Iriel oberwał znowu kolejną kulką papieru.
– Naprawdę nad tym siedzisz? – zapytał, przewracając się na łóżku. Wyprostował dłonie, ziewając. – Chcę już iść spać.
– Nie spodziewałem się tego po tobie – odrzekł Lucas, zamazując kolejne zdanie na kartce. – Jest piątek, godzina północ trzydzieści. Zazwyczaj o tej godzinie jeszcze balujesz w centrum.
Współlokator przygryzł nerwowo wargę.
– Stwierdziłem, że pora zadbać o moje zdrowie. Chodzenie spać późno nie jest dobre, ale zrobię to pod jednym warunkiem.
Lucas obrócił się na krześle, unosząc jedną brew.
– Jakim.
– Ty też odpoczniesz. Nawet nie myśl o zrobieniu sobie kolejnej kawy! – pogroził mu prześmiewczo palcem. – Nie będziesz tak się cackał nad prezentacją dla jakiegoś pojeba. Odwalisz swoją i jego połowę, byle zaliczyć i już. Ja też muszę to zrobić. Uzgodniłem z tą osobą, że po prostu, on zrobi swoje, ja swoje i koniec.
Potomek Ateny westchnął głęboko.
– Mam zupełnie inny pomysł.
– Jaki?
– Zobaczysz.
– Ej! Przyjacielowi nie powiesz?
– Oj dobra, ale to z rana, dobrze? Pora, żebyśmy razem odpoczęli. Z rana mamy sporo do zrobienia.
Wymyślenie prezentacji, tak żeby mogła przydać się studentom ekonomii i pedagogiki jednocześnie, było jednym z najcięższych wyzwań, jakich musiał podjąć się Lucas. Już według niego, walka z hydrą nie była taka trudna. Im wystarczyło odciąć głowy, tutaj nie. Dopytał się paru znajomych na kierunku, co robią. Pamiętał, że profesor coś nakierowywał, na ostatnich zajęciach.
– Masz coś? – spytał Iriel stojąc Lucasowi nad głową.
– Powiedzmy – odpowiedział, opierając się o oparcie krzesła. – A ty?
– Coś w pół godziny ulepiłem. Wysłałem plik do tego gościa, zobaczymy, co tam doda – oparł się o półkę z książkami. – Jestem gotowy na jutro.
– Znakomicie, więc teraz daj mi się skupić na minimum trzy godziny i potem znowu możesz wejść.
Lucas jako jedyny nie zasypiał na lekcji. Jakaś dziewczyna, z drugą, również wydziału ekonomicznego, pokazywały coś na swojej prezentacji. Mówiły, jakby co najmniej stały tam za karę. Syn Ateny w międzyczasie rozejrzał się po reszcie klasy. Iriel leżał głową opartą o ławkę. Profesor mu zaliczył, chociaż chyba z wyrzutami sumienia. Znajoma Lucasa wolała nabierać wiedzy artystycznej, ponieważ bazgroliła coś w zeszycie. Pokazała to swojej koleżance, na to ona zaczęła sypać jej komplementami. Koło nich dwóch chłopaków grało po kryjomu w kółko i krzyżyk. Iriel nienawidził tej gry. Zawsze przegrywał. Wszyscy byli zajęci sobą, oprócz Izana. Tak, studenci ekonomi zostali zaproszeni na lekcje.
Izan wpatrywał się w potomka greckiej bogini. Żuł gumę, strzelając długopisem. Na jego głupiej twarzy, wymalował się jeszcze głupszy uśmiech. Wyszeptał coś do swoich przydupasów, na co oni zareagowali cichym śmiechem. Lucas nie przejmował się tym jakąś nadzwyczajnie. Zamiast tego patrzył się prosto na Izana, z pokerową twarzą. Wiedział, że nie wybaczył mu tego, jak wygrał w karty. Chciał go wykorzystać jako tanią siłę roboczą, więc teraz się zdziwi. Tylko czekał na ten moment, aż profesor ich wezwie i…
– Izan King i Lucas Vene.
Bez słowa wstali z ławek.
– Powodzenia – Iriel rzucił, kładąc głowę na ławce. Jak dobrze, że udało się im zająć przedostatnie miejsce.
– Mam wszystko na pdf. Profesor może poczekać, aż to przegram?
Wyraził zgodę. Izan, nieświadomy tego, w jaką pułapkę wpakował go Lucas, stał z boku. Przez cały czas patrzył na swoich towarzyszy, którzy siedzieli wyjątkowo cicho, w skupieniu.
– Ekonomia pozwala nam zrozumieć, że edukacja odgrywa olbrzymią rolę w rozwoju współczesnego społeczeństwa – zaczął recytować z pamięci to, co napisał na prezentacji. – Daje więc nam to większą pomyślność społeczeństwa. Ludzie płacą większe podatki.
Profesor usiadł na fotelu, przyglądając się studentowi. Reszta zajmowała się tym, co wcześniej.
– Żłobki, przedszkola, szkoły to instytucje, w których założenia pedagogiczne są najszerzej realizowane. Również budżet państwa, zazwyczaj na nie przeznacza pieniądze. O tym opowie Izan.
Prezentacja się przesunęła na kolejny slajd, który był pusty. Profesor zmrużył brwi, poprawiając okulary.
– Izan? Nie zrobiłeś swojej części, która była ci wyznaczona? – dopytał, siadając do biurka. Zaczął coś klikać w swoim laptopie. – Sprawa jest prosta, Lucas zaliczone, Izan nie.
Pozostali studenci przerwali spanie, rysowanie czy granie na telefonie w gówniane gierki. Raczej każdy wiedział, co oznacza wściekły ambasador Marsa.
Oprócz Lucasa.
Patrzył na Izana ze stoickim spokojem w oczach, naprzeciwko niego. Wzruszył ramionami, uśmiechnął się zawadiacko i ruszył do ławki. Usiadł koło swojego kumpla.
– Nieźle go dojechałeś… – wyszeptał. – Choć teraz na twoim miejscu bym uważał – wskazał dyskretnie palcem na drugą stronę sali.
Syn Marsa siedział ze swoimi koleżankami.
– Nie boję się go – odrzekł Lucas, zwracając się do Iriela. – Potem mu się znudzi.
────
[712 słów: Lucas otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz