Ulice rozświetlają nie tylko wysokie latarnie, ale też tysiące kolorowych światełek, które migają wręcz oślepiającym światłem. Kuźma mruży oczy, jej oddech szybko zamienia się w parę, a drobne płatki śniegu osiadły nawet na jej rzęsach. Cienka warstwa śniegu tłumi jej kroki i turkot kółek toczącej się za nią walizki, która jak na swoją wielkość jest niespodziewanie lekka. Dziewczynka prawie nie rozpoznaje domów swoich sąsiadów, obwieszonych ozdobami, na które musieli wydać fortunę. Między nimi dostrzega swoje własne mieszkanie, pogrążone w smutnej ciemności, tak samo, jak przez cały rok. Świąteczna atmosfera nie dociera do niego od lat, czarna dziura w środku obficie udekorowanej ulicy. Budynek wygląda na opuszczony, w żadnym oknie nie pali się światło, a furtka smętnie kiwa się na zawiasach, jak gdyby ktoś opuścił dom w pośpiechu i zapomniał jej zamknąć. Kuźma zatrzaskuje ją za sobą z głośnym szczękiem metalu uderzającego o metal. Skostniałymi palcami wydobywa z kieszeni pęk kluczy, choć bardziej trafnym określeniem byłby ,,pęk breloczków”. Brzęczą donośnie, gdy próbuje otworzyć drzwi, ale nie może trafić w dziurkę.
Jej buty zostawiają za sobą mokre ślady szybko topniejącego śniegu, a potem lądują w wytworzonej przez siebie kałuży brudnej wody. Kuźma ostrożnie omija mokre plamy na podłodze i wygrzebuje z szafy niewielką, sztuczną choinkę razem z różowym pudełkiem z ozdobami. Dobrze pamięta, jak powstawały. Kiedyś, lata temu, razem z mamą siedziały na pokrytej skrawkami papieru podłodze, z uśmiechem wycinając łańcuchy z nietoperzy i składając pająki origami, żeby potem zawiesić je na choince zamiast bombek. W tamtym czasie Kuźma jeszcze nie umiała poprawnie trzymać nożyczek, więc wszystkie jej wytwory skończyły krzywe i nie do końca przypominające to, czym miały być. Do dzisiaj nie kupiły nowych ozdób, może z sentymentu, może z lenistwa. Nigdy też nie wpadły na pomysł, żeby zrobić nowe, ładniejsze.
Z każdymi kolejnymi świętami Gaudencja wydaje się coraz bardziej nie lubić ich choinki. Kiedyś ubierały ją we dwie, teraz robi to tylko Kuźma, a jej mama nawet nie patrzy na drzewko. Choinka zawsze stoi w kącie salonu tak samo smętnie, zapomniana, owinięte lampkami, których nikt nie podłączył do prądu.
Tak właściwie, nigdy nie obchodziły prawdziwych świąt. Wigilia zawsze była zwykłym obiadem, prezenty nigdy nie były czymś pewnym, a już na pewno nie dwa lata z rzędu. Jedynym świątecznym akcentem w ich domu były dekoracje, które i tak bardziej przypominały Halloween niż Boże Narodzenie. Tak było, dopóki Gaudencja nie zakazała Kuźmie dekorowania domu. Dziewczynka nadal nie wie, dlaczego, ale wciąż uważa, że skoro wraca do domu na święta, choinka jest elementem, którego nie można odpuścić.
Oplata drzewko nietoperzami i pajęczynami, gdy w drzwiach głośno szczęka zamek i Gaudencja wpycha się przez framugę razem z torbą z zakupami. Kobieta otwiera szerzej oczy, dostrzegając Kuźmę w pogrążonym w półmroku salonie. Mocnym uderzeniem zapala światło i mamrocze coś o czajeniu się w ciemnościach tylko po to, żeby przyprawić ją o zawał serca.
Kuźma wyciąga z pudełka ostatniego pająka z krzywym uśmiechem narysowanym korektorem. Zamiast zacisnąć na nim palce i zmiąć ciemny papier, wiesza go obok jednej z pajęczyn. Z kuchni dobiega hałas nerwowego wrzucania jedzenia do lodówki, byleby zrobić to jak najszybciej i móc zamknąć się w sypialni.
Niewielka paczuszka zawinięta w srebrny papier, schowana między ubraniami Kuźmy, poczeka jeszcze rok. Następne święta będą lepsze.
────
[531 słów: Kuźma otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz