CW: DYSMORFIA CIAŁA
Quinn nie cierpiało swoich dłoni.
Ash zapewnili jągo kiedyś, że to całkowicie normalne dłonie. Quinn przyznało, że według niejgo wyglądają jak krzywe parówki. I chociaż Ash nie byli zbytnio zainteresowani dalszą rozmową na ten temat, to myśl ta została z Quinn jeszcze na długo.
Szkolny psycholog zawsze mówił jejmu, że ma skłonności do wynajdowania sobie nieistniejących problemów. Rzygało na myśl o kolejnej rozmowie o szukaniu w sobie bezsensownych kompleksów i że każdy człowiek potrafi znaleźć w sobie coś ładnego. Quinn nawet nie próbowało szukać — wolało unikać patrzenia w lustro w miarę swoich możliwości. Bo psycholożka szkolna naprawdę miała rację: każdy potrafił w sobie coś znaleźć; każdy oprócz Quinn. Patrzyło na swoje srebrne kolczyki i myślało, że jejmu się podobają, ale kiedy je zakładało, zdawało sobie sprawę, że tak naprawdę bardziej podobają się jejmu na innych.
Może dlatego pytanie zadane przez Bee było dla niejgo takie niespodziewane.
— Quinn, mogę pomalować twoje paznokcie?
Przez chwilę zamilkło. Odruchowo spojrzało na swoje dłonie, oglądając je z taką dokładnością, jakby widziało je po raz pierwszy w życiu. Patrzyło na nie, nie do końca wiedząc, co ma z nimi zrobić i po co one w ogóle istnieją.
Przeanalizowało każdą odstającą skórkę. Krzywe paznokcie, w większości poobgryzane, bo chociaż miało już piętnaście lat i próbowało piętnastu różnych sposobów na oduczenie się tego, żaden nigdy nie zadziałał. Brud pod paznokciami po odbytym niecałą godzinę temu treningu, który za nic nie chciał się doszorować, a Quinn już i tak miało zbyt mocno przybitą do siebie plakietkę rzekomego brudasa od dziecka Kloacyny, żeby jągo to obchodziło.
Widziało każde zgrubienie na dłoniach. Niektóre od zbyt mocnego zaciskania iaculum, inne od zbyt mocnego trzymania długopisu. Szorstka skóra, bo odmawiało używania kremu do rąk o kwiecistym zapachu, który dostało od ojca, bo czuło się, jakby opakowanie było zbyt kobiece i zbyt różowe, a przecież to tylko cholerny krem na szorstkie dłonie.
Przyjrzało się krzywym palcom. Złamało palec dwa razy w życiu, za każdym razem inny. Dziwiło się, że tylko dwa — nawet teraz na knykciach rozjaśniały się fioletowe plamy po treningu bokserskim razem z Ash. Połowa zadrapań na jasnej skórze zaczęła się goić, a połowa dopiero przybierała postać niewielkich strupków nieznanego pochodzenia.
Półksiężyce rozsiane gdzieniegdzie po wewnętrznej stronie dłoni, bo robiło to równie nieświadomie co obgryzanie paznokci, ale nie chciało się tego oduczyć, bo czasem tylko to powstrzymywało jągo od wysadzenia pomieszczenia w powietrze.
Dopiero po dłuższej chwili uniosło nieznacznie wzrok. I Bee nadal tam siedziała, w tym samym miejscu, opierając się o swoje łóżko w baraku Kohorty Czwartej. Patrzyła się w stronę Quinn, jakby nie rozumiała, dlaczego tak wpatruje się w swoje dłonie i jakby nie brzydziły ją te poodrywane skórki, krzywe i niezadbane paznokcie oraz odciski na dłoniach. Różnokolorowe lakiery nadal walały się po podłodze razem z papierem toaletowym i dwoma pilniczkami.
Czasem tylko taki mały, nic nieznaczący moment sprawiał na krótką chwilę, że Quinn zdawało sobie sprawę, że inni ludzie nie byli jejgo lustrem. I, och, jak bardzo chciałoby się tak czuć już zawsze — jakby nie roznosiło po obozie choroby zakaźnej. Jakby ludzie nie myśleli, że jest w jakiś sposób gorsze od innych.
— Pomalowałeś paznokcie?
Wybiło go to z rytmu. Byli w trakcie treningu, nie zdążył się zasłonić, a Ash wykorzystali ten moment, żeby obrócić jego rękę, przygwoździć do ziemi i po krótkim zerknięciu, czy wszystko jest w porządku, tak subtelnym, że inni ludzie mogli nie zauważyć, obejrzeli dokładnie pomalowane paznokcie Quinn.
Były już trochę poobgryzane. Czarny lakier wyszczerbił się w niektórych miejscach. Mimo to Quinn nie mógł zdobyć się na zmycie go.
Wyrwał rękę spomiędzy palców Ash i podniósł się do siadu, fukając pod nosem z zawstydzenia.
— Lakier już się zdarł — wymamrotał. — Chciałem spróbować czegoś nowego.
— Podoba mi się — stwierdzili Ash. — Pasuje do ciebie w taki sposób nawet bardziej. Zdziwiłobym się, gdyby lakier nie był zdarty już po jednym dniu. — I chociaż Quinn dopiero co wyrwał od nich rękę, Ash wyciągnęli ją w jego stronę ponownie. — Wracamy do treningu?
Przyjął równie szorstką dłoń Ash i czuł, że nadal kretyńsko się rumieni, nawet kiedy piętnaście minut później zrobili sobie przerwę, bo Quinn nie mogło się już skupić i dziwnym trafem zaschło mu w gardle.
[683 słowa, ale Quinn jest radosnym enpecetem, więc 6 PD przekazuję mu od razu do pięści]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz