TW: self harm
Po pierwsze, jak mówiła Elianne, prawie przewrócił oczami, gdy po raz kolejny usłyszał tę głupią uwagę o wbijaniu sobie paznokci. Już nawet sam nie zdawał sobie sprawy, że to robi, ten odruch stał się dla niego niemal naturalną reakcją na stres, złość, smutek i inne silne emocje, które nagle go atakowały. Prawie zawsze chodził po obozie z sinawymi półksiężycami na wnętrzach dłoni, ale jakoś nikt nie zwracał na to większej uwagi. Zresztą, on sam o nich zapominał. Czasem tylko lekko się krzywił, gdy przypadkowo naruszył małe ranki. Poza tym? Poza tym nie widział w tym najmniejszego powodu do zmartwień, co raczej nie zgadzało się ze stosunkiem Elianne do tego nawyku. Tak samo robiła Mischa, gdy tylko zdawała sobie sprawę z tego, że Kal znowu zaciska pięści. W pewnym momencie chłopak zaczął podziwiać niewidomą, bo zauważała to niemal za każdym razem. Kal, patrząc na logiczną tylko dla siebie analogię, stwierdził wreszcie, że niezwykłe zainteresowanie jego odruchem wbijania sobie paznokci jest czymś charakterystycznym dla jego przyjaciółek.
Nie uważał jednak, że to zainteresowanie jest czymś w tym przypadku właściwym. Po prawdzie już nawet nie czuł tego bólu. Już nawet nie orientował się, gdy to znowu robił. Czasem naprawdę porównywał się do automatu.
Po drugie, nie chciał o tym rozmawiać. Pogadanka o uczuciach? Cholera, przecież to było żywcem wyjęte z gabinetu szkolnego psychologa, któremu do psychologa było tak blisko, jak kurze do żyrafy. Nienawidził tego typu rozmów. Darzył je szczerą i głęboko zakorzenioną niechęcią. Miał ochotę usunąć je z życia raz na zawsze.
Co miał niby powiedzieć? Że nigdy nie jest w stanie powiedzieć jej wszystkiego od razu, bo zawsze czuje, że jego uczucia tylko jeszcze bardziej zepsują sytuację? A potem czuje się ze sobą okropnie, okropnie źle, bo próbował swoim językiem ciała, sposobem mówienia i mimiką zasygnalizować, że nic nie jest w porządku, kompletnie niepotrzebnie, bo zresztą i tak nie da z siebie wyciągnąć tego, co się dzieje. Nie chciał rozmawiać, nie chciał od razu jasno sygnalizować tego, że coś się stało i jeszcze tłumaczyć wszystkie te przyczyny, a potem poczuć się tak źle, że zacznie w kółko przepraszać, aż zapomni, co tak naprawdę oznacza to słowo.
Czasem myślał, że najlepiej byłoby schować w sobie wszystkie emocje.
Ostatnio za dużo razy się denerwował. Gdyby tego nie robił, nie byłoby tej rozmowy. Elianne by się nie niepokoiła. Musi nad tym popracować.
Usilnie milczał. Patrzył wszędzie, byle nie na Elianne i z całych sił powstrzymywał swoje dłonie od ponownego zaciśnięcia się w pięści. Trzymał je spięte na kolanach, tak spięte, że lekko drżały i wbijały się w materiał jego spodni.
Elianne skończyła mówić, zostawiając Kala z tym tajemniczym, ostatnim zdaniem. Chłopak nie potrafił myśleć na tyle jasno, żeby zacząć się zastanawiać nad ich sensem i w ogóle ten sens znaleźć. Czuł trochę, jakby jego mózg postanowił pojechać na urlop.
— Nienawidzę takich rozmów — mruknął pod nosem, jakby nie było tego po nim widać. Szybko zerknął na Elianne i równie szybko ten wzrok odwrócił. Westchnął i powiedział to, czego myślał, że od niego oczekiwała: — Wiem, że powinienem mówić o swoich uczuciach. Wiem, serio. Nie tylko ty mnie… znaczy, kilka innych… osób… już mi to mówiło — zaplątał się i wykonał jakiś sztywny gest rękoma, który nie miał nic wspólnego z tym, co mówił. — To… to znaczy… ja to wiem. Ale, yyy, ale w praktyce — brnął dalej, choć już sam zgubił sens swojej własnej wypowiedzi — to mi to trochę nie wychodzi — zakończył nie do końca gładko.
Przygryzł policzek od środka i rozejrzał się po baraku, zanim dodał:
— No, ale nieważne! — westchnął i wstał. — Przegadane? — spytał z ogromną nadzieją w głosie i w oczach.
Nie miał na tyle odwagi, żeby sam zadecydować o zakończeniu rozmowy. Uważał, że Elianne należy się choć trochę jakiegoś… szacunku, żeby to ona zakończyła rozmowę, którą sama zaczęła. W końcu chciała z nim porozmawiać, a to, że on nie chciał… to przecież można odstawić na drugi plan. Równocześnie marzył o tym, żeby Elianne powiedziała, że tak, już wszystko przegadali i że nie ma sensu tego ciągnąć, ale z drugiej strony… chciał, żeby bardziej się tym wszystkim zainteresowała. Uznawał tę chęć za coś trochę dziwnego i nietypowego, bo zazwyczaj wręcz wzdrygał się od świadomości, że ludzie mogą się czegoś o nim dowiedzieć.
To już chyba było w jego zwyczaju, że nie potrafił zrozumieć i poskromić swoich własnych odczuć.
Musiał przyznać, że zaczynało stawać się to trochę męczące.
Elianne?
───
[720 słowa: Kal otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz