wtorek, 31 grudnia 2024

Od Silasa do Edel — „Wildberry Lillet”

Silas siedział na drewnianym krześle w kuchni, pięty oparte na siedzisku, broda oparta na kolanach. Szklanka stojąca przed nim zostawiła na wytartym blacie stołu kilka błyszczących, mokrych odcisków w kształcie półksiężyców.
Woda kondensowała na szkle, spływające w dół krople tworzyły zawiłe wzory. Skomplikowane ścieżki przebywane raz szybciej, raz wolniej, łączące się w drodze na dół. W stronę kolejnej mokrej plamy na stole.
— Pijesz od rana? — Głos współlokatorki zmusił Silasa do podniesienia głowy i spojrzenia na nią spod cienia rzęs. Potem jego wzrok niechętnie przeniósł się na tykający na ścianie zegar.
— Jest trzynasta — odparł i sięgnął po wysoką szklankę. Napój, znajdujący się w nim powinien być w kieliszku. Jego prezentacji brakowało również słomki, listka mięty i garści mrożonych owoców na dnie, lecz gdy heros był swoim własnym barmanem, rzadko dbał o prezentację swojego alkoholu.
— Dla nas jest rano. — Kobieta wyjęła szklankę z dłoni Silasa, zanim mógł przyłożyć jej brzeg do spierzchniętych ust. Upiła odrobinę i odłożyła naczynie na stół, skrzywiwszy się.
Na blacie błyszczały trzy zachodzące w siebie półksiężyce, mandala mokrych śladów. Silas starł je rękawem.

— Masz plany na dzisiaj? — Yasmin usiadła na blacie, obok brzęczącego ekspresu do kawy. — Oprócz zapijania smutków.
— Nie jestem smutny. — Mężczyzna wziął głęboki oddech, pełen zapachu świeżo zmielonej i parzonej kawy. Nabrał ochoty, aby zapalić.
— Tylko niesamowicie depresyjny, przybity i nieszczęśliwy?
— Zmęczony.
Czarnowłosa zeskoczyła z blatu, gdy jej ulubiony kubek napełnił się gorącym eliksirem, wyganiającym zmęczenie z ciała. Jej smukła dłoń zawahała się – zamarła w powietrzu w niemalże teatralnym geście, zanim ponownie wcisnęła guzik ozdobiony symbolem pełnej szklanki i podstawiła kolejny kubek pod ekspres.
Przycupnęła na swoim krześle, przybierając podobną do Silasa pozycję – oparła pięty o krzesło, aby nie musieć stać bosymi stopami na zimnej posadzce.
— Kofeina cię naprawi. — Wyciągnęła ramię do tyłu, w stronę blatu, koniuszkami palców muskając brzeg kubka. Zagryzła wargę i z wysiłkiem chwyciła uchwyt różowego kubka, ozdobionego rysunkiem pulchnej kapibary w niebieskich stringach. Przesunęła naczynie po blacie, sprawiając, że kilka ciepłych, spienionych kropel wylądowało na nim.

Silas ciężko westchnął i podniósł się z krzesła, które żałośnie zaskrzypiało, gdy przesunął się na nim jego ciężar. Yasmin kiedyś powiedziała mu, że jęczy dokładnie tak samo, jak to krzesło.

Udał się do lodówki, której drzwi ozdobione były garścią kolorowych, przaśnych magnesów i następującą listą zakupów: masło, mleko, ser, dziwki, nowe porsche, szczypiorek, koks, dziwki, koks. Wyjął z jej wnętrza karton mleka, podpisany zamaszystym „S”. Zdobił go fioletowy ciąg słów, świadczącym o tym, że jego zawartość jest bez laktozy.
— Cienias z ciebie. — Czarnowłosa przyglądała się strumieniu mleka wpadającego do kawy, niwelując jej przyjemną temperaturę i wachlarz smaków.
— Nie wmówisz mi, że na serio pijesz czarną kawę, gdy nikt nie patrzy.

Yasmin wzruszyła ramionami.
Silas miał już opaść z powrotem na swoje miejsce, gdy jego telefon zawibrował, tym samym przesuwając się bliżej krawędzi stołu. Jedną dłonią trzymał kubek z kapibarą – nie za uchwyt, a od góry, rozcapierzonymi palcami i sączył ledwo ciepłą kawę, a drugą nieudolnie wystukał pin, po tym, jak telefon sprzeciwił się rozpoznaniu jego twarzy, najpewniej przysłoniętej potarganą grzywką i ozdobioną głębokimi cieniami pod oczami.
— Edel! — Wykrzyknął, gdy wreszcie udało mu się odebrać przychodzące połączenie. Ekran wypełniła bardzo, ale to bardzo rozpikselowana twarz dziewczyny. — Poczekaj — wydukał, poprawiając swój pokraczny chwyt na kubku i pospiesznie ruszając do łazienki. Zamknął za sobą drzwi biodrem, kawę postawił na półce nad umywalką i opadł na dywanik na podłodze, triumfalnie patrząc, jak masa zacinających się pikseli przeobraża się w nawet, nawet ostry obraz.
Łazienka i balkon były jedynymi miejscami, gdzie miało się dobre wi-fi, a balkon aktualnie był pokryty cienką warstwą szarzejącego już śniegu.

W drodze z pozycji stojącej do pozycji siedzącej na puchatym dywaniku Silas przypomniał sobie o ostatnim liście, który wysłał: „Hej Ed, zadzwoń.” Podpisano, Silas. Na dole listu – zamaszysty uśmieszek. Żeby centurionka nie myślała, że umiera, albo go porwano, albo go porwano i umiera.
— Chcesz ze mną pójść na terapię? — Zadowolony wreszcie wyrzucił z siebie powód, dla którego kazał jej skontaktować się z nim, kiedy będzie mogła.
— Taką dla par? — Odpowiedziała, poprawiając kosmyk włosów, opadający na jej policzek.
— Mam dwa bilety.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, w głowie układając kolejne pytanie. W końcu jednak jej twarz rozjaśniło olśnienie, a jej oczy powiększyły się co najmniej trzykrotnie. Gdyby jakość połączenia była lepsza, Silas był pewny, że zobaczyłby w nich gwiazdki.
Therapy? O bogowie! — Zakrzyknęła dziewczyna i kilkakrotnie klasnęła w dłonie, mimowolnie powstrzymując wysoki pisk radości. — Ale poczekaj, oni nie mają przecież koncertów…
— Mam bilety do Berlina. I zniżkę na lot od ojca kolegi kolegi.
Edel zamilkła.
— Ale przecież… To dużo pieniędzy — powiedziała wreszcie po dłuższej przerwie. Ostrożnie, ważąc każdą sylabę.
— Uznaj to za prezent świąteczny. Albo urodzinowy, albo świąteczno–urodzinowy.
— Czy ty w ogóle wiesz, kiedy ja mam urodziny?
Silas nie uznał za stosowne, aby odpowiadać.

Do łazienki weszła Yasmin, płynnym ruchem rozpuszczając włosy, dotychczas związane w zgrabną kitkę – o wiele bardziej zgrabną od tej, w którą splątane były włosy Silasa.
— Czy ty zawsze musisz przyzywać niemieckie demony w łazience, gdy chcę wydepilować nogi? — Fuknęła, bezceremonialnie przechodząc nad nim. Stanęła przed lustrem i przejechałem palcem po dolnej wardze. Jakby chciała skontrolować jej miękkość.
— To jak? — Silas oparł łokieć na kolanie, aby móc wygodniej trzymać telefon. — Pojedź ze mną. Jeśli to dla ciebie w porządku, poniekąd… wracać.


Edel?
────
[857 słów: Silas otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz