WIOSNA
Chłodne, wieczorne powietrze uderzyło w Kuźmę, gdy zatrzasnęła za sobą drzwi wejściowe do klubu. Opatuliła się szczelniej cienkim płaszczykiem, który wzięła ze sobą tylko dlatego, że pasował do outfitu, bo kto normalny zakłada płaszcz w wiosnę? Wyglądała jak dziwak. Teraz jednak, gdy na niebie można było dostrzec gwiazdy (gdyby nie gęste chmury), a do tego jej włosami szarpał wieczorny wiatr, Kuźma nie czuła się już jak idiotka, gdy stawiała kołnierz płaszcza w górę. Oczywiście, nie zapięła go.
Nie spodziewała się, że Gabriel pójdzie za nią. Raczej… myślała, że to pierwszy i ostatni raz, gdy się spotkali. Jej podejrzenia, bo nie powiedziałaby, że obawy, wzrosły, gdy mężczyzna parę razy rozejrzał się dookoła. Nie była już pewna, czy to aby na pewno przez niepokój, którzy wszyscy zawsze odczuwali wokół niej, czy może działo się coś niedobrego.
— Nie jesteś przypadkiem pedofilem? — zapytała, zezując na Gabriela.
— Wcześniej ci to nie przeszkadzało.
— Bo dopiero gdy wokół nie roi się od ochroniarzy i innych ludzi, stałeś się nieznajomym, z którymi małe dziewczynki nie powinny rozmawiać.
— Nie jestem pedofilem — odparł Gabriel i szybko rzucił wzrokiem za siebie.
— Jak przestaniesz chodzić za małymi dziewczynkami po zmroku, to może ktoś ci uwierzy. — Wzruszyła ramionami. — Znam drogę do domu, nie musisz mnie niańczyć.
Szli dalej w milczeniu. Kuźma z łatwością zrozumiała, że Gabriel nie odczepi się od niej tak szybko, chociaż powód jego zainteresowania nią był dla niej nieco niejasny. Może na początku potrzebowała jego pomocy, ale teraz była już w zupełności bezpieczna i nawet dostała autograf wokalisty zespołu (a z tego powodu nadal miała ochotę popłakać się ze szczęścia, ale nie chciała zachowywać się jak jakaś psychofanka). Wokół nich robiło się coraz chłodniej, a powieki Kuźmy coraz bardziej jej ciążyły. Gdy stawiała kolejne kroki, czasem wydawało jej się, że gdyby zamknęła oczy na trochę dłużej niż pół sekundy, zaczęłaby lunatykować i tylko dzięki jakiemuś dziwnemu cudowi dostałaby się do swojego domu.
— Daleko mieszkasz? — Gabriel nareszcie przerwał ciszę, którą przerywały jedynie przejeżdżające obok nich samochody. Kierowcy czasem na nich trąbili, taki głupi żart. Przynajmniej Kuźma tak to odbierała. W końcu, dlaczego mieliby trąbić na dziewczynkę i mężczyznę, który gdyby się postarał, mógłby być jej ojcem, a już z pewnością mógł na takiego wyglądać w bladym świetle latarni.
— Nie bardzo. Parę przecznic — wymamrotała pod nosem.
— Ktoś jest w domu?
— A co, chcesz mnie okraść? — Kuźma przewróciła oczami. — I tak nie mam nic wartościowego.
— Po prostu nie wydajesz się na tyle odpowiedzialna, żeby zostawić cię samą — powiedział, jakby on sam był odpowiedzialny.
— Ta, jeszcze byś się zdziwił — burknęła. Nie dość, że starała się wyglądać na starszą, to dodatkowo zawsze wszyscy traktowali ją, jak dorosłą. Wybierano ją na przewodniczącą tylko dlatego, że umiała nagiąć decyzje nauczycieli do tego, czego chciała, a nie dlatego, że ją lubiano. Czasem wydawało jej się, że strach jest silniejszą bronią i narzędziem niż miłość i przyjaźń. Przerażeni ludzie wiedzieli, że nie powinni robić tego, co robią, a robią to tak czy siak, bo strach przejmuje nad nimi kontrolę. Gdyby była psychopatką, lubiłaby swoją moc, ale jeszcze udało jej się zachować trochę zdrowego rozsądku.
Nareszcie dotarli do dzielnicy pełnej prawie identycznych, niedużych domków jednorodzinnych z małymi ogródkami. Gaudencja okazała się wyjątkowo nierozsądna, gdy wybierała kolor swojego domu. Mroczny, ciemnoszary, bo już wyblakły, budynek wyróżniał się pośród pastelowych domków z równo przyciętymi trawnikami. Ogród Kuźmy chyba nigdy nie widział kosiarki, a przeróżne krzaki i chwasty osiedliły się tam na dobre.
Oboje, dziewczynka i Gabriel, wyglądali na wykończonych i zmaltretowanych wydarzeniami tego wieczoru. Mogli trochę przypominać zombie, wlokąc się chodnikiem z rękami wbitymi głęboko w kieszenie. Gabriel został przy Kuźmie tylko dzięki resztkom determinacji i uporu, które odnalazł głęboko w sobie. Gdyby nie to, zostawiłby to dziecko na pastwę losu na ulicach San Francisco, które nie były szczególnie przyjaznym miejscem nie tylko dla trzynastolatek.
— To tutaj — uroczyście oznajmiła Kuźma, wygrzebując klucze z kieszeni płaszcza i majstrując przy zamku kłódki.
— Mieszkasz w domu strachów? Albo to opuszczona rezydencja?
— Chciałabym.
Spojrzeli na siebie tak, jak patrzą na siebie ludzie, którzy nie wiedzą, w jaką kategorię znajomych zakwalifikować drugą osobę. Albo po prostu jak ludzie, którzy zapomnieli, jak brzmi ludzka mowa i nie potrafili się ze sobą porozumieć.
— To dobranoc — rzucił Gabriel.
— Nie, jeszcze jedna rzecz — zatrzymała go Kuźma. — Ty też podaj mi swój adres.
— Odwaliło ci? Dlaczego miałbym?
— Znasz mój. Coś za coś. — Zastanowiła się nad lepszym określeniem. — Handel wymienny.
— To może numer telefonu?
— Ujdzie.
Koniec wątku Kuźmy i Gabriela.
────
[722 słowa: Kuźma otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz