poniedziałek, 30 grudnia 2024

Od Ash CD Tiry — „Łap labrys i ruszaj się!”

Poprzednie opowiadanie

ZIMA, ROK TEMU

— No dobra, może tym razem przesadziłom — burknęło Ash, wpatrując się w wypolerowane kopyta Chejrona. 
W sumie to ciekawe, jak często centaur poleruje swoje kopyta? Na pewno częściej niż Ash poleruje swoje ukochane, ale wiecznie ubłocone glany. No ale kopyta to co innego niż buty. Kopyta to coś jak ludzkie stopy, co nie? Stopy wypada myć codziennie, obcinać paznokcie, zmieniać skarpetki i inne takie. Czy centaurze mamy trują centaurzym dzidziusiom (źrebaczkom? źredziusiom?) o tym, że mają myć i polerować kopytka? Czy jest jakiś wyznacznik tego, jak często szanujący się centaur powinien to robić? Stopy idzie ukryć pod skarpetkami i butami, ale kopyta są cały czas widoczne. Czy istnieją grupy centaurów pięknisiów malujących sobie kopyta na fikuśne kolory i maczających je w mleku kozic górskich czy innych owiec kameruńskich dla gładkiej płytki kopyta, którzy chodzą i wyzywają od brudasów czy innych flej każdego, komu do kopytka przykleiła się chociaż odrobina błota? Czy istnieją centaury buntownicy, łamiący przyjęte normy i specjalnie wdeptujący w każdą kałużę czy inną psią kupę, żeby mieć jak najbardziej ufajdane kopyta? Czy- 
— Ash! ASH! — ryknął Chejron, któremu chyba nieswojo się zrobiło od tego całego wpatrywania mu się w kończyny. 
— Jak często czyści pan kopyta? Tak dokładnie, z polerowaniem? — wypaliło aresiątko. 
— Słucham? — oburzył się Chejron. Okay, czyli temat kopyt był najwyraźniej drażliwy. Nigdy nie pytaj kobiety o wiek, a centaura o mani-pedi, czy jakoś tak. — Wiesz co? Jednak nie będziesz myło stołówki. Mam dla ciebie lepsze zajęcie. 
Ash przebywało i robiło rozróbę w Obozie Herosów wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że „Mam dla ciebie lepsze zajęcie” oznacza w wolnym tłumaczeniu „Dowalę ci taką robotę, że popamiętasz ruski miesiąc, gówniarzu”. Zachowało jednak kamienną twarz. Nie mogło być gorzej niż ten jeden raz, kiedy po podaniu środków na przeczyszczenie temu debilowi z Jedenastki musiało przez miesiąc czyścić latrynę. 
— Tira Kerr, mówi ci to coś? — spytał centaur. 
Ash domyśliło się, że to imię nazwisko, ale równie dobrze mogła to być jakaś góra albo nazwa koncernu farmaceutycznego. Po prostu wzruszyło więc ramionami, woląc nie denerwować dodatkowo obozowego koordynatora zajęć. 
— Córka Afrodyty — wyjaśnił Chejron, a Ash nie było w stanie zdusić w sobie męczeńskiego jęku. Dokądkolwiek to prowadziło, nie było to nic dobrego. Nie kiedy w grę wchodziła jakaś córeczka bogini piękności. — Nie dramatyzuj tak, Austen. Tira nie uczestniczy zbyt entuzjastycznie w treningach walki. A ty całkiem nieźle sobie radzisz, nieprawdaż? Zajmiesz się więc trenowaniem panny Kerr. I nie mówię tu o jednorazowym spotkaniu. Mówię o długofalowej współpracy do momentu, kiedy sam zauważę wystarczające efekty. 
— Wie pan co? Doceniam zaufanie, jakie wykazuje pan co do moich umiejętności, ale… Może jednak wrócimy do tematu tego sprzątania stołówki, co? Albo może latryny. Wie pan, jestem naprawdę świetne w sprzątaniu latryn… 
— Powiedziałem już wszystko, co miałem do powiedzenia, Ash. 
Wywróciło oczami. Zero wyrozumiałości. Odwróciło się na pięcie i już miało odmaszerować, kiedy do głowy wpadła im jeszcze jedna, genialna, myśl. 
— A jak ta cała Kira będzie już umiała walczyć, to powie mi pan, jak często poleruje pan kopyta? 
Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymało, była całkiem udana parodia Dave’a z „Alvina i wiewiórek”. Prychnęło więc i odeszło w stronę Dziesiątki. Pora poznać tego farbowanego pudla. 
 
Córka Afrodyty była… Naprawdę była farbowana. I to na różowo. A do tego mała. Musiała być młodsza o kilka lat od Ash. Jak się teraz zastanawiało, to widywało ją tu i ówdzie już przez jakiś czas, więc na pewno nie była tu nowa. I wciąż nie potrafiła walczyć? Jasne, nie każdy miał za ojca boga wojny, ale, litości, po jakimś roku czy dwóch powinno się ogarniać już chociaż podstawy, co nie? 
Stanęło nad nią, wbijając wzrok w odtwarzacz muzyki. Cholera wie, czy coś takiego mogło przyciągać potwory, ale w razie potrzeby już wiedziało, że rzucenie jej jako pierwszej na pożarcie jakiemuś stworowi byłoby jedynie karą za jej własne przewinienia. Nie zamierzało jednak kablować, nawet jeśli było to dziecko Afrodyty. 
Wyjaśniło jej w kilku żołnierskich słowach, dlaczego w ogóle wchodzi w jej bańkę złożoną z różu, mdląco słodkich perfum walących na trzy kilometry (jeśli przenośny odtwarzacz nie przywoła potwora, zrobi to ten smród) oraz dudniącego ze słuchawek K-popu. Rzygać się chciało od tego wszystkiego. Nie czekało więc na odpowiedź i ruszyło powoli w stronę areny. 
Panna pudel, zgodnie z oczekiwaniami, zaczęła coś mamrotać tym swoim przeraźliwie wysokim głosikiem, ale nie słuchało jej zbyt uważnie. Szkoda szarych komórek. 
— Słuchaj, księżniczko — prychnęło, nie odwracając nawet głowy w jej stronę. — Po pierwsze, nie „zrobiłeś”, tylko „zrobił-oś” — upomniało ją. Z dwojga złego wolało być misgenderowane w tę, a nie w drugą stronę, ale nie zamierzało słuchać co chwila złych form. — Po drugie, jesteśmy półbogami w Obozie Herosów, a nie damulkami na herbatce u jakiejś hrabiny. Potwory chcą nam odgryźć łby na każdym kroku, musisz wiedzieć przynajmniej jak się obronić. Więc w głębokim poważaniu mam to, że jesteś damą, chyba że chcesz zostać damą z odgryzioną głową. I po trzecie, też nie chciałom tu być. Więc jak masz komuś jęczeć nad uchem, to zrób to po naszym treningu i do Chejrona, jasne? 
Chyba jednak nie było to jasne, bo musiało wygłuszyć kolejne trajkotanie. W końcu dotarli do areny, gdzie Ash od razu chwyciło za swój labrys. Po jednej z ostatnich sytuacji, kiedy za bardzo wymachiwało nim w kierunku jakiegoś gnojka, który obrażał Quinn, miało tymczasowy zakaz nawet trzymania swojej broni poza treningami. 
— No dobra, nawet jak unikasz treningów, to jakąś broń musiałaś sobie wybrać, co nie? — burknęło, mierząc dziewczynę wzrokiem. 
— Niestety kazali mi coś wybrać. Nawet wciskali mi tą taką dużą wykałaczkę, musiałam po tym porządnie wyszorować ręce. Początkowo rozważałam sztylet, ale żaden nie był wystarczająco ładny. Naprawdę, powinni mieć tu jakieś z rączką wysadzaną kamieniami. Albo chociaż pozłacaną. A nie jakieś stare powyginane graty — paplała różowowłosa pannica. — Ostatecznie wybrałam grecki ogień, bo przynajmniej wygląda to ładnie i efektownie. Co prawda mamusia mówiła, że damy nie powinny bawić się ogniem, ale… 
— Dobra, dobra, nie potrzebuję całej twojej biografii — mruknęło. 
Grecki ogień. To trochę komplikowało sprawę. Może i Ash świetnie opanowało telumkinezę, ale grecki ogień nie współpracował z nimi zbyt dobrze. Być może dlatego, że był ogniem i pewnie faworyzował dzieci Hefajstosa. 
— Wiesz co? Grecki ogień greckim ogniem, ale musisz potrafić stanąć w walce twarzą w twarz ze swoim przeciwnikiem. Czasami okoliczności nie pozwalają na użycie wybuchającej zapalniczki — wygłosiło, udając, że od początku miało taki plan i wszystko było pod kontrolą. Odłożyło labrys. Wolało nie być tym kimś, kto pozbawi tę lalę głowy, to była robota dla potworów. Chwyciło za dwa bezpańskie xiphosy i podało jeden Tirze. — Bierz. Zaczniemy od xiphosów. Są lekkie, jednoręczne i obosieczne. Chyba najbardziej popularne wśród herosów, dobrze spisują się w walce jeden na jeden — wyjaśniło i spojrzało wyczekująco na córkę Afrodyty, która postanowiła skrzyżować ręce na piersi, zamiast wziąć od nich miecz. — A jak cię poproszę, to łaskawie weźmiesz tę cholerną broń? — wymamrotało, siląc się na uśmiech, który wyglądał bardziej jak groźny grymas. 
 
Tira?
 ──── 
[1129 słów: Ash otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia]
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz