— Obserwuję go od dawna. — Kuźma udawała, że ktoś rzeczywiście słuchał jej po drugiej stronie jej starego, zabawkowego walkie-talkie. Było to znacznie bardziej ekscytujące niż mówienie do siebie albo pozostawienie wszystkich myśli w swojej głowie. W bajkach każda postać na misji albo miała ze sobą świetnych towarzyszy, albo miała ze sobą swój dyktafon służący za pamiętnik. Dlatego stwierdziła, że skoro też jest taką bohaterką, również potrzebuje czegoś w tym stylu, żeby było bardziej realistycznie. — Nazwałam go Bogusz. Stwierdziłam, że nie zasługuje na żadne ładniejsze imię. Wiesz, zastanawiałam się nad Hipolitem, ale Bogusz ma taki bardziej… słomiany wydźwięk — szeptała do walkie-talkie, wpatrując się w swój cel morderczym wzrokiem.
Siedziała ukryta w wysokiej (prawdopodobnie nigdy nie ścinanej) trawie pól otaczających Obóz Jupiter. Lekki wietrzyk uginał wysokie źdźbła trawy i lekko poruszał workowatym ubraniem ofiary Kuźmy. Bogusz stał nieruchomo, jak zawsze, w tym samym miejscu, w którym dziewczynka widziała go codziennie. Wcześniej nie zwracała na niego szczególnej uwagi, po prostu sobie istniał i stał w miejscu, ale w pewnym momencie…
W gruncie rzeczy od pewnego czasu Bogusz zaczął przyciągać wzrok Kuźmy coraz częściej, a jego obecność zaczęła w jakiś dziwny sposób działać jej na nerwy. Uczucie to potrafiła porównać jedynie do nieustannego swędzenia w jednym miejscu, na które nie działało ani drapanie, ani żadne maści. Z tyłu głowy dręczyła ją myśl, że Bogusz tam jest, a świadomość jego egzystencji sprawiała, że myśli Kuźmy w kółko powracały do jego tematu. Przestała potrafić skupiać się na treningach i codziennych obowiązkach, aż wreszcie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i pozbyć się Bogusza raz na zawsze.
Przejrzała chyba wszystkie książki o dziwnych rytuałach i torturach, ale nigdzie nie znalazła niczego, czym mogłaby zwalczyć Bogusza. Wreszcie, z braku jakichkolwiek innych pomysłów, zwróciła się z prośbą o pomoc do Ricky’ego, bo bała się pytać o cokolwiek ludzi z wyższych kohort, tym bardziej centurionów…
— To oczywiste! — zawołał chłopiec, wybuchając śmiechem. — Mieszasz duuuuuużo cebuli i… bryzy morskiej, a potem rzucasz tą mieszanką w tego dziwnego typa — wytłumaczył jej najbardziej pouczającym tonem, na jaki mógł się zdobyć, równocześnie próbując nie wybuchnąć śmiechem. — Znaczy, w sumie wylewasz. Ma się z tego zrobić takie bardziej… taka konsystencja prawie płynna.
— Ale skąd ja wezmę bryzę morską? — sceptycznie spytała Kuźma.
— Nie martw się, dzieciaku. — Ricky poklepał ją po ramieniu. — Na jutro będę ją mieć. — Mrugnął do niej i pobiegł na drugi koniec obozu.
Rzeczywiście, następnego dnia Ricky podarował Kuźmie cały słoik „bryzy morskiej”, przyrzekając na chemię, że jest to najprawdziwsza bryza morska i nawet odmierzył jej idealnie tyle, ile będzie potrzebne na pokonanie Bogusza.
Następne parę dni Kuźma spędziła, kolekcjonując cebulę, a potem zrobiła magiczną mieszankę z przepisu Ricky’ego, który niekoniecznie był dla niej jasny. W końcu, z gotową miksturą i śmierdząc cebulą, wyruszyła na morderczą wyprawę.
Bogusz stał tam gdzie zawsze. Kuźma starała się zbliżać do niego jak najciszej i pod wiatr, żeby na pewno nie wyczuł od niej tego obrzydliwego zapachu cebuli.
— Cel namierzony — szepnęła do walkie-talkie. — Wyeliminowany za dziesięć… dziewięć… osiem… — poprawiła chwyt na misce z magiczną miksturą — cztery… trzy… dwa… jeden!
Chlusnęła zawartością miski na stracha na wróble i z dumą spojrzała na swoje dzieło — Bogusza ociekającego kawałkami cebuli. Dla pewności wyrwała go z ziemi, położyła na ziemi i parę razy dźgnęła jego ciało ze słomy swoim iaculum, choć nie należało to do najwygodniejszych rzeczy do zrobienia. Poległego Bogusza zostawiła na środku pola, przekonana, że klątwa, którą z pewnością rzucił na jej umysł (w końcu czemu myślałaby o nim tak często?), została skutecznie zdjęta.
Przez następny tydzień Kuźma śmierdziała cebulą, ale była najszczęśliwszym i najbardziej wolnym od dziwnych myśli o strachu na wróble człowiekiem w Obozie Jupiter, może i na świecie.
Za to Ricky nadal wybucha niepohamowanym śmiechem i mamrocze pod nosem „kabulon”, gdy tylko widzi Kuźmę. Ona nie wie, o co chodzi, ale za bardzo boi się go o to zapytać…
[635 słów: Kuźma otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia i kabulon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz