niedziela, 29 grudnia 2024

Od Artema CD Edgara — ,,Sober to death"

Poprzednie opowiadanie

LATO

Wiedział, co to za kasyno. Budynek znajdował się w centrum i był dobrze oświetlony, by zachęcić wszystkich desperatów do wydania całej swojej wypłaty na jedną, głupią gierkę. Artem siedział przed laptopem, pochylony maksymalnie do przodu, jakby był ślepy i nie widział, co jest napisane na ekranie. Chciał włamać się do monitoringu. Nie było to oczywiście proste, ale Edgar odrzucił tę propozycję — by skorzystać ze swoich magicznych, policyjnych zdolności — więc musiał polegać na sobie i swoim rozumie.
Na początku do niczego nie dotarł. Za każdym razem wyrzucało mu stronę, a program odmawiał posłuszeństwa. Ktokolwiek zajmował się zabezpieczeniami, to wiedział, co robić. Artem sam w sobie nie był mistrzem programowania. Właściwie, inaczej, Artem zwyczajnie jeszcze nie miał okazji włamywać się do monitoringu jakiegoś wielkiego, kiczowatego kasyna.
Po godzinie zaczynało go to irytować. Nie znalazł niczego. Cała praca poszła na marne i Artem widział tylko jedno rozwiązanie, mianowicie, miał plan pojechania tam na własną rękę. I kiedy zabierał się do wyjścia, zobaczył, że kilka minut temu Edgar nawysyłał mu około dziesięciu wiadomości.
Każda brzmiała mniej więcej tak: nie rób czegoś głupiego, poczekaj na mnie, zaraz będę, poczekaj, nie rób niczego.
Artem więc poczekał, wiedząc na kanapie i grając w durne gierki, które pobrał na telefon, kiedy się nudził.
Edgar przyszedł szybko, bardzo szybko, jak na niego. Kiedy Artem otworzył drzwi przyjacielowi, miał wrażenie, że ten przed momentem przebiegł maraton. Całą twarz miał rozgrzaną i zaczerwienioną, a włosy przestały przypominać włosy, bo już bliżej było im do stogu siana.
— Czy ty biegłeś? — zapytał, lustrując wzrokiem Edgara. — Nawet nie zamierzałem wychodzić.
Skłamał, bo był w trakcie zakładania butów, kiedy zauważył wiadomości Edgara; ale gdyby ich nie zauważył, to pewnie właśnie w tej chwili, w tym momencie, stałby przed kasynem i rozmyślał, co powinien dalej zrobić.
— A co? — mruknął, jakby Artem pytał go o coś niedozwolonego. — Zapomnij o tym wszystkim.
Rosjanin przewrócił oczami. Edgar mówił tak za każdym razem, kiedy uznawał, że robiło się zbyt niebezpiecznie i Artem nie może, powtarzam, nie może, ryzykować, by mu pomóc. Mówiąc szczerze, Artem chciał zaryzykować. Cała ta historia wydawała się dziwna i wiedział, że Edgar nie mówi mu wszystkiego. Sposób, w jaki się zachowywał, był co najmniej podejrzany.
— Wychodzimy — powiedział i skierował się w stronę wejścia, gdzie czekały już uszykowane wcześniej buty. — I nie chcę słyszeć, rozumiesz, nie chcę słyszeć, że mam o tym zapomnieć. Biegłeś do mnie tak, jakbym miał zaraz umrzeć, a teraz udajesz, że się nic nie stało. — Naciągnął pierwszego buta na stopę. — Edgar, czy ty masz mnie za pizdę? Myślisz, że się boję głupiego kasyna? — Drugi but również znalazł miejsce na drugiej stopie. — Nie wiem, Edgar, chcę tam pojechać.
Przyjaciel nie miał, nawet kiedy się odezwać, bo Artem nawet nie założył kurtki, jedynie zarzucając ją sobie na ramię i wyszedł, oczekując, że ten zrobi to samo. W jednej ręce trzymał dodatkowo kask motorowy, bo nie jest na tyle szalony, by iść tam pieszo.
Pokierował Edgara na zewnątrz, gdzie zazwyczaj trzymał swój motor.
— Co? — zapytał, widząc zaniepokojenie malujące się na twarzy Edgara. — Nie zabiję cię. Wsiadaj.
— Artem, chcę cię uświadomić, że wiem, jak, kurwa, jeździsz.
Zmarszczył brwi. Nienawidził, jak ktoś zarzucał mu, że nie potrafi jeździć. Albo, że jeździ jak pirat drogowy i wszystkich wymorduje.
— Pojadę przepisowo, obiecuję.
Edgar skrzyżował ręce na piersi.
— Nie ma mowy.
Westchnął. Był czasem tak upierdliwy, że przyprawiał o ból głowy; a czas uciekał i nie mógł zwlekać ani minuty dłużej. Jeśli w tym kasynie jest ktoś, kto okradł Edgara, a Edga z jakiegoś powodu boi się tam wracać, to lepiej, żeby szybko tam dotarli. Póki jeszcze ma przed sobą policjanta i który jeszcze nie pomyślał, że najlepiej byłoby namówić Artema do zostania w domu.
— Zamknij się i wsiadaj — warknął, wchodząc na pojazd i czekając, aż Edgar zrobi to samo.
O dziwo nie musiał drugi raz się prosić, bo niezdecydowany przyjaciel usadowił się tuż za nim.
— Trzymaj. — Podał mu kark. — Bo będziesz krzyczał, że umrzesz.
— A ty?
— A ja mogę umrzeć. — Wzruszył ramionami.
Odpalił sprzęt i bez ostrzeżenia ruszył, by po minucie złamać obietnicę o przepisowej jeździe. Czuł owinięte wokół swojego brzucha ręce Edgara i mógł przysiąc, jak słyszy co chwilę parę wyzwisk oraz przekleństw.
Dojechali do kasyna po niecałej chwili. Zdawać by się mogło, że trafili na idealny moment, bo o tej godzinie najwięcej ludzi zaczynało wchodzić do środka.
— Mój plan jest taki, że nie mam planu — powiedział, kiedy podszedł do wejścia. — Wszystko się wymyśli w środku.
Edgar nie był przekonany.
— Naprawdę nie musimy tak wchodzić.
— Jezu, przestań. — Złapał przyjaciela za rękę i razem weszli do pięknego, kolorowego budynku.
W środku było tyle neonowych odblasków, że nie dało się tutaj przebywać na trzeźwo. Na dodatek kolorowe ściany, czerwone wykładziny oraz złote donice, w którym posadzono duże rośliny.
— I ciebie było na to stać? — prychnął w półżarcie.
Edgar nawet się nie odezwał, zapewnie urażony tą uwagą.
Przeszli dalej, kierując się w stronę mosiężnych drzwi, za którymi ludzie przegrywali swoje wypłaty, jedyne pieniądze na życie lub też wartościowe przedmioty. Kasyno było podłe, żerowało na tych, którzy aktualnie znajdowali się w kryzysie i zrobiliby wszystko, aby trochę zarobić. Artem nie mógł uwierzyć, że Edgar przyszedł tu z czystej przyjemności; bo z przyjemności przychodzą tutaj tylko ci, którzy mają ubrudzone krwią ręce.
— Jak go zobaczysz, to powiedz. Chętnie połamię mu ręce — zaśmiał się.
— Tak, pewnie — mruknął ze skwaszoną miną.
— Hej, a może chcesz drinka? Może to trochę poprawi ci humor? — zaproponował, zauważając tę nagłą zmianę nastroju. — Chodź. — Skinął głową i poszedł w stronę małego barku.
Alkohol nie był najtańszy, ale czego można było się spodziewać po takim miejscu. Tutaj wszystko jest cholernie drogie. A ludzie, którzy się tutaj bawią mają albo miliony w kieszeniach, albo parę groszy. Nic pomiędzy.
Wziął Edgarowi coś, co najbardziej lubił pić. Nie musiał się nawet pytać, bo z tej strony znał przyjaciela na wylot.
— Masz, twoje ulubione sex on the beach. — Postawił napój przed jego nosem.
Usiedli gdzieś w kącie, gdzie znaleźli ciche miejsce i obserwowali ludzi. Artem nawet nie wiedział, na kogo miał patrzeć, a Edgar nie chciał najwidoczniej się skupić, bo uciekał wzrokiem średnio co pięć sekund.
Upił łyk swojego napoju.
— Pamiętasz w ogóle cokolwiek? Z tej nocy, kiedy tutaj byłeś?

 Edgar?
 ──── 
 [1014 słów: Artem otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz