niedziela, 29 grudnia 2024

Od Almy CD Vex — „No one thinks a pretty girl has feelings”

Poprzednie opowiadanie

LATO

Uniosła brew, widząc niezbyt ukrywane niezadowolenie na twarzy Vex. Przecież nie będzie aż tak źle. Może i będzie to jeden z pierwszych razów, jak robi makijaż komuś innemu niż sobie (nie licząc taty, któremu zrobiła makijaż, kiedy drzemał, to naprawdę nie powinno liczyć się jako pełny makijaż).
– Nie bój się, wiem, co robię. – prychnęła, niby obrażona, jednak po chwili mocno chwyciła Vex za nadgarstek. – Pójdziemy do Nowego Rzymu, oki? Oki. – zadecydowała samodzielnie, nie czekając ani chwili dłużej, ani nie słuchając protestów „hej, a co z treningiem?”, czy nie zwracając uwagi na patrzących się legionistów. W tej chwili były ważniejsze rzeczy do roboty. Sama już zapomniała, że jedynie próbowała odwrócić uwagę rozwścieczonego dziecka Marsa od tego, że rozprowadzała plotki na jejgo temat. Mimo tego następnym razem będzie pamiętać, żeby mówić o czymś innym. Może o tym, że tak naprawdę ojcem Vex nie jest Mars, tylko jakiś... Talassius, Auster czy tam Janus. Tak jak o tym myśli, to może też nie. Mars nie byłby zadowolony, tak się jej wydawało.
Drogę spędzili w ciszy, przynajmniej ze strony Almy. Ze strony Vex jednak, co chwilę można było usłyszeć stękania i narzekanie na to, że jejgo nadgarstek już zaczyna boleć, żeby zwolnić, że coś długo idą, że gdzie niby mają iść, że się mogło nie zgadzać i to wszystko bez sensu. Legatariuszka skutecznie ignorowała każde wypowiedziane słowo.
Stanęli przed zadbanym, całkowicie białym, dwupiętrowym domem z kwiatami wiszącymi w czystych oknach, za którymi widniały równie czyste i białe falbanki. W końcu puszczając już obolały nadgarstek Vex, odczepiła od paska karabińczyk z wiszącymi na nim kluczami i kilkoma breloczkami. Uniosła je do zamku u góry drzwi i otworzyła. Następnie te na dole, a w końcu otworzyła drzwi do aż przyprawiającego o ból głowy i skojarzenia ze szpitalem białego domu. Białe kafelki, białe ściany, białe meble. A co najgorsze, wszystko nieskazitelnie czyste. Normalny człowiek zastanawiałby się, czy właściciele tego domu nie są przypadkiem chorzy na głowę, skoro, nie dość, że podjęli decyzję o takim wystroju, to jeszcze zachowują to wszystko w kompletnej czystości. Nie wspominając o przerażającym braku ozdób. Jeśli mówimy o minimalizmie, to to był minimalizm do sześcianu.
Vex weszło do domu, zdecydowanie przerażone widokiem.
– Ty tu żyjesz? – spytało, a piętnastolatka zamknęła za niąnim drzwi.
– Moja mama ma obsesję. Jej sprzątaczka zresztą też. – skomentowała, przyczepiając klucze znowu do paska. Powoli prowadziła Vex na drugie piętro, do drzwi na końcu korytarza. Na nich widniała chyba jedyna ozdoba w całym domu, tabliczka, z napisanym imieniem piętnastolatki. Otworzyła je, wpuszczając szesnastoletczę do środka jako pierwsze. Za nimi, chciałoby się powiedzieć, że całkowita odwrotność tego, co przed chwilą widziało Vex. Jasnobrązowe deski na podłodze, ściany zaklejone plakatami lub zasłonięte półkami z książkami, duże okno z naklejonymi kolorowymi papierkami, nadające różne kolory światło. Wydawałoby się, że to jeden wielki chaos, szczególnie patrząc na łóżko, które wyglądało, jakby na nim ledwo co zmieściłby się noworodek, tyle miejsca zajmowały pluszaki, jednak kiedy się przyglądało temu, szybko można było zauważyć, że wszystko jest równie czyste, jak reszta domu.
– Tu jest jeszcze gorzej. – jęknęło Vex, rozglądając się za miejscem, gdzie może usiąść. Zauważyło małą, ale przesadnie ozdobioną naklejkami, światełkami i innymi toaletkę z wysokim, włochatym taboretem. – Bogowie miejcie mnie w opiece. – szepnęło pod nosem. Siadając, obserwowało, jak Alma zamyka drzwi pokoju tortur. Podeszła do toaletki, włączyła każde możliwe światełko, jakie na niej było (bo nie wystarczy jej jedno, musi mieć kilka źródeł światła), a na sam koniec przyciągnęła rękę Vex, aby oprzeć ją na stoliku.
– Teraz, dla mnie najgorsze, dla ciebie pewnie najmniej okropne. Dobrać dobry odcień... wszystkiego. Nie zabieraj mi tylko tej ręki. – skończywszy swój krótki instruktaż, zaczęła grzebać po szafeczkach i wyciągając to, co wydawało się jej, że będzie pasować.
– … Uh-huh. – usłyszała w odpowiedzi, co mówiło jej tyle, że Vex patrzy na te wszystkie produkty i mentalnie szykuje się do poczucia, jak to jest, kiedy twoja twarz nie oddycha.
– Wolisz, pod względem kolorów, mocniejszy czy łagodniejszy makijaż? Osobiście, myślę, że pasowałaby ci taki odważny ciemny kolor na ustach, może nawet czarny, ale na pewno świecący, na oczach... hm, nie fioletowy, wyglądałoby, jakbyś miało podbite oko, ale jakby trochę się z tym pobawić... wiesz, zrobię, co ci się tam będzie podobać, może być też coś ledwo widocznego, ale nie wiem, czy by pasowało to do twojego, hm, image’u? – spytała Alma, i chociaż najpewniej brzmiało to jak okropny monolog, to oczekiwała chociaż najprostszej odpowiedzi. Najchętniej wzięłaby całkowicie wolną rękę do tego, co ma zrobić, ale wolałaby nie mieć potem problemów z serii „co zrobiłaś z moją twarzą?”. – A, właśnie, nie masz żadnego uczulenia na żadne cośki z kremów ani coś? Jeszcze ci twarz by spuchła... jakby się zaczerwieniła, to jeszcze by się to ukryło, ale jakbyś spuchło, to byłoby słabo.


Vex?
───
[776 słów: Alma otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz