Elianne była poirytowana, oględnie mówiąc.
Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś ją ignorował, bo większość osób nie miała ku temu powodów. I według niej, Kal również nie miał powodów do tego, żeby jej unikać. Na początku myślała, że czymś go uraziła, ale po kolejnym przeanalizowaniu tamtej sytuacji stwierdziła, że przecież nie zrobiła nic złego. Chciała się dowiedzieć, czy wszystko w porządku i pomogła mu z myciem okien. Jej zdaniem to nie było coś, przez co mógłby chcieć jej unikać.
Dlatego tego ranka wstała wcześniej niż zwykle, zdeterminowana, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Podczas kiedy ona była już zebrana i gotowa do rozpoczęcia dnia, reszta obozu dopiero się budziła. Zaplotła jasne loki w warkocze, wypróbowała nowy błyszczyk i była gotowa do wyjścia. Z wyrazem twarzy godnym rodowitej Rzymianki skierowała się w stronę baraków trzeciej kohorty.
Zawahała się przed samym wejściem. Nie była zbyt… Nagabująca? Nie chciała na taką wyjść, ale naprawdę nie lubiła mieć nierozwiązanych spraw. Denerwował ją sam fakt, że nie wiedziała, o co chodzi Kalowi. Tak, dowie się, z jakiego powodu chłopak od niej ucieka i da mu święty spokój.
Postanowiła wejść do środka dopiero kiedy zobaczyła, że kilka osób już stamtąd wyszło. Wtedy stwierdziła, że dała odpowiednio dużo czasu Kalowi, żeby zdążył wstać. Na wejściu zdążyła jeszcze przywitać się z Rodionem, po czym zaczęła szukać wzrokiem znajomej, białej czupryny. Migrując pomiędzy członkami trzeciej kohorty, w końcu znalazła odpowiednie łóżko. I okazało się, że Kal wbrew pozorom jednak nie dostał wystarczającej ilości czasu, bo był ledwie w trakcie malowania kresek. Konkretnie kreski na lewym oku, bo na prawym jeszcze nic nie miał.
Stanęła prosto przed nim, opierając dłonie na biodrach.
— I tu cię mam — powiedziała, mrużąc powieki, przez co jej błękitne oczy wydawały się ciemniejsze, niż zwykle. — Przede wszystkim to dzień dobry, ale przejdźmy do rzeczy. Czy coś się ostatnio stało? Uraziłam cię? Zrobiłam coś, co ci się nie spodobało? — Zarzuciła go pytaniami, taksując Kala wzrokiem.
Chłopak wydawał się przede wszystkim zdezorientowany. Zupełnie jakby nie spodziewał się, że Elianne może wparować mu do baraku z samego rana i zacząć swego rodzaju przesłuchanie. Dziwnie by było, gdyby się tego spodziewał.
— Ja- Co ty tu w ogóle robisz? — fuknął, spoglądając w trzymanie w dłoni lusterko. Wyglądało na to, że nagłe przyjście nastolatki zrujnowało jego misterny eyeliner.
Włosy miał nieintencjonalnie w nieładzie, a makijaż zdecydowanie niedokończony, ale jak każde dziecko Wenus, nawet w takim stanie przyćmiewał wyglądem otaczających go obozowiczów. Eli od swojej matki w spadku dostała twarz dziesięciolatki, a Kal twarz modela. Ten świat zdecydowanie był niesprawiedliwy.
— Przyszłam się dowiedzieć, dlaczego uciekasz, kiedy pojawiam się w pobliżu. Serio pytam, coś zrobiłam? Jeśli tak, to za to przepraszam, ale chciałabym wiedzieć na przyszłość — powiedziała, poprawiając uwierający ją rękaw koszulki.
Chłopak, zamiast od razu jej odpowiedzieć, w pierwszej kolejności zajął się naprawą swojego makijażu. Elianne westchnęła, tylko troszkę zniecierpliwiona. Ta sytuacja w ciągu kilku ostatnich dni naprawdę ją męczyła. Nienawidziła mieć z kimś napiętych relacji. A jeżeli już je miała, wolała wiedzieć, z jakiego niby powodu.
— Dowiem się czegoś, czy znowu musimy myć razem okna, żeby porozmawiać? — westchnęła zrezygnowana.
───
[508 słów: Elianne otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz