czwartek, 26 grudnia 2024

Od Chaita — „To i tak tylko wymówka”

Z uśmiechem przyklejonym do twarzy odpowiedział na pewnie już setne tego dnia wesołych świąt, żegnając wychodzącego ze sklepu klienta. Na tym etapie nawet nie mówił tych słów świadomie i nie był pewny, czy są prawdziwe. Jeszcze jakieś pięćdziesiąt życzeń temu go to bawiło, teraz obawiał się, że za kolejne pięćdziesiąt oszaleje.
Przesadzał, oczywiście. Święta co roku wyglądały tak samo i nie mógł winić ludzi za to, że chcą być mili. I z całą pewnością nie liczył, ile razy już to słyszał. Niestety, w tak nudnym życiu jak to, które prowadził, wyolbrzymianie bywało jedyną rozrywką. Szczególnie w miejscu pracy, szczególnie jeśli nie chciał zwariować.
Zajął się zakupami kolejnego klienta. Czasami zastanawiał się, jak ci ludzie robiący zakupy na ostatnią chwilę – to jest, chwilę przed zamknięciem sklepu – spędzają święta. Czy przez pracę nie mieli czasu zająć się tym wcześniej, czy w szale świątecznych przygotowań zapomnieli o tym jednym, kluczowym składniku, a przy półkach przypomnieli sobie o kilku innych? Większość, oczywiście, tak planowała dzień – jako ostatni czas wielkich przygotowań poprzedzający Boże Narodzenie. Niektórzy przyjeżdżali do rodziny i nie chcieli przywozić wszystkiego z daleka. Inni spędzali święta sami, i to jedno pakowane hermetycznie danie było wszystkim, czego potrzebowali.
Do tych ostatnich uśmiechał się szczerze, pocieszająco, próbując unikać bólu i smutku w oczach niektórych. Zastanawiał się, czy jego ojciec też spędzał święta z odgrzewanym w mikrofali indykiem, przed telewizorem, i szybko dochodził do wniosku, że na pewno nie. I że w sumie, to nie powinno go to obchodzić. Pewnie rezerwował stolik w jakiejś restauracji i świetnie się bawił.
Nawet kiedy jeszcze mieszkał z nim pod jednym dachem, nie spędzali świąt razem. Ostatni wspólny posiłek odbył się za życia dziewczyn i Chait nawet nie chciał świętować bez nich. Ojciec z kolei nie chciał świętować z nim – nie potrafił nawet patrzeć w stronę Chaita bez grymasu na twarzy. Nie było sensu, żeby obaj się męczyli
– Wesołych świąt – powiedział znowu, mechanicznie, jeszcze zanim klient otworzył usta.
Starszy mężczyzna roześmiał się śmiechem, przez który Chait też musiał szczerze się uśmiechnąć.
– Wesołych świąt – odpowiedział, biorąc torbę z zakupami. – Mam nadzieję, że nie siedzisz tu cały dzień, unikając sprzątania, co?
Chait speszył się i nerwowo potarł kark dłonią.
– Nie, nie. – Wcale nie skłamał. – Mam nadzieję, że pan również spędzi jutrzejszy dzień z rodziną.
Staruszek pokiwał głową, w końcu kierując się do wyjścia. Chait odetchnął, dopiero kiedy zamknęły się za nim drzwi. Mężczyzna nie wyglądał, jakby mu uwierzył. Starsi ludzie mieli jakiś radar, który zawsze działał.
Nie miał kolacji, do której musiałby się szykować, nie planował też jakichś wyjątkowych porządków w wynajętym mieszkaniu. W tym roku nikt ze znajomych nie organizował żadnej imprezy, a nie był na tyle żałosny, żeby wbić się komuś na rodzinne Boże Narodzenie. Dostał jedno zaproszenie, ale nie wydawało mu się to odpowiednie.
Zawsze żył w przekonaniu, że święta spędza się z bliskimi, nie przypadkowymi idiotami.
Rozejrzał się po sklepie i z pewną ulgą zauważył, że po staruszku nikt już nie wszedł do środka.
– Chyba zamkniemy bez problemu – zwrócił się do siedzącej na zapleczu dziewczyny, zajętej pisaniem czegoś w zeszycie. Kazała mu krzyczeć, gdyby potrzebował pomocy, ale podejrzewał, że musiałby użyć megafonu, by zwrócić jej uwagę. Nie przeszkadzało mu to, nie byli wielką siecią z tysiącem klientów.
Chait nawet nie pracował w tym sklepie na stałe, tylko na okres świąteczny, z polecenia. Szukał chwilowej pracy, jak co roku. Chociaż powtarzał, że robi to ze względów finansowych, to nie potrafił przekonać o tym nawet samego siebie. Chyba po prostu potrzebował zajęcia.
Dziewczyna podniosła na niego wzrok, spojrzała po sklepie i skinęła głową.
– Pomóż mi z podłogami, i możesz lecieć. Ogarnę resztę, zanim przyjedzie po mnie narzeczony.
Przechylił głowę. Wydawało mu się, że jest niewiele starsza od niego, ale kim był, żeby to oceniać.
– Pewnie.
Poczekał, aż zegar wybije godzinę zamknięcia i podszedł po rzeczy. Na zapleczu leżały też jego kurtka, plecak i gitara, o której zdążył zapomnieć.
Dlaczego właściwie wziął ze sobą gitarę?
Rano, kiedy w pośpiechu opuszczał mieszkanie, musiał mieć jakiś związany z tym pomysł. Teraz nie potrafił sobie przypomnieć, jaki i mógł tylko krytykować przeszłego siebie, że wybrał gitarę zamiast termosu z kawą.
Zastanawiał się przez chwilę, czy przekręcić zamek w drzwiach, ale w końcu tylko zajął się sprzątaniem. Dziewczyna też ruszyła się z miejsca, podchodząc do kasy już bez zeszytu w dłoniach.
Nie rozmawiali o świętach. Nie pytał, jak ona je spędza, ona też nie wydawała się zainteresowana jego sposobami. To była całkiem miła odmiana, bo nawet nie miałby co jej odpowiedzieć.
Przez cały dzień jedyne, czego był pewny, to że nie chce jeszcze wracać do pustego mieszkania.
– Potrzebujesz podwózki z tą gitarą?
Przerwał zamiatanie podłogi, żeby znowu na nią spojrzeć, i uśmiechnął się najbardziej szczerze, jak potrafił. Najwyraźniej święta to czas życzliwości.
– Nie, dzięki.
Wymienili więcej słów niż przez całą zmianę, ale nie powiedziała już nic więcej. Wrócił ze szczotką na zaplecze i sięgnął po kurtkę, oglądając się na dziewczynę.
– Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – zapytał, marszcząc brwi, już z kurtką w połowie na plecach i plecakiem w dłoni.
Mruknęła coś pod nosem.
– Spoko, ogarnę. Leć sprzątać przed świętami, już nabrałeś praktyki ze szczotką.
Parsknął śmiechem.
– Dzięki.
Złapał jeszcze gitarę i ruszył do wyjścia.
Nie życzyli sobie wesołych świąt. Pasowało mu to.
Po ulicy kręcili się ludzie, w oknach paliły światła. Przeszedł go dreszcz, kiedy wyszedł na zimne powietrze, i nagle poczuł się niewyobrażalnie przybity.
Nie, zdecydowanie nie zamierzał wracać do domu. Choćby miał usiąść z gitarą pod mostem, nie zamierzał dzisiaj oglądać świątecznej telewizji.

────
[900 słów: Chait otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz