będzie takim pięknym uczuciem. W końcu mógł pozbyć się warstwy kurzu z włosów, które nareszcie opadały mu na twarz miękkimi splotami. Od dawna nie czuł takiej ulgi.
Chciał od razu iść do ambulatorium, ale niestety nie miał takiej możliwości, o czym poinformowała go Zoe. Nie miał pojęcia, czym jest wieczorna musztra, ale już był pewien, że dla niego będzie to coś ważnego. I tak właściwie to chciało mu się wymiotować ze stresu, zanim schował się w szeregach trzeciej kohorty. Jakoś dotrwał do końca.
Zaraz po tym, jak musztra dobiegła końca, popędził do ambulatorium. Ledwo został przyjęty, a zemdlały przez niego dwie najważniejsze osoby w obozie. Nie miał pojęcia, czy czekają go jakieś konsekwencje, czy nie. Nie panował nad tymi głupimi mocami, ale może to wcale nie sprawiało, że był niewinny? Zestresował się jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że Vergil i Chaos wciąż śpią. I tym razem nawet słowa Cherry nie potrafiły go uspokoić.
W końcu jednak pretor się obudził. Z opatrunkiem na głowie wyglądał, jakby wdał się w bójkę, a nie zemdlał. Theo nie spodziewał się przeprosin, już prędzej reprymendy. Ale najwidoczniej Vergil nie okazał się bezlitosnym dyktatorem. To sprawiało, że pobyt w Obozie Jupiter przerażał go nieco w mniejszym stopniu, niż na początku. Mimo to podczas rozmowy z pretorem nadal spuszczał wzrok na swoje buty i bawił się biednym, wybebeszonym tygryskiem. Czuł się niemal jak dzieciak w przedszkolu. Tyle że był na przedszkole o wiele za stary, a obozu, na którym nastolatkowie walczą mieczami, raczej nie można było porównać do przedszkola.
Z radością opuścił przesiąknięte charakterystycznym zapachem pomieszczenie i wyszedł na zewnątrz z obstawą w postaci Cherry i Vergila. Dzień chylił się już ku końcowi i owiało go chłodne powietrze. Wzdrygnął się.
— Trzymaj — powiedziała po chwili centurionka, wciskając mu własną bluzę w dłonie.
Nastolatek pokręcił głową. Było mu chłodno, ale nie aż tak. Okazało się jednak, że dziewczyna jest nieugięta i nie tolerowała sprzeciwu. W końcu nie miał innego wyjścia, niż grzecznie podziękować i przyjąć ubranie.
W końcu mógł dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziwnym miejscu. Chłonął ich słowa jak gąbka, chcąc odkryć, o co tu tak naprawdę chodzi. Podczas spaceru wcisnął tygryska do kieszeni, a w zamian zaczął przekręcać w palcach ołowianą tabliczkę, którą podczas musztry zawiesili mu na szyi. Dziwnie się z nią czuł, jakby został oznakowany. I w zasadzie to tak było.
Z zaciekawieniem przyglądał się Vergilowi, kiedy ten zastanawiał się nieco dłużej po zadanym przez niego pytaniu. Rozmyślał nad tym, czy może palnął jakąś głupotę. Może odchodzenie z obozu było tematem tabu, o którym zwykle nie rozmawiali? Na słowa pretora naprawdę pomyślał, że zrobił coś głupiego.
— Wiem, wiem — powiedział jedynie, udając, że tak właśnie jest.
No cóż, może jednak pobyt w Obozie Jupiter nie będzie taki zły.
Koniec wątku Theodore'a i Vergila.
[818 słów: Theodore otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz