niedziela, 29 grudnia 2024

Od Havu CD Judasa — ,,Take me to church"

Poprzednie opowiadanie

Kiedy zobaczył, kto do niego dzwoni, w pierwszej kolejności schował telefon do kieszeni, udając, że nie słyszy wibracji. Stało się to jednak na tyle irytujące, iż po sekundzie wyciągnął ten cholerny telefon i go odebrał. Usłyszał dyszenie. Głośne dyszenie. Myślał, że się przesłyszał i zapytał głośno: ,,halo?”.
— Potrzebuję twojej pomocy.
Pierwsze słowa i Havu złapał się wolną ręką za głowę. Na usta cisnęła mu się wyraźna odmowa: nie, nie mogę dzisiaj. Nie mógł jednak wydobyć z siebie żadnego dźwięku, żadnego słowa i tylko słuchał dalej, co Judas miał do powiedzenia.
— Mogę do ciebie potem wpaść? Z czymś… czymś dużym, bo nie mogę tego trzymać u siebie.
Zapadła cisza. W pokoju, w którym przebywał, nie poruszyły się nawet szczury, które od dobrej godziny drzemały na hamaku.
Po pierwsze, zabrzmiało to, co najmniej dziwnie i zdrowomyśląca osoba odmówiłaby w trybie natychmiastowym. Po drugie, czy Havu czuł się na tyle dobrze, by wpuszczać do mieszkania mężczyznę, który od ostatniego czasu przyprawia go jedynie o ból głowy?
— Słuchaj… — zaczął, chcąc uniknąć niekomfortowej atmosfery; chociaż nie dało się tego wiecznie omijać, bo ich relacja nie była w najlepszej kondycji. — Cokolwiek to jest… nie przynoś tego do mnie.
— To ważne.
Załamał się. Słysząc słowa księdza, miał ochotę się rozłączyć, wyłączyć telefon i do następnego dnia udawać, że nie odbył tej rozmowy.
— Masz pół godziny.

Otworzył drzwi niemal natychmiast po rozbrzmieniu dzwonka. Przed nim zobaczył, naturalnie, Judasa, ale też kogoś innego. Obcego. Młody chłopak ubrany w grubą, zimową kurtkę nie mógł mieć więcej, niż szesnaście lat.
Judas nawet się nie przywitał, tylko wparował do środka, jakby mieszkał tu od co najmniej dekady. Nastolatek, który przyszedł razem z księdzem, od razu się rozebrał, wieszając kurtkę na wieszaku, a buty równo ustawiając na specjalnym dywaniku do tego przeznaczonym.
Czy Havu był jeszcze we własnym mieszkaniu?
Kiedy obcy chłopak przeszedł do salonu, nawet nikogo nie pytając, czy może tam wejść, rudowłosy złapał księdza za ramię i siłą wciągnął do drugiego pokoju. Zamknął za sobą drzwi, wziął kilka głębszych oddechów i zapytał:
— Kto to, kurwa, jest?
Judas podrapał się po karku. Wyglądał na równie zmieszanego, co Havu.
— Nie wiem, od czego zacząć…
— To się dowiedz — prychnął z przekąsem.
Rudowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu, sprawdzając, czy zostawił na wierzchu coś, co powinien schować. Nie chciał, by jakiś nastolatek znalazł rzeczy, których nie powinien. Właściwie, dlaczego przeszło mu przez myśl, że wpuściłby tutaj obcego chłopaka?
Judas chwilę milczał, patrząc na ścianę nieobecnym wzrokiem. Usta ścisnął tak bardzo, że stały się białe, a dłonie trzymał w kieszeniach spodni.
— Nie wiem, skąd się tutaj wziął — zaczął. — Nie powinno go tutaj być.
— Nie odkryłeś Ameryki, Judas.
Havu zaczynał się denerwować. Nie, żeby od dobrych dziesięciu minut nie kręcił się w kółko, skubiąc skórki przy paznokciach.
— Był u mnie w domu, chociaż go nie wpuszczałem i… powiedział, że jest od Aidena.
Rudowłosy zatrzymał się gdzieś pośrodku puchatego, czarnego dywanu. Uniósł brwi, skrzywił się i spojrzał na Judasa, jak na uciekiniera ze szpitala psychiatrycznego.
— Mówisz, że jakiś obcy dzieciak jest od tego twojego… znajomego księdza? — Wziął głębszy wdech. — Jak bardzo absurdalnie to brzmi, Judas?
— Aiden miał dziecko — przerwał, zanim Havu odpalił swoją funkcję irytującego, pouczającego monologu, który zazwyczaj do niczego nie prowadził. — Wiem, że brzmi to dziwnie, ale kurwa mać, nie wiem, co mam teraz zrobić. Ten dzieciak powiedział, że uciekł z domu — ściszył głos, nie chcąc, by chłopak podsłuchał ich rozmowę. — Muszę go tutaj zostawić. U ciebie.
Havu się zaśmiał. Zaśmiał się tak głośno, że na moment zapomniał, jak się oddycha.
— Nie.
— Havu…
— Nie ma mowy.
Judas wyglądał, jakby był bliski zostania największym wariatem w San Francisco. Podszedł bliżej rudowłosego i wyciągnął otwartą dłoń.
— Naprawdę nie mam nikogo, komu… mógłbym zaufać.
— Nie, kurwa, czy ty siebie słyszysz?! — krzyknął niespodziewanie.
Obydwaj natychmiast zamilkli i spoglądnęli w stronę drzwi.
— Tylko na chwilę, obiecuję. Zapłacę ci za to.
Havu przetarł oczy. Jeśli Judas miał go za kogoś, kogo mógł przekupić pieniędzmi, to się grubo mylił. Nie mógł jednak dłużej odmawiać. Cała ta sytuacja była dziwna, chaotyczna i pogmatwana. Widząc wyraz twarzy księdza, miał pewność, że go nie okłamuje. Nie przyprowadzałby przecież znikąd jakiegoś nastolatka i nie błagałby, wręcz na kolanach, by Havu na jakiś czas zapewnił mu schronienie.
— Dobra. — Machnął ręką. — Nie musisz mi płacić, nie zależy mi na pieniądzach — dodał, bo poczuł, że Judas potraktowałby to na poważnie, gdyby tego nie dopowiedział. — Powiedz mi tylko, czy ty jesteś stuprocentowo pewny, że to dzieciak od Aidena. Jesteś pewny, że nikt cię nie okłamuje?
— Wyczułbym, gdyby mnie ktoś okłamywał — prychnął, wyraźnie obrażony.
Havu już miał kąśliwie odpowiedzieć: nie byłbym tego taki pewny, ale powstrzymał się w momencie, jak usłyszał odgłos fałszywej gry na gitarze, dochodzący z salonu. Momentalnie poderwał się, otworzył drzwi od pokoju i pognał w stronę źródła dźwięku.
Obcy chłopak siedział na kanapie z elektryczną gitarą i z uśmiechem pociągał za struny.
— Ty masz gitarę?
— Ja pierdolę, może mam, a co? — warknął do Judasa i natychmiast chwycił za przedmiot. — Hej, dasz mi to? — Uśmiechnął się krzywo, by wyglądać na przyjaznego.
Chłopak oddał rudowłosemu sprzęt i przesunął się na kanapie, chcąc zrobić miejsce dwójce mężczyzn.
— Poczekaj, poczekaj. — Havu uniósł otwartą dłoń do góry. — Najpierw powiedz, jak się nazywasz.
Nastolatek przestał się uśmiechać. Wyglądał na przybitego i jakby żałował wszystkiego, co zrobił; a co zrobił, to nikt z nich nie wiedział, bo chłopiec nie chciał rozmawiać, unikając wszystkich pytań, które wcześniej zadawał mu Judas.
— Vincent.
— Okej, super, jesteśmy na dobrej drodze. — Uśmiechnął się, chociaż za tym uśmiechem kryło się poirytowanie oraz zniecierpliwienie. — Twoim ojcem podobno jest Aiden, zgadza się?
Chłopak pokiwał głową.
— Od dawna go nie widziałem… Właściwie, rzadko kiedy widziałem go na oczy. Nawet nie wiem, czy na pewno był moim ojcem, bo… był nieobecny w moim życiu.
Na to wyznanie Havu poczuł, jak zaczyna go mdlić. Nie przyszedł tutaj wysłuchiwać ckliwych historii. W jego salonie, na jego kanapie siedział obcy chłopak, którego przytargał mu tutaj Judas, jak sam zasugerował — znikąd.
— Wiesz, może nie widywałeś swojego ojca zbyt często, bo był księdzem, a z tego, co mi się wydaje, to… księża nie mogą mieszać się w romantyczne relacje. — Spojrzał kątem oka na Judasa. Była to bardzo złośliwa uwaga.
— Ale…
— Nieważne, posłuchaj, musisz nam wytłumaczyć, co tutaj robisz. — Odwrócił się i poszedł do kuchni. — Chcesz herbaty? A może kakao? Mam jeszcze wodę… — Otwierał szafki po kolei i wyciągał z nich pogniecione opakowania herbat. — A ty, Judas, chcesz herbaty? — Rzucił mężczyźnie poirytowane spojrzenie.
Sam nie wiedział, dlaczego był tak wredny do księdza; ale wszystkie negatywne uczucia potęgował tylko ten cholerny, jak mu tam, Vincent, który miał teraz u niego zamieszkać.
Zabrał się do robienia napojów, chociaż ani chłopak, ani Judas nie odpowiedzieli pytanie. Po prostu wcisnął im po gorącym kubku i stanął pod ścianą, jakby miał rozpocząć przesłuchanie.
— Uciekłem z domu.
— To już wiemy.
— Jestem zmęczony. Mogę się położyć? — zapytał, patrząc smutnym wzrokiem na Havu. Wyglądał jak szczeniak, na którego ktoś nakrzyczał. Na dodatek w kącikach oczu dostrzec można było małe łezki.
— Jak to sprawi, że zaczniesz mówić… — westchnął i wrócił do drugiego pokoju.
Usiadł tam na łóżku i przez chwilę nic nie mówił. Wiedział, że Judas za nim poszedł, bo z jakiegoś powodu zdecydował się śledzić mężczyznę niczym pies.
— Słuchaj… przepraszam, że jestem taki niemiły, ale widzisz, to nie jest łatwe — mruknął. Mówiąc to czuł jakby przed chwilą zjadł jabłko, które utknęło mu w gardle. — Nie wiemy skąd ten dzieciak jest, nie wiemy ile ma lat, nie wiemy czego chce. Wyobraź sobie, że jego matka zapewne już zgłosiła zaginięcie. — Zacisnął palce na materiale spodni. — Jeśli wpierdoliłeś mnie w jakieś przepotężne gówno, Judas, to przysięgam, że przeklnę cię na sto lat, zabiję i uduszę nawet w piekle, do którego z tobą trafię.

 Halo księdzu?
 ──── 
 [1260 słów: Havu otrzymuje 12 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz