— Ta — burknął pod nosem. Prawie rozerwał rękawiczki, ściągając je z rąk i trochę ostrożniej wylał wodę z wiadra, żeby nie rozchlapać jej dookoła i przypadkiem nie poplamić sobie butów i spodni. Jego ubrania były zdecydowanie ważniejsze od manifestacji jego złości.
Wrzucił wszystko do wiaderka w kompletnym nieładzie. Prawdopodobnie reszta wody wlała się do środka rękawiczek, ale nieszczególnie go to obchodziło. Tak właściwie, w ogóle go to nie obchodziło. To nie jego problem, tylko osoby, która będzie używać ich po nim. W drodze do schowka puszczał większość uwag Eli mimo uszu, ewentualnie odpowiadając jej półsłówkami i pomrukami, nie do końca skupiając się na tym, z czym się zgadza, a z czym nie.
Jego wiaderko wylądowało w schowku, potrącając inne sprzęty, ale na szczęście nie powodując żadnej lawiny. Przez chwilę wahał się, czy go nie podnieść i postawić tak, jak powinno być, ale szybko stwierdził, że to dla niego za duży wysiłek i zatrzasnął drzwi kantorka, zapominając, że Eli też musi odłożyć swoje sprzęty do środka.
— Sorry — wymruczał nieco niewyraźnie i minął przyjaciółkę, żeby iść na obiad.
Elianne nie krzyknęła, żeby poczekał, więc na nią nie czekał. Nie miał już ochoty na słuchanie jej bezsensownej gadaniny (uważał ją za przyjemną i sensowną tylko wtedy, gdy był w dobrym humorze) i nie mógł ukryć, że jej głos zaczynał go męczyć. Jego bateryjki społeczne postanowiły nagle się wyczerpać, a jego mózg zdawał się znajdować dziwnie daleko.
Reszta dnia minęła mu zaskakująco szybko. Każdego dookoła zbywał albo nie orientował się na czas, że ktoś coś do niego mówił, a gdy zdawał sobie z tego sprawę, było już za późno na reakcję. Dzień uznał za parszywy i, oczywiście, winił całe to mycie okien. Gdyby tylko dostał jakąś przyjemniejszą pracę (oj, to duże wymaganie w Obozie Jupiter), na pewno czułby się lepiej. Albo gdyby przynajmniej mógł wykonać swoje po łebkach, zamieść kurz pod łóżko i mieć spokój… ale nie, bo każdy zobaczy najmniejszą smugę na oknie…
Wydaje mu się, że Elianne jeszcze próbowała mu coś powiedzieć lub w ogóle złapać go gdzieś na terenie obozu, ale nagle stał się mistrzem w unikaniu i ignorowaniu ludzi. Może po prostu unosiła się wokół niego aura mówiąca, żeby nie podchodzić, bo dostanie się wpierdol.
Dopiero wieczorem, leżąc już w łóżku, Kala złapał niemożliwy do zniesienia niepokój i wyrzuty sumienia. No, było mu zwyczajnie głupio. Dopisał Eli do listy ludzi, których… powinien kiedyś przeprosić za swoje zachowanie. Tuż nad nią znajdował się Theodore, z którym Kal nadal nic sobie nie wyjaśnił. Gdy sobie o tym przypomniał, jeszcze długo wiercił się z boku na bok w łóżku, próbując przemyśleć każdy możliwy przebieg rozmowy przeprosinowej, jaki potrafił wymyślić. Skutecznie wypędziło to sen z jego powiek.
────
[442 słowa: Kal otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz